Politycy PiS założyli, że w nowej Radzie Warszawy będzie zasiadać 50 osób. Każda gmina i każda dzielnica ma mieć swojego reprezentanta. Ustawa nie uwzględnia jednak tego, że zdominowana przez PO Rada Gminy Warszawa może tworzyć nowe dzielnice. Teoretycznie, chcąc wygrać wybory, mogłaby podzielić te przychylne sobie na wiele mniejszych, tak by każda miała swojego radnego. – To poważny błąd legislacyjny – oceniają prawnicy.
Przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości zapewniają, że za utworzeniem Super-Warszawy przemawiają argumenty merytoryczne. Opozycja nie ma jednak najmniejszych wątpliwości - ten projekt powstał tylko po to, by PiS mogło wygrać wybory w Warszawie, a w normalnych warunkach jest skazane na porażkę. Włączenie radnych z ościennych gmin, w których partia Jarosława Kaczyńskiego jest popularniejsza niż w samej stolicy, ma dać im przewagę w nowej radzie, a zatem zdobyć władzę.
Ile dzielnic, ilu radnych?
Szkopuł w tym, że obok Rady Warszawy ma działać także 31-osobowa Rada Gminy Warszawa, której przypisano istotne kompetencje - możliwość dokonywanie zmian w podziale dzielnicowym. W artykule 86. czytamy, że Rada Gminy Warszawa może dowolnie "tworzyć, łączyć, dzielić i znosić" dzielnice. Do całej operacji wystarczy jedna uchwała.
Ustawa jest tak skonstruowana, że gdyby zdominowana przez PO Rada Gminy Warszawa chciała bezwzględnie wykorzystywać swoje kompetencje, to również mogłaby się zająć geografią wyborczą. Pojawia się pytanie: czy jeśli Rada Gminy Warszawa zwiększy liczbę dzielnic (przykładowo z 18 do 26), to Rada Warszawy (skupiająca radnych ze stolicy i ościennych gmin) też będzie musiała się zwiększyć?
Jeśli tak, to Rada Gminy Warszawa mogłaby dowolnie poszatkować przychylne sobie dzielnice (chociażby Ursynów czy Wilanów) i w dużej Radzie Warszawy zwiększyć liczbę "swoich".
Ale sytuacja nie jest jednoznaczna. Z jednej strony w projekcie jest wyraźnie napisane, że każda dzielnica ma swojego przedstawiciela w radzie Warszawy. Z drugiej strony – liczba 50 członków jest "twardym" elementem projektu.
"Poważny błąd legislacyjny"
O opinię postanowiliśmy zapytać prawników.
Zdaniem Aleksandry Błaszczyńskiej, radcy prawnego z kancelarii Chałas i Wspólnicy proponowane zmiany prowadzą do nieusuwalnej sprzeczności wewnętrznej ustawy. - Polegającej na tym, że Rada Gminy Warszawa jest w istocie prawnie pozbawiona możliwości zmniejszenia oraz zwiększenia liczby dzielnic, pomimo uregulowania takiego formalnego uprawnienia w ustawie. Każda bowiem taka zmiana prowadzić będzie automatycznie do niezgodności z ustawą – tłumaczy Błaszczyńska.
Jak dodaje prawniczka, zmniejszenie liczby dzielnic (na przykład do 14) spowoduje, że liczba mandatów do zdobycia będzie zbyt duża (bo nadal 50) i organ nie będzie należycie obsadzony w wyborach. Z kolei zwiększenie liczby dzielnic doprowadzi do sytuacji, w której radnych zostanie wybranych zbyt wielu, albo któraś z dzielnic lub gmin w ogóle nie będzie mogła wybrać radnego.
- Jest to bardzo poważny błąd legislacyjny – przekonuje Błaszczyńska. - Tym poważniejszy, że akty organów gmin pozostają (w projekcie PiS – red.) pod nadzorem wojewody i sądów administracyjnych, podlegając wyeliminowaniu z obrotu prawnego w razie sprzeczności z prawem. Zatem wszystkie akty Rady Gminy Warszawy modyfikujące liczbę dzielnic będą musiały być usuwane z obrotu prawnego ze względu na niezgodność z ustawą - kwituje.
"Niespójność w ustawie"
Podobnie zapisy projektu ocenia radca prawny Damian Michalak. - Słusznie wychwyciliście państwo niespójność. Liczba radnych niekoniecznie musi korespondować z liczbą jednostek pomocniczych. Kiedy ktoś zmniejszy liczbę dzielnic, dojdzie do sytuacji, że mamy za mało osób w Radzie Warszawy. Wówczas stanie się ona organem kadłubowym. Jeśli natomiast zwiększymy liczbę dzielnic - będzie kłótnia o to, kto usiądzie w ławach – wyjaśnia.
Radca przyznaje, że szukał kompromisu w innych przepisach, ale go nie znalazł. – Mówiąc wprost, wszystko gra do momentu, kiedy ktoś nie zmieni liczby dzielnic – zauważa i dodaje – gdybym był legislatorem, to przepis, który twardo wskazuje liczbę 50 osób w radzie napisałbym bardziej elastycznie.
"Zapisy są niekonstytucyjne"
- Niezależnie od powyższego, uregulowanie jest nie tylko błędne pod względem techniki legislacyjnej. Jest też niekonstytucyjne – dodaje Aleksandra Błaszczyńska.
Zdaniem radczyni, projekt PiS "zrywa z ogólnymi zasadami Kodeksu Wyborczego". Wybory powinny być bowiem równe. Podobnie jak równą siłę musi mieć głos każdego wyborcy. Z tego względu Kodeks wyborczy gwarantuje zawsze pewną elastyczność tworzenia okręgów wyborczych w zależności na przykład od liczby mieszkańców.
- Ścisły przydział jednego mandatu dla każdej dzielnicy i każdej gminy w oderwaniu od liczby mieszkańców powoduje, że konstytucyjna zasada równości wyborów nie jest zachowana. Głos mieszkańców niewielkich gmin ma dużo większą siłę, aniżeli głos mieszkańców licznie zamieszkanych dzielnic warszawskich - podsumowuje.
Ten problem obrazuje poniższa grafika:
Dyskusja w szerokim gronie
Ocenę komplikuje dodatkowo to, że szczegółowe zasady i tryb przeprowadzania wyborów w nowej Warszawie wciąż nie są znane. PiS zaznaczył w swoim projekcie, że określi je odrębna ustawa.
Podczas czwartkowej konferencji prasowej Jacek Sasin przyznał, że część zapisów projektu ulegnie zmianie. Niewykluczone, że zmieni się też sposób wyboru przedstawicieli do rady aglomeracyjnej. Z okręgów jednomandatowych – na tryb proporcjonalny.
- W tej chwili zostały już skierowane zapytania do wszystkich organizacji samorządowych, skupiających samorządy, o opinie na temat ustawy, będziemy w Sejmie nad nimi deliberować - powiedział poseł PiS.
Karolina Wiśniewska /kv/b
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN