Z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem rozpoczął się w Sądzie Okręgowym w Warszawie proces 28-latka oskarżonego o okrutne zabójstwo. Rozprawa odbyła się za zamkniętymi drzwiami.
Przed superbezpieczną salą sądu na warszawskim Bemowie, w której na co dzień sądzi się członków zorganizowanych grup przestępczych, zebrało się w poniedziałek rano kilkudziesięciu dziennikarzy. Wszyscy jednak zostali przed biurem przepustek. Proces, decyzją sędzi Danuty Kachnowicz, toczyć się bowiem będzie z wyłączeniem jawności.
Do środka weszli uczestnicy procesu: prokuratorzy, obrońcy Kajetana P., oraz bliscy zamordowanej Katarzyny i ich pełnomocnik. Dziennikarze mogli jedynie zobaczyć srebrną, nieoznakowaną furgonetkę policji, która przez zdalnie otwieraną bramę wjechała na teren sądu i zniknęła w garażu jednego z budynków.
Utajnienie na wniosek rodziny
Kajetan P. został przywieziony do sądu z 25-minutowym opóźnieniem. Przed godziną 11 wprowadzono go na salę sądową. Jedyna pewna informacja jest taka, że prokurator odczytał akt oskarżenia, co oznacza, że proces formalnie się rozpoczął.
Co powiedział oskarżony? Czy przyznał się do zarzutu? Czy w ogóle składał wyjaśnienia? Tego, ze względu na wyłączenie jawności rozprawy nie wiadomo. Po wszelkie informacje policjant pilnujący wejścia do sądu odesłał dziennikarzy do rzecznika Sądu Okręgowego w Warszawie. Problem w tym, że warszawski sąd, jako jedyny duży sąd w Polsce, nie ma rzecznika. Ma tylko sekcję prasową, która, jak usłyszeliśmy w poniedziałek po południu, może poinformować co najwyżej o kolejnym terminie rozprawy.
Wniosek o utajnienie rozprawy złożył pełnomocnik rodziny ofiary. Prokuratura mogła wyrazić sprzeciw i wówczas sąd musiałby prowadzić rozprawę jawnie, ale ze względu na szacunek dla ofiary, nie zdecydowała się tego zrobić.
Trzy możliwości sądu
Kajetan P. jest oskarżony o to, że 3 lutego 2016 roku w mieszkaniu przy ul. Skierniewickiej na warszawskiej Woli zabił - zadając cios nożem w szyję - 30-letnią Katarzynę, lektorkę języka włoskiego.
Następnie jej ciało poćwiartował i przewiózł do swojego mieszkania na Żoliborzu. Tam zdecydował się podpalić zwłoki i uciec. Dwa tygodnie po zbrodni został zatrzymany w Valletcie, stolicy Malty.
W trakcie podróży powrotnej do Polski, na pokładzie samolotu, zaatakował jednego z policjantów. To drugi z zarzutów, jakie przedstawiła mu prokuratura. Mężczyzna podczas przesłuchania złożył szczegółowe wyjaśnienia i przyznał się do zarzutów.
Kluczowa w tej sprawie będzie ocena, czy Kajetan P. jest poczytalny. Opinie biegłych psychiatrów i psychologów są sprzeczne. Pierwszy zespół ekspertów, który badał mężczyznę, uznał, że jest on całkowicie niepoczytalny. Drugi zespół powołany przez prokuraturę doszedł jednak do wniosku, że działał on "w warunkach ograniczonej poczytalności".
Sąd będzie miał w tej sprawie trzy wyjścia. Po pierwsze, może skazać oskarżonego za zabójstwo, jak w każdej innej sprawie. Po drugie, może skazać, ale nadzwyczajnie złagodzić karę, właśnie ze względu na ograniczoną poczytalność. Po trzecie, sąd może uznać, że rację miał pierwszy zespół biegłych i, ze względu na niepoczytalność sprawcy, umorzyć postępowanie przeciwko niemu. Wówczas Kajetan P., jako osoba uznana za niebezpieczną, zostałby umieszczony w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym.
Następna rozprawa w czerwcu.
Piotr Machajski