Do urzędu w Pruszkowie trafia coraz więcej skarg mieszkańców. Alarmują o tonących w śniegu ulicach i chodnikach. Jak się okazuje, problem leży jednak w innym miejscu.
Od prawie dwóch tygodni urzędnicy bombardują Miejski Zakład Oczyszczania ponagleniami i domagają się sprawniejszego i szybszego sprzątania. Miarka się jednak przebrała.
- Wstrzymałem płacenie faktur za odśnieżanie miasta a prezes spółki został ukarany mandatem w wysokości 500 złotych – mówi Andrzej Królikowski, wiceprezydent Pruszkowa.
O 6 czy o 7?
Władysław Kącki, prezes MZO przyznaje, że niechlujna praca została wykonana na jednej z ulic. Poza tym twierdzi jednak, że działa pełną parą. A jeśli są problemy, to tylko ze współpracą z miastem.
- Moi pracownicy zwrócili się o szóstej rano, do Straży Miejskiej o wyrażenie zgody na rozpoczęcie akcji w Pruszkowie. Nie dostaliśmy takiej zgody – wyjaśnia Kącki. Jego zdaniem, wtedy na pewno ulice udałoby się odśnieżyć na czas.
Jak przekonuje, zgodę dostał dopiero po godz. 7. W efekcie pługi utknęły w korkach. Co na to miasto? - Ostatnie zgłoszenie, które było przekazane do naszego wykonawcy było przekazane o szóstej rano – zapewnia Elżbieta Jakubczak-Garczyńska.
Okłamują miasto?
Urzędnicy mają więcej zarzutów pod adresem sprzątających. Ich zdaniem firma okłamuje miasto w raportach z przeprowadzonych prac. - Przesyła nam każdego dnia, że te i te ulice były zrobione. Co po prostu mija się z prawdą, bo po przeprowadzeniu kontroli przez nas wynika, że nie zostało to zrobione – przekonuje Aneta Kozłowska, inspektor wydziału środowiska w Pruszkowie.
Prezes nie daje jednak za wygraną – twierdzi, że robi co może, a z trzema autami dla Pruszkowa może niewiele. - Celu nie osiągnęliśmy dlatego, że ilość pracy, którą należałoby włożyć, była nie proporcjonalna do potrzeb – tłumaczy dość zawile Kącki.
Łukasz Wieczorekran/roody