To miejsce nie jest przystosowane do tego rodzaju aktywności – tak ratusz komentuje wyczyny skejtów na Memoriale Wolnego Słowa. Władze miasta chcą również, by służby zwracały szczególną uwagę na to, co dzieje się przy ul. Mysiej.
O skejtach, którzy jeżdżą po Memoriale Wolnego Słowa napisaliśmy we wtorek rano. Do ewolucji wykorzystują między innymi zagiętą do góry kreskę cenzorską.
"To jest niebezpieczne"
Co na to władze miasta?
- To jest niebezpieczne, bo to miejsce nie jest przystosowane do tego rodzaju aktywności – zaznacza Agnieszka Kłąb, z-ca rzecznika ratusza. – Pani prezydent Warszawy i prezydent Polski zwracali również uwagę podczas inauguracji memoriału, że ma on przede wszystkim przypominać o cenzurze – dodaje.
Podkreśla, że nie jest to miejsce do jazdy na deskorolce czy rowerze.
– Mamy nadzieję, że służby miejskie będą zwracały szczególną uwagę, by skejci tam nie jeździli – podsumowuje Kłąb.
Młodych ludzi, którzy jeżdżą po memoriale bronią za to miejscy aktywiści z grupy M20.
- Bardzo dobrze, że się tak stało, to jest atrakcja tego miejsca. Inaczej nie przyciągnie ono wielu ludzi - powiedział tvnwarszawa.pl Witold Weszczak. - Osoby, które przechodziły obok, patrzyły na wyczyny tych młodych ludzi. To działa jak magnes - dodaje.
Przerwana cenzura
Memoriał Wolnego Słowa ma postać czarnej kreski, który ciągnie się od ul. Nowy Świat, naprzeciwko dawnej siedziby KC PZPR, wzdłuż ul. Mysiej do miejsca, gdzie pod numerem 5 mieściło się wejście do Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Przerwanie czarnej kreski i jego zadarcie symbolizuje zwycięstwo wolnego słowa.
Autorami projektu są architekci: Katarzyna Brońska, Mikołaj Iwańczuk i Michał Kempiński.
TAK WYGLĄDAŁO ODSŁONIĘCIE POMNIKA:
Odsłonięcie pomnika
ran/mz
Źródło zdjęcia głównego: Witold Weszczak/ Grupa M20