Fotoreporter dokumentował pikietę przed domem Kaczyńskiego. Ma stanąć przed sądem

Protest Obywateli RP pod domem Jarosława Kaczyńskiego
Były prezes TK o nocnej zmianie Kodeksu wyborczego: to swoisty zamach stanu, przypominający praktyki bolszewików
Źródło: TVN24
Fotoreporter "Gazety Wyborczej" ma stanąć przed sądem w związku z tym, że fotografował protest przed domem Jarosława Kaczyńskiego. Reporter tvnwarszawa.pl Tomasz Zieliński dostał podobne zawiadomienie. Na Żoliborzu był w tym samym celu – dziennikarskim.

Jak podała piątkowa "Gazeta Wyborcza", jej fotograf Wojciech Jakub Atys stanie przed sądem w związku z tym, że fotografował protest, który odbywał się przed domem Jarosława Kaczyńskiego. W niedzielę 29 marca zorganizowali go Obywatele RP. Akcja miała związek z nocną zmianą Kodeksu wyborczego przegłosowaną w ramach tzw. tarczy antykryzysowej.

Dwuosobowa pikieta

Protest był skromny, obowiązywał już stan epidemii. Dwie osoby stojące kilka metrów od siebie rozwinęły baner z napisem "Pull up, idioto". Protest obserwowali reporterzy, fotografowie i operatorzy. Jak wyliczyła "Wyborcza", "łącznie, razem z protestującymi, przed domem Kaczyńskiego było dziewięć osób, które policja połączyła w swoich rachunkach w zwartą grupę". Na zdjęciach widać, że reprezentanci mediów stali w pewnych odległościach od siebie i od protestujących.

W zawiadomieniu z Wydziału Prewencji Komisariatu Policji Warszawa-Żoliborz, które cytuje dziennik, można przeczytać, że Atys "wspólnie i w porozumieniu z ustalonymi osobami bez wyjątkowego uzasadnienia, w dziewięcioosobowej grupie przemieszczał się na tym obszarze pieszo jednocześnie nie zachowując wymaganej od siebie odległości 1,5 m". Tym samym fotograf miał więc złamać zasady wynikające z antywirusowego rozporządzenia.

"Gazeta Wyborcza" nie uzyskała odpowiedzi na pytanie, na jakiej podstawie prawnej dziennikarzy i Obywateli RP połączono w jedna grupę. Nie wiadomo także, dlaczego nie uwzględniono, że Atys jest w pracy.

Sam fotoreporter zaprzeczył oskarżeniom policji i wyjaśniał, że nie był uczestnikiem pikiety. Dowiedział się, że sprawa trafiła już do sądu. - W zawiadomieniu napisano, że na złożenie wyjaśnień mam tydzień, ale kiedy je przyniosłem, policjant powiedział, że sprawa i tak jest już w sądzie - relacjonuje Atys cytowany przez swoją redakcję.

Informował, że jest w pracy

Reporter tvnwarszawa.pl Tomasz Zieliński, który pojechał dokumentować zapowiadany przez Obywateli RP protest przed domem Jarosława Kaczyńskiego, również został spisany przez policję. Choć wielokrotnie informował funkcjonariuszy, że jest dziennikarzem wykonującym obowiązki zawodowe, otrzymał zawiadomienie o podobnej treści jak fotoreporter "Gazety Wyborczej".

Został w nim poinformowany, że policja prowadzi czynności w sprawach, w których może zostać obwiniony o to, że "w porozumieniu z ustalonymi osobami bez wyjątkowego uzasadnienia przemieszczał się (…) nie zachowując wymaganej od siebie odległości 1,5 m" oraz "uczestniczył w zorganizowanym zgromadzeniu". Policja odstąpiła od przesłuchania go.

Dlaczego? "Informujemy, iż zgodnie z art. 54 § 7 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia, odstępujemy od przesłuchania Pana w charakterze osoby, co do której istnieje uzasadniona podstawa do sporządzenia przeciwko niej wniosku o ukaranie oraz, że może Pan w terminie 7 dni od daty otrzymania odstąpienia nadesłać swoje wyjaśnienia w powyższej sprawie" - czytamy w piśmie policji.

Czytaj także: