Można zwariować, oszaleć albo się wściec - taki wybór mają mieszkańcy ulicy Szegedyńskiej. Od czterech dni po ich oknami wyje autoalarm. Właściciel samochodu jest nad morzem, a miejskie służby nie są w stanie pomóc.
W uszach stopery a w rękach jajka - tak uzbrojeni są mieszkańcy ulicy Szegedyńskiej na Bielanach. Cel: samochód przed blokiem, któremu włączył się alarm i od dwóch dni nie chce zamilknąć. Na auto poleciały jajka, ale nic z tego nie wyszło. Mieszkańcy nie przespali kolejnej nocy. Kilkakrotnie interweniowała też policja i strażnicy miejscy, ale nie pomogli, bo okazało się, że właściciel auta pojechał nad morze.
Wyje i wyć nie przestanie
I tak od dwóch dni. To wersja strażników miejskich, bo zdaniem mieszkańców, to już czwarta nieprzespana noc.
- Nikt nie śpi, bo samochód od niedzieli wyje. Noc dzień, noc dzień. Straż miejska przyjeżdza, policja też i nikt nie umie z tym nic zrobić – skarżą się mieszkańcy.
O przeraźliwym alarmie, mieszkańcy Wrzeciona zaalarmowali Miejskiego Reportera: "Od trzech dni samochód stoi i wyje alarm. Proszę o pomoc" – napisał na skrzynkę warszawa@tvn.pl Dominik Korniluk.
Walczą jajkami
Mieszkańcy próbowali sobie poradzić na różne sposoby: stopery do uszu, jajka, uszkodzenie reflektora, telefony do straży miejskiej to wypróbowane już metody.
Okazało się jednak, że strażnicy auta odholować nie mogą. – Nie ma takich podstaw prawnych. Przepisy ruchu drogowego jasno określają tego typu sytuacje. I w tej sytuacji, nie ma żadnych podstaw, żeby odholować ten pojazd – tłumaczy Maciej Świątek, strażnik miejski.
Mieszkańcy jednak nie dawali za wygraną. Wszczęli swój alarm i bombardowali służby telefonami. Straż w końcu sprawą się zajęła. - Nasz patrol podjął niekonwencjonalne środki. Skontaktował się z dozorcą, próbował się skontaktować z mieszkańcami – mówi Świątek.
Niekonwencjonalne działania nie dały skutku. O pomoc w znalezieniu właściciela auta funkcjonariusze poprosili policję. W końcu udało się ustalić: - Właściciel pojazdu przebywa nad morzem. Wróci niedługo, dopiero wtedy będziemy mogli liczyć na zwrot akcji – podsumowuje straż miejska.
Łukasz Wieczorekaq