Jest tak wielka, że Pałac Kultury ledwo zza niej wystaje. Z potężną reklamą chce się zmierzyć nadzór budowlany.
Po bitwie o KDT wydawało się, że plac Defilad będzie się zmieniać. I zaczął, choć chyba nie w takim kierunku, jakiego spodziewali się warszawiacy. Od dwóch tygodni rosną na nim dwa nowe blaszaki - biuro budowy i punkt informacji o II linii metra.
Nie oznacza to jednak, że nikomu już nie zależy na porządku na placu. W tym samym czasie nadzór budowlany po raz kolejny próbuje bowiem uporać się z potężną konstrukcją reklamową, która stoi na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej.
Rozbierze sam, albo za to zapłaci
Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego lada dzień rozpatrzy odwołanie firmy Prestige Board, która dzierżawi działkę. To ona postawiła reklamę. Jeśli WINB odrzuci jej skargę na decyzję inspektora powiatowego, reklama będzie musiała zniknąć.
Właściciel będzie mógł się co prawda odwołać do sądu, ale demontażu to już nie powstrzyma. Albo zlikwiduje rusztowanie sam, albo zrobi to PINB.
- Rzadko zdarza się w takich przypadkach, żeby ktoś uchylał się od decyzji, bo idą za tym kary finansowe - zauważa Andrzej Kłosowski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.
Bitwa na odwołania
Sprawa toczy się od czerwca 2010. Gdy na działce należącej do Tadeusza Kossa stanęła potężna konstrukcja, PINB nakazał demontaż "rusztowania z rozpiętą na nim wielkpowierzchniową powłoką z nadrukiem reklamowym wniesionego samowolnie".
Okazało się jednak, że reklamy nie postawił właściciel działki. Do wojewódzkiego inspektora trafiło odwołanie. Urząd uchylił nakaz demontażu i nakazał PINB ustalić dokładnie strony uczestniczące w sporze.
Powiatowi urzędnicy stwierdzili, że właściciel reklamy - firma Prestige Board - nie ma pozwolenia na budowę, które jest niezbędne, bo nośnik jest trwale związany z gruntem. Firma miała uzupełnić dokumenty, ale tego nie zrobiła. PINB ponownie nakazał usunięcie rusztowania.
Firma się nie poddała. - Znów odwołała się do WINB - wyjaśnia Kłosowski. I właśnie na decyzję w sprawie tego odwołania czekają teraz urzędnicy. Biegnie już 30-dniowy termin na jej wydanie. - Mam nadzieję, że WINB utrzyma naszą decyzję. Odpowiedzi można spodziewać się zapewne wcześniej, bo sprawa jest już znana - przekonuje.
Wszystko przez Bieruta
Cała historia ma swój początek w okresie powojennym, kiedy to działkę odebrano właścicielom na mocy tzw. dekretu Bieruta. Nim reklama stanęła przy Marszałkowskiej, ziemię odzyskał spadkobierca przedwojennych właścicieli, Tadeusz Koss.
Jego radość była jednak niepełna - narożnik Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej to fragment parku. Taki zapis jest też w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Koss nie mógł tu niczego zbudować, a miasto nie kwapiło się, by kawałek publicznego parku od niego odkupić. Szukał więc różnych sposobów na to, by grunt przynosił mu zysk. Odgrażał się, ze postawi tu budkę z piwem. Skończyło się na bilbordzie, który prawdopodobnie będzie musiał zniknąć.
Andrzej Rejnson
Źródło zdjęcia głównego: | tvn24