One często nie rozumieją, nie wiedzą, co się dzieje na lekcji. Dziecko, które jest zbyt długo w takiej sytuacji może zacząć być niegrzeczne czy agresywne. To jest naturalny proces. Trzeba więc zrobić wszystko, żeby te dzieci nie były w przechowalni, tylko w prawdziwym systemie szkolnym - mówiła w TVN24 Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie o ukraińskich dzieciach przyjmowanych do placówki, którą kieruje. Zaznaczyła, że przy organizacji ich nauki konieczne są rozwiązania systemowe na poziomie ministerialnym.
Jak mówiła w TVN24 dyrektor Kozakiewicz, do Szkoły Podstawowej nr 103 na warszawskim Mokotowie zostało przyjętych pięćdziesięcioro dzieci z Ukrainy. - Pierwsza fala to były dzieci, które nie widziały jeszcze wojny, tylko uciekały przed nią. Nie przeżyły tak wielkiej traumy poza tym, że opuściły swoje środowisko, swoje domy rodzinne. Teraz zaczęły przybywać dzieci, które miały bezpośredni kontakt z wojną. Widziały bomby, ostrzał, ludzi rannych - mówiła Kozakiewicz.
Dyrektorka podstawówki przyznała, że kondycja psychiczna tych dzieci jest "bardzo różna". - Te dzieci przede wszystkim nie płaczą. One są w stanie tak głębokiego stresu, że o nic nie proszą, tylko oczekują od nas bezpieczeństwa. W momencie, kiedy wykonuję gest pozwalający na przytulenie się, przytulają się bardzo mocno i głęboko patrzą w oczy. Próbują pokazać, że będą bardzo grzeczne i będą się uczyć - opowiadała Kozakiewicz.
RELACJA NA ŻYWO: Atak Rosji na Ukrainę >>>
Kozakiewicz: trzeba zrobić wszystko, aby te dzieci były w prawdziwym systemie szkolnym
Mówiła również, że przyjmując Ukraińców do szkoły, stara się umieszczać ich w klasach, gdzie już są inne dzieci z tego kraju, które przybyły do Polski wcześniej bez związku z wojną.
- Zatrudniłam też panią, która jest asystentem nauczyciela. Pomaga w sytuacjach, kiedy znajomość angielskiego i rosyjskiego nie wystarcza i trzeba rozmawiać w języku ukraińskim - mówiła.
Danuta Kozakiewicz była pytania również o to, jak wygląda przyjmowanie ukraińskich dzieci od strony organizacyjnej.- Pierwszy etap to był spontaniczny zryw dyrektorów, nauczycieli i rodziców, gdzie szybko organizowaliśmy przyjęcie dziecka i pomoc dla rodziny. Teraz przyszedł czas na drugi etap, na to żeby znacząco włączyły się nasze władze. Nie tylko poprzez porady, jak rozmawiać z dziećmi. Chodzi o rozwiązania całego sytemu. Dzieci pojawiające się w klasach polskich mogą być w takich warunkach, jakie są teraz przez krótki okres czasu. One często nie rozumieją, nie wiedzą, co się dzieje na lekcji. Dziecko, które jest zbyt długo w takiej sytuacji, może zacząć być niegrzeczne czy agresywne. To jest naturalny proces. Trzeba więc zrobić wszystko, żeby te dzieci nie były w przechowalni, tylko w prawdziwym systemie szkolnym - mówiła Danuta Kozakiewicz.
Dyrektorka wskazała dwa rozwiązania. Według niej powinny powstać klasy mieszane, gdzie są zarówno dzieci polskie i ukraińskie i w każdej z tych klas asystent posługujący się językiem ukraińskim. Z kolei drugie rozwiązanie to tworzenie oddzielnych klas dla dzieci z Ukrainy jako oddziałów przygotowawczych, gdzie do końca tego roku szkolnego pracownicy szkoły powinni zadbać przede wszystkim o nauczenie języka polskiego. - Powinno być włączonych bardzo dużo darmowych webinariów nauki podstaw języka ukraińskiego dla polskich nauczycieli i pracowników oświaty. Konieczne jest też rozpoczęcie współpracy z systemem ukraińskim na temat egzaminów kończących dany etap edukacji. Ale to już powinno być na etapie ministerialnym - dodała.
- Jest bardzo istotne, żeby jak najszybciej zacząć zatrudniać nie tylko pomoce nauczyciela ze znajomością języka ukraińskiego, ale również nauczycieli z Ukrainy - powiedziała Danuta Kozakiewicz.
"Nasze dzieciaki są bardzo mądre i mają olbrzymie serca"
Podkreśliła, że kolejny rok szkolny będzie bardzo trudny również ze względu na podwójny rocznik, który wejdzie do szkół średnich. - Będzie bardzo tłoczno. W wielu szkołach podstawowych również jest olbrzymi tłok. Zwiększono liczebność klas do 29 osób w klasach 1-3 - mówiła Kozakiewicz. Zwróciła również uwagę, że w wielu szkołach konieczne może być podjęcie pracy dwuzmianowej. - Ale to musi być zaakceptowane przez władze zwierzchnie - zastrzegła.
Stwierdziła również, że jest bardzo dumna ze swoich polskich podopiecznych.- Nasze dzieciaki są bardzo mądre i mają olbrzymie serca - podkreśliła. - Przyjmują swoich rówieśników z otwartymi ramionami. Porozumiewają się językiem hormonów, emocji. Łączy je to, co jest charakterystyczne dla wieku, czyli na przykład gry elektroniczne, sport, zajęcia w czasie przerw, czyli na przykład tenis stołowy - powiedziała Kozakiewicz.
Dodała również, że uczniowie porozumiewają się po angielsku. - Część mojego pokolenia posługuje się językiem rosyjskim. Ale część dzieci z Ukrainy bardzo niechętnie, tylko wtedy, kiedy jest to naprawdę niezbędne używa tego języka - dodała.
Na koniec rozmowy przyznała, że w jej szkole bardzo potrzebny jest psycholog posługujący się językiem ukraińskim. - Nie musi to być osoba znająca język polski. Mam zgodę organu prowadzącego na zatrudnienie takiej osoby - dodała.
OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO:
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Michele Ursi / Shutterstock.com