Inspekcja Transportu Drogowego posumowała kontrolę warszawskich przewoźników. Wykryte naruszenia dotyczą przede wszystkim czasu pracy i korzystania z autobusów, które nie miały aktualnych badań technicznych. Wszystkie skontrolowane przedsiębiorstwa będą musiały zapłacić kary. Najwyższą - Arriva.
Kontrole zostały wszczęte po dwóch wypadkach, w których latem brały udział autobusy firmy Arriva, pracującej na zlecenie miasta. Pod koniec czerwca autobus linii 186 spadł z estakady na moście Grota-Roweckiego. Zginęła jedna osoba, a kilkunastu pasażerów przewieziono do szpitala. Badania wykazały, że kierowca był pod wpływem amfetaminy.
Kilka dni później doszło do kolejnego zdarzenia. Na ulicy Klaudyny kierowca autobusu linii 181 uderzył w cztery zaparkowane samochody i latarnię. Z ogólnymi obrażeniami do szpitala została przewieziona jedna z pasażerek.
Po tych zdarzeniach Generalna Inspekcja Transportu Drogowego rozpoczęła kontrole, w ramach których sprawdzała między innymi uprawnienia przedsiębiorstwa do wykonywania transportu drogowego oraz uprawnienia, badania i szkolenia zawodowe kierowców. Prześwietliła również oświadczenia składane przez kierowców o "niepozostawaniu w stosunku zatrudnienia u innych przewoźników", czas ich pracy, a także dokumentację wozów.
Najwięcej naruszeń w firmie Arriva
Kontrole prowadzone były w czterech przedsiębiorstwach, które świadczą usługi przewozowe na rzecz Zarządu Transportu Miejskiego.
- Dochodziło do złamania przepisów prawa głównie związanych z przekroczeniami norm czasu pracy. A wiadomo, że kierowca zmęczony, który nie odpoczywa odpowiedniej ilości godzin, to kierowca, który stwarza zagrożenie - mówił podczas środowego briefingu wiceminister infrastruktury Rafał Weber. - Chciałbym zaapelować do wszystkich, którzy odpowiadają za organizację transportu zbiorowego, o ogromną odpowiedzialność i prowadzenie właściwego nadzoru nad firmami, które świadczą takie usługi. Pasażerowie, płacąc za bilet, oczekują bezpieczeństwa - dodał.
Główny inspektor transportu drogowego Alvin Gajadhur wyjaśnił, że pierwsza kontrola w firmie Arriva rozpoczęła się w połowie maja, czyli jeszcze przed dwoma wypadkami. Potem zapadła decyzja o kolejnych, w tym również o sprawdzeniu innych przewoźników. - Te kontrole były prowadzone krzyżowo. Chcieliśmy sprawdzić, czy kierowcy nie pracują jednocześnie w kilku firmach i czy w związku z tym nie są łamane normy czasu pracy. I niestety wyniki są zatrważające. W tych wszystkich firmach wykryliśmy około 500 naruszeń. W pierwszej firmie (Arriva - red.) było ich 445. Niestety dochodziło do rażących przypadków łamania norm czasu pracy. Kierowcy jeździli przemęczeni, stwarzając zagrożenie dla życia i zdrowia pasażerów - poinformował główny inspektor transportu drogowego.
Dla zobrazowania skali naruszeń przywołał grafik jednego z kierowców, który w ciągu dwóch miesięcy pracy miał tylko dwa dni wolnego. - Zdarzały się przypadki, że rozpoczynał pracę u jednego przewoźnika o 4 rano, pracował do godziny 13, a o 15 rozpoczynał pracę u drugiego przewoźnika, pracując do 23 lub 24. I tak przez 17 dni w trakcie ponad dwóch miesięcy pracy. 44 razy ten kierowca złamał normy czasu pracy, zostały wykryte 44 naruszenia - wyliczał. - Kolejny kierowca w ciągu dwóch miesięcy pracy miał 63 naruszenia. Widać na tych przykładach, jak niektórzy kierowcy łamali normy czasu pracy. Były dni, że pracowali non stop - dodał.
- 270 kierowców pracowało jednocześnie w kilku firmach, najczęściej w dwóch. W 69 przypadkach kierowcy łamali normy czasu pracy. W firmie Arriva, której autobus uczestniczył w wypadku, również wykryliśmy nieprawidłowości związane z brakiem ważnych badań technicznych pojazdów. Pojazdy jeździły, kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt dni po drogach bez aktualnych badań technicznych - podkreślił.
Poinformował też, że suma naruszeń wykrytych w firmie Arriva mogła skutkować nałożeniem na nią kary w wysokości 300 tysięcy złotych. - Natomiast ta kara, zgodnie z ustawą o transporcie drogowym, zostanie ograniczona do 30 tysięcy złotych - zastrzegł. Z kolei Krzysztof Chojnacki, szef Mazowieckiego Inspektoratu Transportu Drogowego, wskazał, że pozostałe trzy przedsiębiorstwa również zostaną ukarane, ale nie kwotami maksymalnymi. Będą musiały zapłacić 10 250 złotych, 12 100 złotych oraz 12 300 złotych.
Jak dodał Gajadhur, wobec 69 kierowców wszczęto postępowania i skierowano wnioski do sądu o ich ukaranie. Tłumaczył też, że odpowiedzialność za naruszanie norm czasu pracy może ponieść także przewoźnik, jeżeli to jego działania (na przykład sposób układania grafiku) doprowadziły do naruszenia. Wskazał też, że organizator transportu powinien weryfikować, czy nie dochodzi do takich sytuacji.
"Brak nadzoru"
- Organizatorem transportu jest w Warszawie Zarząd Transportu Miejskiego, czyli miasto stołeczne Warszawa. I brak jest tego nadzoru. W związku z czym wszczęliśmy również postępowanie w stosunku do Zarządu Transportu Miejskiego. Te postępowania jeszcze się toczą i być może też w tym zakresie będą nałożone kary. Mamy nadzieję, że firmy, które kontrolowaliśmy, jak i Zarząd Transportu Miejskiego wyciągną stosowne wnioski i wprowadzą działania naprawcze, tak aby pasażerowie, którzy poruszają się autobusami miejskimi, mogli czuć się bezpiecznie - zaapelował.
Przypomniał też, że ITD prowadzi tego typu kontrole od wielu lat. - Na przestrzeni ostatnich lat praktycznie nic się nie poprawiło. Kary na przedsiębiorstwa świadczące usługi komunikacji miejskiej w Warszawie są nakładane od wielu lat i często są to kary w maksymalnej wysokości 30 tysięcy złotych - zaznaczył Gajadhur.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że poza Arrivą kontrolowane były także Miejskie Zakłady Autobusowe, Mobilis oraz PKS Grodzisk Mazowiecki. Z informacji podanych w lipcu przez ZTM wynika, że w MZA wykorzystywanych jest około 1 381 autobusów, firma Mobilis ma ich w Warszawie 169, Arriva - 142, a PKS Grodzisk Mazowiecki - 54 autobusy.
"Miasto nie ma uprawnień do kontroli czasu pracy kierowców"
"Nie tolerujemy nieprawidłowości w stanie technicznym pojazdów Warszawskiego Transportu Publicznego. Wymogi, certyfikacja i kontrole taboru prowadzone przez ZTM dają wysoką ocenę stanu pojazdów. Przypadki nieprawidłowości, o których mówił Alvin Gajadhur, dotyczą innych oddziałów, a nie tych w Warszawie" - poinformowała na Twitterze rzeczniczka stołecznego ratusza Karolina Gałecka.
W rozmowie z "Gazetą Stołeczną" rzecznik ZTM Tomasz Kunert wyjaśniał, że brak ważnych badań technicznych dotyczył autokarów Arrivy, które kursują na trasach międzymiastowych, na przykład w województwie kujawsko-pomorskim (z racji tego, że firma ma tam siedzibę, kontrolował ją Wojewódzki Inspektorat Transportu Drogowego w Bydgoszczy). Dodał, że na początku maja aktualnych badań nie miał tylko jeden autobus Arrivy w Warszawie, a firma zapłaciła już za to karę.
Ratusz odnosi się też do zarzutu dotyczącego braku nadzoru nad czasem pracy kierowców, wskazując, że ZTM nie ma uprawnień do kontroli w tym zakresie. "Wbrew temu, co sugeruje Alvin Gajadhur, miasto nie ma uprawnień do kontroli czasu pracy kierowców Warszawskiego Transportu Publicznego. Takie prawo ma Państwowa Inspekcja Pracy oraz Inspekcja Transportu Drogowego. Dobrze, że wreszcie ITD rozpoczęła kontrole krzyżowe, które powinni wprowadzić dawno temu" - dodała Gałecka.
- Żadna z ustaw, które regulują funkcjonowanie transportu drogowego w Polsce, czyli ustawa o czasie pracy kierowców, ustawa o publicznym transporcie zbiorowym czy ustawa o transporcie drogowym nie daje organizatorowi transportu uprawnień do kontrolowania sposobu zatrudniania czy czasu pracy kierowców u operatorów - tłumaczy Tomasz Kunert.
- Kierowcy są zatrudnieni u operatorów, nie są naszymi pracownikami. Wykupujemy usługi u operatorów i nie mamy prawa wglądu do dokumentacji kadrowej zatrudnionych u operatorów osób - dodał rzecznik ZTM.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24