Rzecznicy przerzucają się śmierdzącym problemem

Ścieki w tunelu dworca
Ścieki w tunelu dworca
Źródło: Tomasz Zieliński /tvnwarszawa.pl
Nikt nie chce się zająć sprzątaniem cuchnącej kałuży w przejściu podziemnym przy dworcu Zachodnim. Jak często w takich przypadkach, problemem jest ustalenie, kto powinien to zrobić.

O problemie napisaliśmy w piątek, po tym jak zaalarmował nas czytelnik. Na dworzec pojechał nasz reporter - zastał tam śmierdzącą kałużę i pasażerów kolei, którzy dosłownie brodzili w odchodach.

Skoro wybiły ścieki, pierwsze kroki skierowaliśmy do rzecznika Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji.

- Nic nie wiem na ten temat. Przejście podziemne nie należy do nas - stwierdził jednak Roman Bugaj.

Przejście bez właściciela

Rozpoczęliśmy więc poszukiwania właściciela przejścia podziemnego. - Do nas na pewno ono nie należy - powiedział Krzysztof Łańcucki, rzecznik PKP Polskie Linie Kolejowe, firmy odpowiadającej za dworcową infrastrukturę.

Jeśli nie kolej, to może miasto? - My nie zajmujemy się wodociągami - odbił piłeczkę mistrz urzędniczego ping-ponga Adam Sobieraj, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich. - To przejście jest poza pasem drogi, więc to na pewno nie my - dodał.

Zamurowali studzienkę?

Światło na sprawę rzucił w końcu anonimowy pracownik wydziału gospodarczego PKS. Nie potwierdził wprawdzie, by śmierdząca kałuża znajdowała się w części przejścia zarządzanej przez jego firmę. Stwierdził natomiast, że przyczyną jest zamurowana studzienka. - Znajduje się ona poza naszą częścią - przekonywał.

Żadna z instytucji nie poczuła się do tego, by przynajmniej posprzątać to, co rozlało się w przejściu, a brodzącym w odchodach pasażerom PKP i PKS pozostaje tylko żałować, że urzędniczy ping-pong nie jest dyscypliną olimpijską.

pś/roody

Czytaj także: