Surowe wyroki za zabicie dwóch drobnych dilerów narkotykowych. Jeśli piątkowy wyrok utrzyma się w apelacji, Wojciech S. ps. Wojtas vel Kierownik może już nigdy nie wyjść na wolność. Sąd skazał także trzech innych gangsterów.
Nie byłoby tego procesu, gdyby prokuraturze i policji nie udało się złamać gangsterskiej zmowy milczenia. Kilkunastu przestępców gangu mokotowskiego oraz z grupy konstancińskiej poszło na współpracę z organami ścigania.
Dzięki temu odkryto kilkanaście niewyjaśnionych do tej pory kryminalnych tajemnic i postawiano kilkaset zarzutów ponad stu podejrzanym.
Odkopani 12 lat później
Jedną z takich niewyjaśnionych spraw było zaginięcie w 2002 r. Jacka P. ps. Postek oraz Tomasza M. ps. Maks. To dwaj dilerzy narkotyków pracujący na rzecz Marka K. ps. Muł, który, według policji, był przywódcą jednej z grup w gangu mutantów.
"Muł" działał na terenie Piaseczna i okolic, gdzie rywalizował z Rafałem B. ps. Bukaciak, przywódcą tzw. grupy konstancińskiej. Ten drugi uważał konkurenta za śmiertelne zagrożenie.
"Bukaciak", po wyjściu z więzienia w 2001 roku, zaczął współpracować z Wojciechem S. ps. Wojtas, przywódcą tak zwanej grupy ursynowskiej (będącej częścią gangu mokotowskiego), o wiele lepiej znaną w mediach pod nazwą gangu obcinaczy palców. Razem zdecydowali, co wczoraj potwierdził sąd, o porwaniu "Maksa", by wydobyć z niego informacje o konkurencyjnej grupie. "Postek" został uprowadzony "przy okazji". Po prostu akurat był razem z "Maksem", więc zostali porwani obaj.
Przestępcy wywieźli ich do lasu w miejscowości Parcela-Obory, niedaleko Konstancina. Tam, przez niemal trzy godziny znęcali się nad nimi. Dilerzy zginęli od ciosów zadanych toporkiem.
Do zbrodni doszło we wrześniu 2002 roku. Ich ciała policja wykopała niemal 12 lat później, w maju 2014.
Czterech porwało, zabiło dwóch
W piątek Sąd Okręgowy wydał wyrok w tej sprawie. Na ławie oskarżonych zasiadły cztery osoby. W porwaniu brało udział więcej, ale przeciwko pozostałym toczą się osobne procesy.
Za porwanie "Postka" i "Maksa" odpowiadali wszyscy: Wojciech S. ps. Wojtas, Robert M. ps. Ternit, Tomasz R. ps. Garbaty oraz Sławomir B. ps. Biały. Zarzut zabójstwa dilerów prokurator postawił "Wojtasowi" i "Ternitowi". Dodatkowo ten pierwszy odpowiadał jeszcze za porwanie rok wcześniej innego gangstera o ksywce "Pająk". Inne zarzuty, którymi zajmował się sąd, to m.in. obrót narkotykami i nielegalne posiadanie broni.
Sąd uznał winę oskarżonych we wszystkich najważniejszych zarzutach. Skazał bardzo surowo. Wojciech S. usłyszał karę dożywocia. Co więcej, będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po 40 latach. Jeśli ten wyrok się uprawomocni, "Wojtas" może już nigdy nie wyjść na wolność. A jeśli wyjdzie, to będzie miał ponad 80 lat.
"Ternit", który zdaniem sądu był posłusznym wykonawcą poleceń "Wojtasa" też dostał dożywocie. O wyjście na wolność będzie mógł się starać po minimum 30 lat latach więzienia.
"Garbaty" i "Biały", którzy nie brali udziału w zabójstwie, zostali skazani łagodniej, na odpowiednio: 9 i pół roku oraz 11 lat więzienia.
Co czuły ofiary
Dodatkowo sąd orzekł wobec oskarżonych pozbawienie praw publicznych (od pięciu do dziesięciu lat).
- Sąd zwrócił szczególną uwagę na brutalność i bezwzględność sprawców oraz na motywy, którymi się kierowali. Celem było wyeliminowanie członków konkurencyjnej grupy przestępczej - mówił sędzia Andrzej Krasnodębski. - Na uwagę zasługuje też brutalny sposób dokonania zabójstwa. Nie od rzeczy będzie, jeśli każdy, kto jest na tej sali pomyśli sobie, co czuły te ofiary, zanim zostały wrzucone do dołu - dodał przewodniczący składu sędziowskiego.
Sąd przyznał wprost, że w przypadku "Wojtasa" i "Ternita" chodzi o eliminację ich ze społeczeństwa. – Cele, jakie te kary mają spełnić, to izolacja oskarżonych. W tej sprawie nie można mówić o resocjalizacji, czyli o istnieniu choćby cienia szansy, że po wyjściu na wolność, nie będą już zagrażali społeczeństwu – podkreślał sędzia Krasnodębski.
"Trafił swój na swego"
Sąd podkreślił rolę, jaką w tym procesie odegrał Rafał B. ps. Bukaciak, przywódca grupy konstancińskiej. Choć sam odpowiada przed sądem za siedem zabójstw lub usiłowań zabójstw, zdecydował się na współpracę z policją i prokuraturą. To m.in. jego zeznania i wyjaśnienia obciążyły "Wojtasa" i pozostałych oskarżonych. To, co powiedział, sąd uznał za wiarygodne.
- Wiarygodności dodaje mu fakt, że nie skorzystał z przysługującego mu prawa do odmowy zeznań. Nie skorzystał też z prawa (we własnym procesie – red.) do odmowy składania wyjaśnień. Taką postawę przyjął mimo istniejących obaw o bezpieczeństwo jego i jego najbliższych – zaznaczył sędzia Andrzej Krasnodębski. I zauważył: - On walczy o życie, czyli o to, by wymierzona mu została inna kara niż kara dożywotniego pozbawienia wolności.
"Wojtas" przed laty tak mówił o "Bukaciaku": - Trafił swój na swego. Twardy jest. Taki jak ja.
Nie wiedział wtedy, jak bardzo się pomylił.
Na tvnwarszawa.pl pisaliśmy też o procesie gangu obcinaczy palców i o procesie "Bukaciaka":
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Machajski / tvnwarszawa.pl