Rok temu nie było, a teraz nagle jest smog? Co się stało? - pytają podejrzliwie nasi czytelnicy. Mamy złą wiadomość: jedyna różnica jest taka, że temat nagle stał się nośny i wreszcie poświęca się mu należytą uwagę. Fatalnym powietrzem oddychamy od lat.
Smog był, jest i wygląda na to, że jeszcze długo będzie. Badania Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie pokazują, że od kilkunastu lat zanieczyszczenie powietrza utrzymuje się mniej więcej na stałym poziomie.
- Nie zauważamy wyraźnego trendu spadku bądź wzrostu stężeń pyłów PM10. Jedyne zmiany, jakie widzimy, powiązane są z temperaturami powietrza i prędkościami wiatru występującymi w danym roku – mówi Krystyna Barańska z WIOŚ.
Najgorzej w Śródmieściu
Prześledziliśmy pomiary wykonywane od 2004 roku w czterech stacjach: na Ursynowie, Targówku, Bemowie i w Śródmieściu. Norma średnioroczna dla pyłu PM10 to 40 mikrogramów na metr sześcienny. Najgorsze wyniki notowane są niezmiennie przy al. Niepodległości. Najwyższa średnia - w 2006 roku - wyniosła 59 µg/m3, najniższa - w 2013 roku - 40 µg/m3. W pozostałych stacjach pomiarowych - przy Kondratowicza, Anieli Krzywoń oraz Wokalnej - wyniki w większości okresów wskazują ponad 30 µg/m3. Trudno wskazać dzielnice, gdzie powietrze byłoby lepsze, bądź gorsze. Powody do zmartwień mają także ci, którzy uciekli z zatłoczonego centrum do domków na przedmieściach. Wyniki pomiarów z podstołecznych miejscowości są alarmujące. Stężenia pyłów PM10 bywają tam wyższe niż np. w rejonie Al. Jerozolimskich w Śródmieściu. Podstawowym źródłem PM10 jest spalanie w niskich temperaturach węgla, drewna i śmieci w domach jednorodzinnych. To powoduje też emisję szkodliwego benzo(a)pirynu. - Ten ostatni powstaje w wyniku niepełnego spalania w paleniskach, podczas ogrzewania domów jednorodzinnych. Duże zakłady do tego się nie przyczyniają, bo spalają swoje paliwo w wysokich temperaturach. – tłumaczy Barańska.
Pył nawiewany nad stolicę
Eksperci nie mają wątpliwości, że głównym źródłem smogu są właśnie gospodarstwa domowe. Co ciekawe, za jego pojawianie się w stolicy odpowiadają nie tylko warszawiacy. Jak ocenia ekspertka WIOŚ, źródeł emisji, czyli domów jednorodzinnych ogrzewanych indywidualnie, jest tutaj stosunkowo niewiele. Stolica ma gęstą sieć ciepłowniczą, większość domostw ogrzewanych jest za pomocą centralnego ogrzewania. Połowa pyłu w stężeniach średniorocznych napływa z zewnątrz. Ten nawiewany jest przez wiatr z okolicznych podstołecznych miejscowości i terenu województwa.
– Widać to szczególnie zimą, kiedy wskaźniki stężenia zanieczyszczenia powietrza rosną do poziomów alarmowych. Najpierw obserwujemy to wokół Warszawy, w Legionowie, Otwocku, a następnie w zależności od kierunku wiatru w godzinach wieczornych i nocnych w samej stolicy – dodaje Barańska.
Do smogu przyczyniają się też samochody. Ale trudno przesądzać ich winę. Jak oceniają eksperci, w Warszawie 80 proc. pyłu PM10 generowanego przez samochody to pył wtórny. - Podrywany z nawierzchni przez poruszające się pojazdy. Kilkanaście procent pyłu tworzy się poprzez ścieranie opon i klocków hamulcowych, natomiast kilka – z rur wydechowych samochodów. Nawet gdybyśmy wprowadzili samochody elektryczne, których nie jesteśmy przeciwnikami, to ich ruch dalej będzie powodował podrywanie pyłów PM10 – przekonuje Barańska.
Koniec kwaśnych deszczów
Jeden pozytywny, zauważalny i wyraźny trend, to zdecydowany spadek stężeń dwutlenku siarki. - Te obecne są bardzo niskie. Kiedyś zakwaszenie gleby, wód i powietrza było bardzo wysokie. Głównym emitentem siarki był przemysł. Jednak bardzo restrykcyjne normy spowodowały, że fabryki zamontowały odpowiednie filtry i problem przestał istnieć. Nasze przyrządy kupione kiedyś i skalibrowane na pomiary wysokich stężeń, teraz prawie ich nie wykrywają – tłumaczy przedstawicielka WIOŚ. WIOŚ bada też zawartość w pyle PM10 arsenu, kadmu, niklu oraz ołowiu. Dobra wiadomość jest taka, że nie znaleziono przekroczeń obecności metali ciężkich. Nie odnotowano także przekroczeń norm dwutlenku azotu.
- Jeśli występują, to lokalnie, przy drogach, w zależności od pogody, natężenia ruchu, jego płynności. Jednak w przeciągu kilkunastu lat nie widać wyraźnych zmian, mimo zwiększającej się liczby samochodów – dodaje Krystyna Barańska.
Myśleć lokalnie, działać globalnie
Co zrobić, aby było powietrze nie truło? Lokalnie Warszawa może podążyć śladem Krakowa i wprowadzić w okresie letnim zmywanie nawierzchni jezdni. W ten sposób cząsteczki pyłu nie będą podrywane przez przejeżdżające samochody. Drugim sposobem o zasięgu krajowym jest wprowadzenie norm dla paliw stałych. Pomocna byłaby ustawa antysmogowa, ograniczająca lub wprowadzająca zakaz spalania paliw stałych w mieście. Niestety, jak pokazują badania WIOŚ nie może to być prawodawstwo lokalne, a takie o zasięgu przynajmniej wojewódzkim. Bo cóż z jego wprowadzenia, kiedy nad Warszawę dalej nawiewać będzie smog z podstołecznych miejscowości? Ostatnie zwiększone stężenie PM10 w stolicy spowodowało, że słowo smog na ustach niemal wszystkich odmieniane przez wszystkie przypadki. Zainteresowanie internautów było tak wielkie, że "padła" strona WIOŚ informująca o jakości powietrza. - Wynika to z nagłośnienia problemu przez organizacje ekologiczne, bo stężenie mamy podobne od lat. Możliwe, że dochodzi do tego wzrost świadomości mieszkańców - ocenia Barańska i podkreśla, że ważna jest edukacja.
- Ludzie, którzy spalają śmieci i nie zostaną złapani np. przez straż miejską czują się szczęśliwi. Tylko to wszystko w postaci pyłu spadnie głównie do ich ogródka. Normy w glebie są wielokrotnie przekroczone. Swoje "żniwo" zbiorą latem, np. chodząc po ogródku, czy jedząc zanieczyszczone produkty - podsumowuje.
Podobnie jest z kominkami, które nie są ekologiczne. Eksperci przestrzegają, że palenie w nich nawet najczystszym drewnem powoduje smog. Ich właściciele trują sąsiadów i siebie samych.
Ratusz o walce ze smogiem:
Sławomir Krejpowicz/r
Źródło zdjęcia głównego: TVN24