Sąd skazał znanego kardiochirurga. "Istotne jest ukaranie finansowe"

Sąd uznał Mirosława G
Źródło: TVN24
Warszawski sąd rejonowy orzekł w środę, że kardiochirurg Mirosław G. jest winny przyjęcia w latach 2005-2006 od pacjentów i ich rodzin co najmniej 22 tysięcy złotych korzyści majątkowych. Skazał go za to na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz 50 tysięcy złotych grzywny. Wyrok jest nieprawomocny.

Zakończony środowym wyrokiem proces toczył się od września 2016 r. przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa. Był to kolejny proces kardiochirurga w tej sprawie po uchyleniu przez sąd drugiej instancji pierwotnego orzeczenia dotyczącego części zarzutów korupcyjnych.

Mówiąc o wymierzonej lekarzowi karze, sędzia Iwona Hulko zaznaczyła, iż "do okoliczności łagodzących zaliczono wielkie zasługi oskarżonego dla medycyny, w tym fakt uratowania życia wielu ludziom". Jednak - jak dodała - "G. wykorzystując swoją wiedzę oraz pełnioną funkcję przyjmował korzyści i stopień społecznej szkodliwości czynu jest wysoki".

Zdaniem sądu kara roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata jest wystarczająco surowa. - Sąd nie ma wątpliwości, że pieniądze były przyjęte od pacjentów w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, dlatego wymierzył mu też karę grzywny - zaznaczyła w uzasadnieniu wyroku sędzia Iwona Hulko.

Nawiązując do grzywny, sędzia wskazała, że "istotne jest ukaranie finansowe, bo takie podłoże miały popełnione przez oskarżonego czyny".

- Odnosząc się do proponowanej przez prokuratora co do trzech czynów surowszej kwalifikacji karnej, sąd stwierdza, iż nie było ku temu podstaw, a materiał dowodowy nie wykazał, aby doktor uzależniał leczenie od przyjęcia korzyści majątkowej. Rodziny pacjentów bowiem same podejmowały takie inicjatywy, dostrzegały w zachowaniu doktora sugestie w tej mierze, ale czyniły to w ramach dowodów wdzięczności - powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Hulko.

W ocenie sądu "wyjaśnienia oskarżonego w zakresie jego linii obrony nie polegały na prawdzie". - Doktor na początku przyjmował wyniki badań, omawiał te wyniki, a później, kiedy rodziny wychodziły, to zostawiały koperty i nie były to już raczej wyniki badań, a właśnie pieniądze - uzasadniła sędzia. Jak dodała, natomiast nie mogły to być pieniądze za dodatkowe płatne dyżury pielęgniarskie, bo te należności regulowano w kasie szpitala MSWiA w Warszawie.

Obrońca kardiochirurga mecenas Adam Jachowicz po wyjściu z sali rozpraw nie wykluczył złożenia apelacji od wyroku. - Sporo osiągnęliśmy, bo prokurator bardzo ostro wojował, żądając kary bez zawieszenia. Pod tym względem jestem zadowolony, że sąd się nie ugiął tamtej sugestii. Będę rozmawiał z klientem. Apelacja nie jest wykluczona - zaznaczył adwokat w rozmowie z dziennikarzami.

Pierwszy proce w sprawie korupcji

Pierwszy proces dr. G. i - wówczas - 20 jego pacjentów był efektem jednej z pierwszych akcji nowo utworzonego wówczas Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Odbił się szerokim echem wśród opinii publicznej.

Stało się tak między innymi dlatego, że oprócz zarzutów korupcyjnych doktorowi G. postawiono wówczas zarzut zabójstwa pacjenta. Ostatecznie prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie.

Dr Mirosław G. został zatrzymany i aresztowany na początku 2007 roku. Wtedy na zwołanej konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wypowiedział słynne słowa: "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Na mocy orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Krakowie z grudnia 2008 były minister sprawiedliwości został za te słowa zobowiązany do publicznych przeprosin oraz uiszczenia zadośćuczynienia.

W styczniu 2013 r. sąd pierwszej instancji skazał dr. G. na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów. G. został wtedy skazany za część zarzutów korupcyjnych z łącznej liczby 42 zarzutów, jakie usłyszał. Uniewinniono go od 23 zarzutów, m.in. mobbingu wobec podwładnych i z części zarzutów korupcyjnych.

Sąd wtedy krytycznie ocenił metody działania CBA i prokuratury w sprawie kardiochirurga. - Nocne przesłuchania, zatrzymania - taktyka organów ścigania w tej sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie - mówił sędzia Igor Tuleya i dodawał, że "budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. - czasów największego stalinizmu".

W kwietniu 2014 r. druga instancja uchyliła uniewinnienie G. oraz kilku jego pacjentów i zwróciła w tym zakresie sprawę sądowi rejonowemu. Odsyłając do SR sprawę kopert wręczanych dr. G. w jego gabinecie (wręczający twierdzili, że w kopertach były listy polecające lub dokumenty medyczne), sąd odwoławczy wskazywał, że jeśli ktoś idzie do lekarza, to zazwyczaj wyniki badań pokazuje na początku wizyty, a nie zostawia ich na odchodnym. Druga instancja nie przesądziła, czy doszło do wręczenia korzyści majątkowej. Wskazała jednak, że sąd pierwszej instancji nie uzasadnił swojego stanowiska.

Zarazem druga instancja utrzymała wówczas skazanie lekarza na rok więzienia w zawieszeniu i grzywnę za 18 zarzutów przyjęcia pieniędzy oraz uniewinnienie G. od zarzutu mobbingu, a także od trzech najpoważniejszych zarzutów korupcyjnych - uzależniania od łapówki przyjęcia pacjenta na oddział lub podjęcia się operacji.

Odnosząc się do krytykowanych przez sędziego Tuleyę zatrzymań i nocnych przesłuchań pacjentów kardiochirurga, sąd drugiej instancji wskazywał wówczas, że zatrzymania te "były bez wątpienia legalne, bo miały oparcie w przepisach procedury" - podobnie jak legalna była zainstalowana w lekarskim gabinecie kamera, która dostarczyła materiału dowodowego. Zaznaczał, że nie należy odwracać uwagi od istoty procesu, czyli tego, czy doszło do korupcji.

Zdjęcie na stronie głównej: Tomasz Gzell / PAP

PAP/kk/pm

Czytaj także: