Proces rozpoczął się we wtorek, oskarżonych jest dwóch: Hubert U. - kierowca autobusu miejskiego oraz Sebastian S.- jego partner. Obaj odpowiadają w sprawie kolizji, do której doszło na początku lipca 2020 roku na Bielanach. Hubert U. prowadził autobus miejski linii 181 i uderzył w trzy zaparkowane przy jezdni samochody. Autobusem jechało kilkunastu pasażerów, lekko poszkodowana została jedna osoba - starsza kobieta.
Policja zatrzymała wówczas kierowcę, bo badanie testerem narkotykowym wskazało na obecność metamfetaminy w jego organizmie.
Hubert U. odpowie za "posiadanie substancji psychotropowej" (w postaci amfetaminy o wadze 1,31 g), którą, już po wypadku, z mieszkania zabrał jego partner oraz za "sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym".
Opinie biegłych nie potwierdziły natomiast informacji, które po wypadku podawała policja. Oskarżony - według nich - nie kierował pod wpływem narkotyków. Był jednak, jak ocenili specjaliści, pod wpływem silnych środków uspokajających.
Hubert U.: moje życie jest teraz na innym poziomie
Co się wydarzyło w dniu kolizji na Bielanach? Tego dowiedzieć się możemy z protokołu z przesłuchania kierowcy jeszcze w śledztwie, który podczas pierwszej rozprawy odczytał sędzia Michał Kurkiewicz.
Oskarżony Hubert U. mówił na przesłuchaniu: "Nie miałem zamiaru spowodować niebezpieczeństwa. Kocham swoje życie. Nie chciałbym aby komukolwiek stało się coś z mojej winy. Bardzo żałuję tego, co się stało".
Zapewniał, że w dniu wypadku nie zażywał środków odurzających. Wziął amfetaminę, jak powiedział "w ilości śladowej", ale pięć dni wcześniej. Zeznał, że zaczął ją zażywać "od niedawna".
"Brałem środki uspokajające. Tego dnia brałem takie środki w postaci płynnej. Nie pamiętam, jak się nazywały. Miałem je od swojego partnera. Nie wiem, skąd on to miał. Był to prawdopodobnie środek ogólnodostępny. Nie wiedziałem co to, ale to brałem. On mówił, że to dobrze działa pobudzająco, ale nie nasennie" - powiedział.
Nie przeczytał ulotki
Przyznał, że ulotki leku wcześniej nie przeczytał. "Zaufałem mojemu partnerowi. Kierowcą autobusu jestem od miesiąca. Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności jaka ciąży na mnie za życie i zdrowie innych osób" - mówił na przesłuchaniu. Hubert U., czytał o wypadku, który dwa tygodnie wcześniej spowodował na moście Grota jego kolega po fachu. Przypomnijmy, kierowca był wówczas pod wpływem narkotyków.
"Wyciągnąłem wnioski, że nie wolno przed pracą brać takich środków. Zdarzenie było wynikiem tego, że zasłabłem" - stwierdził.
Hubert U. dzień przed kolizją pracował od godziny 3.30 do 12.30. W domu był o 13.
"Od razu zasnąłem obudziłem się o 23, miałem do pracy na godzinę 4.45. Od godziny 23 nie mogłem zasnąć, to spowodowało, że poczułem się słabo, zwłaszcza, że od godziny 13 niczego nie jadłem i nie piłem żadnej kawy. O godzinie 23 wziąłem płyn (lek uspokajający- red). Po wypiciu nie zasnąłem. Od godziny 5 jeździłem autobusem. Do posiadania amfetaminy to się nie przyznaję. To nie jest moje" - mówił.
Hubert U. we wtorek przed sądem złożył krótkie wyjaśnienia. Powiedział: - Skończyłem terapię, która trwała 40 dni. Kontynuuję leczenie, mam pracę. Bardzo żałuję tego, co się wydarzyło, moje życie jest teraz na innym poziomie. Chciałbym w tym miejscu przeprosić również pokrzywdzoną ( poszkodowaną w kolizji kobietę - red.) za wszystko co się stało.
Przyznał się do posiadania narkotyków oraz do tego, że spowodował kolizję, co negował podczas pierwszego przesłuchania w lipcu. Kwestionował natomiast przyjętą przez prokuraturę kwalifikację czynu.
- Dlaczego wcześniej nie przyznawał się pan do posiadania amfetaminy, twierdził "to nie jest moje"? - dopytywał sędzia.
- Nie chcę odpowiadać na to pytanie - odpowiedział oskarżony.
Zacieranie śladów
Amfetaminę, o posiadanie której oskarżony jest Hubert U., policjanci znaleźli w jednym ze sklepów spożywczych, w pudełku po podpaskach. Ukrył ją tam, zdaniem prokuratury, Sebastian S., partner oskarżonego kierowcy, który jest współoskarżonym w sprawie.
Sebastian S., został oskarżony o czyn z art. 239 § 1 Kodeksu karnego, polegający na "ukryciu niedozwolonych substancji i zatarciu śladów przestępstwa". - Przyznaje się, ale nie zrobiłem tego w celu utrudnienia śledztwa - powiedział na wtorkowej rozprawie.
Wyjaśnił też: - Jestem obecnie osobą niepełnosprawną, pracującą. Amfetaminę wyniosłem nie z powodu tego, że prosił mnie o to partner, tylko dlatego, ponieważ jestem osobą uzależnioną, chciałem sam to spożyć.
Prokurator Paweł Pietrzak zapytał wówczas: - To dlaczego pan tego w mieszkaniu nie spożył?
Sebastian S. Odparł: - Ponieważ szedłem wtedy do pracy i wyniosłem w celu spożycia w pracy.
- Czy tego dnia kontaktował się pan ze swoim partnerem telefonicznie, sms-owo? - zadał kolejne pytanie prokurator.
- Tak, pisaliśmy - odpowiedział S.
- Jaka była treść tych sms-ów, dotyczyła narkotyków?
- Narkotyków nie. Informował mnie o tym, że zatrzymała go policja, bo spowodował wypadek, że policjanci świecą mu latarką po oczach.
- Czy współoskarżony przekazał panu w tym sms-nie jakieś wskazówki? Co ma pan robić.
- Absolutnie.
"Nie do końca była taka prawda, czyli po prostu kłamałem"
Obrończyni Sebastiana S. mecenas Marta Mróz pytała z kolei o związek oskarżonych.
- Jak długo mieszkacie wspólnie z współoskarżonym? - postawiła pytanie.
- W tej chwili 3,5 roku - odpowiedział.
- Czy w tamtej sytuacji miał pan poczucie, że może utrudnić śledztwo?
- Nie. Tego dnia po wymianie sms-ów z Hubertem nie przyszło mi do głowy, że może przyjechać policja.
Marta Mróz przypomniała wówczas, że w mieszkaniu zostały inne używki i akcesoria służące do ich spożycia.
- Gdyby pan wiedział, że coś takiego się wydarzy, posprzątał by pan też inne rzeczy, które policja w mieszkaniu znalazła? - zapytała.
- Nie wiem, jak bym postąpił. Na pewno poczekałbym na policjantów. Nie wiem czy pozbyłbym się tych używek - odparł.
Sędzia odczytał wówczas wyjaśnienia, jakie Sebastian S. złożył w postępowaniu przygotowawczym. Wówczas nie przyznawał się do winy. Twierdził, że w mieszkaniu, w którym mieszka z partnerem, nie było żadnej amfetaminy. Twierdził, że tę, która policjanci znaleźli u niego w pracy, kupił dwa tygodnie wcześniej, włożył do opakowania po podpaskach koleżanki i zapomniał.
Podczas rozprawy sprostował: - Nie do końca była to prawda, czyli po prostu kłamałem.
- Czyli jaka była prawda? - zareagował sędzia.
- Narkotyki były Huberta. Pamiętałem, że schowałem te narkotyki, ale zrobiłem to z myślą o udzieleniu pomocy osobie najbliższej.
- Może pan to rozwinąć?
- Pozostajemy w związku z Hubertem, traktuje go jako osobę najbliższą.
Badali cebulki włosów
Sebastian S. przyznał podczas rozprawy, że już po wypadku został poważnie pobity, był hospitalizowany. Przeszedł też "coś w rodzaju udaru". Sędzia zdecydował o kolejnej opinii biegłego, który oceni, czy może brać udział w procesie.
Na kolejnej rozprawie planowane jest przesłuchanie świadków, w tym kobiety, która w wyniku kolizji została poturbowana i trafiła do szpitala.
W sprawie prokuratura powołała też biegłych z zakresu badań chemicznych, badań DNA, badań toksykologicznych. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, jeden z nich badał nawet cebulki włosów oskarżonego, żeby sprawdzić, czy - a jeżeli tak, od kiedy - zażywał on nielegalne substancje. Przesłuchano również świadków, uzyskano zapisy monitoringu i dokumentację medyczną.
**
Na początku września 2021 roku informowaliśmy o akcie oskarżenia dla 43-letniego kierowcy miejskiego autobusu. W jego organizmie stwierdzono obecność amfetaminy - informowała Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Firma Arriva, która zatrudniała kierowcę, przekazała wcześniej, że został zwolniony dyscyplinarnie.
Ponadto przed Sądem Okręgowym w Warszawie toczy się proces kierowcy miejskiego autobusu tego samego przewoźnika, który spowodował wypadek na moście Grota-Roweckiego. Pojazd spadł z mostu. Zginęła jedna osoba, a kilkunastu pasażerów przewieziono do szpitala. Badania wykazały, że kierowca był pod wpływem amfetaminy. Kilka dni później doszło do kolizji na Klaudyny.
Po tych zdarzeniach Generalna Inspekcja Transportu Drogowego rozpoczęła kontrole u stołecznych przewoźników. Te wykazały, że dochodziło do złamania przepisów prawa głównie związanych z przekroczeniami norm czasu pracy. GITD podał pod koniec ubiegłego roku, że w sumie wykryto ponad 500 naruszeń.
Autorka/Autor: Klaudia Ziółkowska
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl