Bartosz Andrejuk: Fregata, co to za miejsce i dlaczego jest ci bliskie?
Pablopavo: Jedna z ostatnich knajpek w Warszawie, gdzie zachował się stary wystrój. Nie zmienił się od lat 70 tych. Jest to miejsce stałych bywalców, miejsce międzypokoleniowe. Przychodzą tu starzy rastamani urodzeni w latach 70-tych i starsi panowie inżynierowie, czasem lekko zżuleni. Wszyscy razem tu sobie jednak dają świetnie rade. Ludzie wieczorami w brydża tu grają. A ja ponieważ mam wielu znajomych na Saskiej Kępie, to się często tu umawiam na kawkę, piwko. No i nie jest to mordownia. Fregata czynna jest do 20 wiec raczej się tu nikt nie upija.
BA: Podobno pomidorowa jest świetna...
Pp: Jest też pyszny w letnim okresie chłodnik. Garmażeria jest w starym stylu. Ja akurat nie jem mięsa, ale wszyscy co jedzą to polecają nóżki, taki oldschool, lata 70-te na żywo.
BA: Wiem, ze mówisz o sobie, że jesteś obywatelem praskim. Jesteś lokalnym patriotą? Co to dla Ciebie znaczy?
Pp: Jestem zameldowany na Pradze od 10 lat. To jest zresztą cytat z Wiecha. Wychodzi wojsko na wojnę z Warszawy w 1939 roku. Jeden żołnierz następuje drugiemu na kapelusz i tak się witają. "Panie szanowny, może nie stawałby mi Pan na kapeluszu? Moi idą, moi idą. A ja jestem obywatel praski". Tak jak ja, choć urodziłem się i wychowałem na Stegnach. Obie te części są mi zresztą bliskie Stegny, Sadyba, Mokotów z jednej strony, z drugiej Grochów, Saska Kępa, Praga.
BA: Jak czekałem na Ciebie podszedł do mnie Pan i chciał dyktafon mi sprzedać. To jest właśnie ten praski folklor?
Pp: No zdarza się handelek. Ale to raczej bliżej Ząbkowskiej, Brzeskiej. Jednak jak widać tutaj też można trafić na biznesmana.
BA: A gdzie można trafić na ciebie? Którędy się poruszasz po mieście?
Pp: Najczęściej, ze względu na prace i przyjemności, to jest szlak z ronda Wiatraczna prosto Poniatoszczakiem na drugą stronę do studia nagraniowego, aż na ul. Kolejową. Bardzo ładny park tam jest imienia Alojzego Pawełka. A drugi mój szlak to linia autobusu 102 z Grochowa na Powiśle do Jadłodajni Filozoficznej, gdzie gram co środę imprezę. Lubię też okolice Grochowskiej, ogródki działkowe na tyłach bocznicy kolejowej. Tam chadzam.
BA: W środy jak wspomniałeś nawijasz, śpiewasz w Jadłodajni Filozoficznej na ul. Dobrej 33/35. Podobno Reggae Faza to najstarsza impreza tego typu w mieście. Jaka jest jej historia?
Pp: Najstarsza bez przerwy trwająca. Zaczęło się w 2000 roku. Wtedy była jeszcze w innym miejscu, w "Cafe Rytm" na ul. Pięknej przy MDMie. Tam zaczęliśmy grać. Najpierw DJ Krzaku sam, potem we dwóch jako "Zjednoczenie Soundsystem", a jeszcze później we troje z Marianką. Następnie impreza się przenosiła do "Rockendrolla". Teraz od 4 -5 lat jest w Jadłodajni Filozoficznej. Założenie było by była to darmowa impreza raz w tygodniu z nawijaczem na żywo. Długo też ciągnęliśmy czwartki w Punkcie.
BA: Zamkniecie Punktu to chyba był cios?
Pp: Tak. Nie tylko dla nas, ale w ogóle dla muzyki niezależnej w Warszawie. Był to klub otwarty na nietypowe działania. Niekoniecznie na dyskoteki i koncerty gwiazd. Klub miał świetną lokalizacje. Każdy miał tak samo blisko albo tak samo daleko. Nie ma drugiego takiego miejsca w Warszawie. Zagłębie na ul. Dobrej jest jako tako w centrum, ale to już nie to samo.
BA: To jak się ma scena reggae na dzień dzisiejszy w Warszawie?
Pp: Dobrze. Najlepiej w Polsce. A bywało różnie. Klub Mandala prężnie działa na Emilii Plater, w Lorelei na ul. Widok 8 grają sound systemy. Obliczyliśmy ostatnio, że tych sound systemów w Warszawie jest obecnie ze czterdzieści. I ludzie na to chodzą. Poznań był przez moment stolicą polskiego dancehallu. Tam były najlepsze imprezy. Jednak to się zmieniło i obecnie to Warszawa trzyma się najmocniej. Często dostaje maile od młodych ludzi z pytaniami gdzie zaczynać, gdzie koncertować. Jak ja zaczynałem z Krzakiem to były trzy soundsystemy w mieście. A teraz to niektórych nie znam. Mimo, że staram się trzymać rękę na pulsie.prawo
BA: Jak koncertujesz poza Warszawą, to ludzie rozumieją te wasze wszystkie warszawskie wstawki? Jak odbierana jest muzyka Vavamuffin w Poznaniu, Krakowie?
Pp: W Poznaniu, Krakowie, miejscach gdzie ze względów kibicowskich mogły by być jakieś kłopoty, nic złego nigdy nam się nie stało. To jest przyjemne jak w Poznaniu cały klub śpiewa "Vava to reggae town", albo „Jesteś frajer bo na Saską Kępę nie chodziłeś". Z drugiej strony nie jesteśmy szowinistami warszawskimi. Wszędzie podkreślamy by ludzie kochali swoje małe ojczyzny, swoje miasta. Uważam, że każdy powinien wspierać miejsce, w którym mieszka.
BA: Wielu varsavianistów to nie są rodowici warszawiacy. Czyli jednak nie tylko tych urodzonych w stolicy Warszawa może inspirować. A ciebie czym inspiruje?
Pp: Ja jestem rodowitym Warszawiakiem. Mam wielu przyjaciół z Chełma czy Konina, którzy zwariowali na punkcie Warszawy. To miasto uwodzi z różnych powodów. Przede wszystkim historia. To miasto trzy razy powstawało z totalnych gruzów. Warszawa też nie jest tak oczywista jak Kraków. Idziesz sobie po Krakowie jest pięknie i właściwie nie ma się nad czym zastanawiać. A u nas jak chcesz poszukać czegoś naprawdę pięknego to musisz trochę poszperać. No i wbrew temu co się mówi Warszawa jest fajnym miejscem do życia.
BA: Jutro premiera Twojej solowej płyty "Telehon", a Ty do Krakowa jedziesz...
Pp: Dawno byłem umówiony na nagranie tam z przyjaciółmi. Oficjalna premiera koncertowa w Warszawie będzie 9 października w Hybrydach. Zapraszam. Na mojej stronie można już od dawna posłuchać połowy płyty i wyrobić sobie zdanie.
BA: Jesteś jakoś związany w ruchem "Wolna Białoruś"? W środę w Jadłodajni Filozoficznej widziałem, że już zszedłeś ze sceny, a jednak białoruska piosenka zagrana przez DJ Krzaka Cię jeszcze poderwała do śpiewania.
Pp: Formalnie nie jestem związany, ale mam wielu przyjaciół zaangażowanych. Graliśmy kiedyś koncert dla "Solidarnych z Białorusią". Studiowałem też rusycystykę. Przyjaźniłem się z ludźmi z filologii białoruskiej, bo to jest ten sam budynek. No i siłą rzeczy przesiąkłem muzyką. NRM, Narodny Album, tego wszystkiego się słuchało, to są świetne numery. Najsmutniejsze jest jednak to, że nawet bez fałszowania wyborów Łukaszenka tam po prostu wygrywa. Język białoruski zanika. Czytałem, że tylko 22% Białorusinów płynnie posługuje się językiem białoruskim. Język białoruski jest rugowany ze szkół. Szkoda było by tej kultury bardzo nam bliskiej.
BA: W jednym z wywiadów na pytanie o to czy masz dusze poety czy muzyka, odpowiedziałeś że przede wszystkim jesteś kibicem piłkarskim. Jakie są twoje relacje z piłką nożną?
Pp: Po pierwsze piłka nożna to moja wielka i niespełniona miłość. Jak każdy chłopak chciałem być piłkarzem. Nawet nieźle mi szło do pewnego momentu. Jednak w końcu rodzice postawili szlaban i mieli rację. Jestem dość drobno zbudowany, piłka się tak zmieniła, że pewnie bym skończył na wózku. Jestem kibicem klubu z ulicy Łazienkowskiej od dziecka.
BA: Często można Cię spotkać na Legii?
Pp: Ze względu na moją pracę coraz rzadziej. Pracuję w weekendy a w weekendy są mecze. Legia jeszcze gra w środy, a w środy gram w Jadłodajni. Bywam więc od przypadku do przypadku, czego bardzo żałuję. Nie jestem oczywiście szowinistą piłkarskim. Jeżeli ktoś kibicuje Polonii to nie ma problemu. Tak jak mój kolega z zespołu. Dogadujemy się świetnie.
BA: To prawda, ze twój kot nazywa się Legia?
Pp: Tak. Niestety ten kot już nie jest ze mną. Jak się rozstawałem z dziewczyną to z różnych powodów ona tego kota zabrała. Ja nie miałbym czasu się nim zajmować. Śmiesznie było jak moja ówczesna dziewczyna biegała za kotem po mieszkaniu i wołała "Legiunia, Legiunia". Sąsiedzi pewnie myśleli, ze jakaś zwariowana kibicka obok nich mieszka.
BA: Ostatnio sporo płyt z motywami historii Warszawy i Polski się pojawiło. Ciebie nigdy nie ciągnęło by zarymować o Powstaniu Warszawskim, czy Stanie Wojennym?
Pp: Mało pamiętam ze Stanu Wojennego. Miałem wtedy 3 lata. Natomiast jeżeli chodzi o Powstanie Warszawskie to płyta Lao Che moim zdaniem wyczerpała temat. Kolejne płyty o tym to już byłby koniunkturalizm. Nie chciałbym się pod to podłączać. Nikogo oczywiście nie oceniam. Sam przemycam historie Warszawy ale tylko we fragmentach. W tekstach Vavamuffin i w tekstach mojego solowego projektu jest dużo folkloru warszawskiego. Pojawiają się postacie z historii od Franka Fishera po Urke Nachalnika. Mnie bardziej jednak interesuje jak Warszawa wygląda dziś, jak te dawne czasy gdzieś się przejawiają. Idziesz ulicą i myślisz "O tu była knajpa na Czerniakowie i Grzesiuk grał na banjo". W tym kierunku myślę. Lao Che zaśpiewało o Powstaniu Warszawskim rewelacyjnie i starczy. Nie widzę też szans by można zrobić to lepiej.
BA: Porozmawiajmy o Twojej solowej płycie. "Piosenka ze śmieci" to jest raczej piosenka ze smutnym tekstem. Twórczość Twojego macierzystego zespołu jest bardziej wesoła. Skąd taka zmiana?
Pp: Każdy człowiek ma w sobie trochę tego i tego. Na płycie solowej chciałem zrobić coś innego niż z Vavamuffin. Bez sensu przecież na solowej płycie nagrywać to samo co w zespole. Te piosenki nie są jednak smutne. Raczej liryczne. Chciałem by to był taki folklor warszawski XXI wieku. Mam tam dużo historyjek. Podobne rzeczy opowiadał Grzesiuk. Tylko u mnie miało to być bez stylizacji na przedwojenne granie. Chciałem to zrobić na nowocześnie. Jak Grzesiuk o Felku Zdankiewiczu ja opowiadam o dawnych złodziejaszkach, nieszczęśliwych miłościach, o zwykłych ludziach, o których rzadko się pisze piosenki. Cały nasz pop zajmuje się wyabstrahowanymi rzeczami. U mnie jest konkret, śmieci miejskie, drobni gangsterzy.
BA: Andrzej Stasiuk w ostatnim wywiadzie dla Lampy powiedział, w dużym skrócie, że "śmieci rządzą". Ciebie też inspiruje to co zostawione, porzucone, niechciane?
Pp: To dużo mówi o mieście. W tej Lampie jest też o przedwojennym recyklingu, czyli o babkach, szmaciarzach , przedwojennych żydowskich handlarzach. Teraz to trochę zanika. Ludzie na kłódki zamykają śmietniki. Nurkowie maja coraz gorzej. Prawda jest taka, że śmieci o nas mówią bardzo dużo. My konsumujemy straszną ilość rzeczy. A czasem warto zobaczyć co się wysypuje, co leży na ziemi.
BA: Piosenka "Telehon" to taki Twój sen o Warszawie. Skąd pomysł by śpiewać o Warszawie, której właściwie nie ma?
Pp: To jest nie tylko o Warszawie. To jest sen, a że jestem warszawiakiem to mi się śni stolica. Na początku wpadła mi do głowy tylko ta fraza, która jest refrenem „Halo tu Pablopavo dzwonię do Ciebie ze snu". W tej piosence nie ma jednoznaczności. To jest sen, który się dzieje. Oczywiście wszyscy by chcieli by nie burzono XIX wiecznych fabryczek na Grochowie, ale jednak tak się robi.
BA: Muszę zapytać. Co to znaczy "Telehon"? Skąd ta nazwa?
Pp: To właściwie nic nie znaczy. To był taki żart u mnie w domu. Który się wziął z kabaretu Olgi Lipińskiej. U mnie w domu się mówiło "Telehon dzwoni". Nie zastanawiałem się nad tym dokładnie. Przyszło mi do głowy i tak zostało.
BA: Skąd bierzesz takie historie ja ta o Janku z piosenki "Warszawa Wschodnia"? To są prawdziwe historie?
Pp: Napisałem parę piosenek, które są prawdziwymi historiami. Ta jest raczej połączeniem kilku historii, gdzieś zasłyszanych. Coś słyszałem, coś przeczytałem i skleiłem historie. Janek jest złożony z paru kolegów i paru nieznajomych.
BA: Piosenka "Jurek Mech" to kolejna, raczej gorzka historia...
Pp: Może nie jest bardzo gorzka. Wyobraziłem sobie historię pana który ma hurtownie i czasem lubi się zabawić. Historia bez morału. Ja go nie oceniam. Trochę mu wyszło, trochę nie. Codzienna historyjka. Takich ludzi w Warszawie można spotkać wielu.
BA: W piosence "Się mi to nie" tworzysz jakby swój własny język. Skąd bierzesz takie "grafomanologiczki"?
Pp: Ta piosenka powstała z wkurzenia się na różne rzeczy. Nie chciałem wymieniać nikogo po nazwisku i imieniu. Wymyśliłem sobie kilka neologizmów. Lech Janerka i Leśmian mi trochę przyświecali. Zachowując skalę talentu oczywiście.
BA: Na tych ośmiu piosenkach, które udostępniłeś na swojej stronie słychać spore wycieczki muzyczne. Jak odbiera te nagrania tak zwane środowisko reggae?
Pp: Spodziewałem się jednak większego krzyku. Jestem kojarzony ze sceną reggae od wielu lat. Jednak zapowiadałem, że płyta będzie dziwaczna i eksperymentalna. Ludzie przyjęli to na klatę.
BA: Opowiesz historie powstania piosenki "C. S. I. Stegny" i "System"? Dla mnie to są wiersze.
Pp: "C. S. I. Stegny" mógłby napisać każdy. Każdy miał 17 lat i był nieszczęśliwie zakochany. Różnie to się kończyło. Nie ma co opowiadać. System to jest jedyny nie mój tekst na płycie. Napisał go Piotr Czerniawski, poeta, mój przyjaciel. I to jest po prostu wiersz, który mi się bardzo podoba. Zawsze chciałem nagrać jakiś tekst Piotrka i wybrałem ten. Tekst ma podwójne dno. Jak ktoś się komputerami interesuje to może to zauważy.
BA: Śpiewasz też "Na nowo biorę tego majka". Kiedyś Muniek mi powiedział, że śpiewać po raz milionowy raz „Warszawę" to nie może być tak samo wielka przyjemność jak za pierwszym razem. Czujesz coś takiego?
Pp: Piosenka o której mówisz jest trochę o freestylu. Nadal uwielbiam jak stoi 70 osób, a ja nawijam. Ja reaguję, oni reagują. Ciągle mi to sprawia przyjemność. Nawet granie takich numerów jak "Vava to" czy "Bless" z Vavamuffin, które już zaśpiewałem 200- 300 razy. My zresztą dużo improwizujemy. Dużo zmieniamy dlatego to się nie nudzi
BA: A w Wielkiej Bitwie Warszawskiej, pojedynku na rymy, byś wystąpił?
Pp: Ja uprawiam trochę inny rodzaj freestylu. W Bitwie Warszawskiej też o to chodzi by pognębić przeciwnika. Mój freestyle jest inny. Ma podkręcić imprezę. Jestem fanem rapu, natomiast podkreślanie w bitwach, że ja jestem super, a ty jesteś słaby mnie nie interesuje. Ani siebie nie uważam za wyjątkowego nawijacza, ani nie chciałbym nawinąć Tetrisowi, że jest słaby. To jest konwencja oczywiście, doceniam kunszt ale nie chcę brać udziału.
BA: Mnie zastanawiał zawsze proces twórczy nawijacza. Bo to chyba nie wygląda tak, że siadasz z długopisem i sobie piszesz "nawijki"?
Pp: Przygotowujemy najpierw parę akordów i zaczynam pisać. Też sobie improwizuję. Gdzieś z tego układam sobie frazy i potem dopisuję do tego rzeczy. Czasem piszę bardzo szybko. "Jurek Mech" i "Warszawa Wschodnia" powstały w 10 minut. Wyszło ot tak spod długopisu. Inny jest oczywiście proces w Vavamuffin, gdzie każdy z nas pisze swoje fragmenty i musimy się jednak dogadać, żeby jeden nie napisał o miłości, a drugi o wojnie japońskiej 1905 roku.
BA: Powiedz mi na koniec, czy solowy projekt nie przeszkodzi w śpiewaniu w Vavamuffin ?
Pp: Jasne, że nie. Z Vavamuffin ruszamy w trasę w październiku. Robimy już nową płytę, która będzie pewnie na wiosnę przyszłego roku. Mamy już sześć nowych piosenek. Gramy je sobie na próbach. W Stodole na jesieni zagramy dwa koncerty i będzie można je już usłyszeć. A moja płyta solowa to tylko skok w bok. Nie odszedłem z zespołu i nie mam takiego zamiaru.
Źródło zdjęcia głównego: | map/ŁUD