Kończy się proces Tomasza U., kierowcy oskarżonego o spowodowanie katastrofy autobusu miejskiego na trasie S8. Prokuratura domaga się dla niego najsurowszej kary, czyli 12 lat więzienia i dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów. Obrońcy przekonują zaś, że mężczyzna wsiadł za kierownicę mimo złego stanu zdrowia, bo naciskał na to pracodawca. Twierdzą też, że nie udowodniono, by przyczyną wjechania w bariery była przyjęta przez niego amfetamina.
W środę odbyła się ostatnia rozprawa w procesie Tomasza U., kierowcy autobusu miejskiego linii 186, który w czerwcu 2020 roku przebił bariery energochłonne i spadł z estakady mostu Grota-Roweckiego na nasyp przy Wisłostradzie. Pojazdem podróżowało wówczas 40 pasażerów. Jedna osoba zginęła, a 22 zostały ranne, z czego trzy były w ciężkim stanie. Mężczyzna został oskarżony o naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym oraz "niedostosowanie taktyki i techniki jazdy do zmieniającej się sytuacji drogowej", co uniemożliwiło mu zahamowanie, a w konsekwencji doprowadziło do katastrofy w ruchu lądowym. Badania wykazały, że chwili zdarzenia Tomasz U. był pod wpływem amfetaminy. Policjanci zabezpieczyli także porcję narkotyku schowaną w skrytce kabiny kierowcy.
Na ostatniej rozprawie jako świadek pojawiła się partnerka Tomasza U., ale skorzystała z przysługującego jej prawa do odmowy składania zeznań.
Podczas rozprawy prokurator Aleksandra Piasta-Pokrzywa zawnioskowała, by dołączyć do akt sprawy informację z komisariatu policji w Gliwicach z 6 września 2022 roku o tym, że Tomasz U. został zatrzymany, ponieważ prowadząc auto przekroczył dopuszczalną prędkość.
Z kolei pełnomocnik Tomasza U. zawnioskował o zlecenie opinii uzupełniającej dotyczącej zbadania konstrukcji barier na moście Grota-Roweckiego i ustalenia, jakiego rodzaju wady wystąpiły i które z nich przyczyniły się, bądź mogły się przyczynić do skutków tragicznego wypadku na moście Grota-Roweckiego. Sąd jednak odrzucił ten wniosek, argumentując, że dotychczasowa opinia biegłego w tej kwestii jest wystarczająca. Zamknął też przewód sądowy, a swoje mowy końcowe wygłosiła prokuratura i pełnomocnicy oskarżonego.
Prokurator: oskarżony zrzuca winę na organizację pracy w firmie
W mowie końcowej prokurator Aleksandra Piasta-Pokrzywa wskazała, że okoliczności zarzucanego Tomaszowi U. czynu nie budzą wątpliwości. - Zarówno materiał dowodowy w sprawie, jak i stanowisko oskarżonego są oczywiste - podkreśliła.
Dodała jednak, że tym, co zwróciło uwagę, była treść wyjaśnień oskarżonego. - Z jednej strony oskarżony się przyznaje, a z drugiej strony swoją postawą i tym, co mówił, starał się umniejszyć swoją rolę i w jakiś sposób zdystansować, zrzucając swoją winę na złe samopoczucie i na organizację pracy w firmie - mówiła prokurator.
Prokurator zaznaczyła, że tym, co wzbudziło największe zdziwienie był jednak fakt, że z wypowiedzi oskarżonego przebijało to, że jego zachowanie było podyktowane troską o rodzinę. - Nie wiem, jakiej rodzinie miałoby pomóc, dla jakiej rodziny miałoby być wsparciem, branie narkotyków, a z taką sytuacją mamy tu do czynienia. Jesteśmy tutaj, bo oskarżony podjął całkowicie zgubną w skutkach decyzję o tym, żeby zażyć narkotyki, przed tym, jak siadł za kierownicą autobusu - powiedziała w sądzie.
Oskarżyciel domaga się najsurowszej kary dla Tomasza U.
Zwróciła również uwagę, że pokrzywdzonym mógł zostać każdy. - Każdy z nas wsiadając do tramwaju czy autobusu nie zastanawia się, czy osoba siedząca za kierownicą tego pojazdu jest w ogóle zdolna, by wykonywać swoje obowiązki (...) i zapewnić bezpieczeństwo pasażerom - powiedziała prokurator. Dodała, że oskarżony wziął przed kursem amfetaminę, kompletnie nie myśląc o konsekwencjach swojego czynu. - Taka sytuacja jest absolutnie niedopuszczalna - podkreśliła.
Odniosła się też do informacji od policji o przekroczeniu prędkości przez Tomasza U., którą przedłożyła do akt sprawy. - Mamy przed sobą oskarżonego, który jest osobą niekaralną, który jednak dopuścił się bardzo poważnego przestępstwa pod wpływem narkotyków. Sprowadził katastrofę w ruchu lądowym, w wyniku której ucierpiało bardzo wiele osób, a jedna osoba zmarła. Pomimo rozmiarów tej tragedii, oskarżony, któremu osobiście zatrzymałam prawo jazdy, wykazując się kompletnym brakiem refleksji i tak naprawdę butą siadł za kierownicę pojazdu i w terenie, gdzie obowiązuje ograniczenie do 90 kilometrów na godzinę, jedzie z prędkością 94 kilometrów na godzinę - mówiła w sądzie prokurator.
Następnie prokurator w mowie końcowej zawnioskowała o wymierzenie łącznej kary 12 lat więzienia oraz orzeczenie obowiązku naprawienia szkody w wysokości ponad 1 mln 304 tys. na rzecz Arriva Bus Transport Polska Sp. z o.o. oraz 32 tys. 950 zł (kwota zniszczeń na drodze) na rzecz Skarbu Państwa, a także o orzeczenie dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych.
Obrońca: kierowca uderzył w barierę, bo zasłabł
Z kolei obrońca Tomasza U. adwokat Roland Szymczykiewicz podkreślił, że mężczyzna wielokrotnie wyrażał skruchę i żal z powodu tego, co się stało.
Zwrócił też uwagę na kwalifikację prawną czynu w akcie oskarżenia. W jego opinii w przypadku Tomasza U. nie mamy do czynienia z umyślnym sprowadzeniem katastrofy w ruchu lądowym, a postawienie takiego zarzutu to "szarża prokuratorska".
- Każdy komentarz do Kodeksu karnego i orzecznictwo do tych przepisów jasno wskazuje, że umyślność sprawcy katastrofy, następuje wyjątkowo rzadko i dotyczy to przypadków samobójców oraz ataków terrorystycznych. W pozostałych przypadkach kierowca nie chce sprowadzić katastrofy. Nie ma takiego zamiaru umyślnego, bezpośredniego i do tego nie dąży (...). Uważam, że doszło do spowodowania katastrofy w sposób nieumyślny - mówił Szymczykiewicz.
Dodał, że w toku postepowania nie wykazano też bezpośredniego związku pomiędzy zażyciem narkotyku, a tym, że Tomasz U. wjechał na barierę ochronną. - Wiemy, co powiedział biegły, że Tomasz U. uderzył w barierę, bo zasłabł (...). Dowodzenie tego, że to przez narkotyk, jest nieuprawnione, bo żadna opinia, żadna ekspertyza, ani żaden dowód na to nie wskazuje - zaznaczył adwokat.
Jego zdaniem Tomasz U. przed wypadkiem nie był we właściwym stanie psychofizycznym, ściągnięto go z urlopu zdrowotnego i zmuszono do podjęcia kursu.
"Pod wpływem nacisku wsiadł do autobusu"
Pełnomocniczka mężczyzny adwokat Ewa Waszkowiak także podkreśliła, że umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym to "zarzut chybiony". - Jedynym przewinieniem Tomasza U., który jako ojciec na tamtą chwilę dwójki dzieci, jako partner, jedyna osoba, która dba o swoją rodzinę, mimo złego samopoczucia, które zgłaszał, sygnalizował (...) jest to, że pod wpływem nacisku wsiadł do autobusu - powiedziała w sądzie.
Następnie pełnomocnicy Tomasza U. w mowie końcowej wnieśli o zmianę kwalifikacji prawnej czynów zarzucanych oskarżonemu oraz o możliwie jak najłagodniejszy wymiar kary.
Tomasz U.: powiedzieć, że żałuję, to jest mało
Podczas środowej rozprawy Tomasz U. jeszcze raz podkreślił, że jest mu bardzo przykro z powodu tego, co się wydarzyło. - Powiedzieć, że żałuję to jest mało - mówił Tomasz U.
Ogłoszenie wyroku w tej sprawie Sąd Okręgowy w Warszawie zaplanował na 22 listopada.
Tomasz U. nie był wcześniej karany, ani nie leczył się psychiatrycznie. W areszcie przebywał od 25 czerwca do 15 września 2020 r. Później sąd zdecydował o zmianie środka zapobiegawczego na dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Zabronił mu również prowadzenia pojazdów mechanicznych. Prokuratura odwoływała się od tej decyzji, uważając ją za niesłuszną, jednak została ona utrzymana w mocy. Mężczyzna odpowiadał przed sądem z tzw. wolnej stopy.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl