Błyskawicznie i tragicznie potoczyły się wypadki w życiu Poli. 18-latki, która - wszystko na to wskazuje - mogła za późno otrzymać fachową pomoc medyczną. Zaczęło się od grypy, skończyło śmiercią dziewczyny. Sprawę Poli z Piaseczna nagłośniła "Uwaga! TVN. My sprawdzamy, co ustaliła prokuratura i biuro Rzecznika Praw Pacjenta. Materiał Łukasza Łubiana z programu "Polska i Świat".
Pola Zaciera z Piaseczna miała 18 lat i całe życie przed sobą. Pełna energii, ciekawa świata, uwielbiała czytać książki. Nastolatka zachorowała na grypę. Miała 40-stopniową gorączkę. Lekarz internista zrobił test, przepisał leki i wystawił skierowanie na prześwietlenie klatki piersiowej, aby sprawdzić, czy nie doszło do zapalenia płuc. Pola z mamą zgłosiły się na badanie do szpitala w Piasecznie.
Do szpitala w Piasecznie wróciła karetką
Sylwia Grzelczak, mama Poli: - Dałam mu (lekarzowi - red.) to skierowanie i zalecenia pani doktor. To stwierdził, że jak każdego 18-latka "byśmy przyjmowali do szpitala, to by nie było tu miejsc". Zapytał, kiedy były lekarstwa przyjęte. "Mniej więcej godzinę wcześniej". To powiedział: "proszę dwa, trzy dni obserwować. Jeśli się nie poprawi, to proszę wrócić".
Po dwóch dniach leczenie nie przyniosło efektów, stan Poli pogorszył się, dziewczyna nie mogła złapać oddechu, w końcu przed północą zabrała ją karetka.
- Karetka zawiozła ją oczywiście do najbliższego szpitala i trafiła znowu do szpitala na izbę przyjęć, do szpitala w Piasecznie. Rodzice nie mogli z nią pojechać, ona była już pełnoletnia, więc została tam w szpitalu. Rodzice esemesowali z nią. Te esemesy są przerażające - opisuje Martyna Aftyka, reporterka "Uwagi!".
Esemes o 2.59: "Ale nie wiem, czy ja to przeżyję".
I ostatni esemes: "Nie mogę oddychać".
Krzysztof Zaciera, ojciec Poli: - Całym dramatem jest chyba to, że pomiędzy północą a 6 rano chyba nic się ze strony lekarzy nie wydarzyło. Takiego, żeby jej pomóc.
Rodzina twierdzi, że w szpitalu w Piasecznie oprócz przyjęcia na oddział ich córce nie udzielono pomocy. Historię Poli pierwsza opowiedziała reporterka programu "Uwaga!" TVN Martyna Aftyka.
ZOBACZ REPORTAŻ "UWAGI!" TVN: Dlaczego 18-letniej Poli nie udało się uratować? "Nie mogę oddychać, to był jej ostatni SMS"
- Rodzice też podkreślają, czują, że jeszcze przed 6 była przytomna, a później już zastali córkę zaintubowaną, nieprzytomną. I lekarze z innych szpitali warszawskich: MSWiA oraz Szpitala Czerniakowskiego podkreślają, że bardzo ważne jest takie działanie, kiedy jest ostra niewydolność oddechowa, żeby jak najszybciej podłączyć pacjenta do odpowiedniego urządzenia - wskazuje reporterka.
"Kilkadziesiąt minut to jest różnica pomiędzy życiem a śmiercią"
Pola w ciężkim stanie trafiła do szpitali w Warszawie. Najpierw Czerniakowskiego, a później MSWiA, gdzie niestety zmarła.
- Od momentu, kiedy brałem w tym udział, obserwowałem ogromne poświęcenie, ogromny profesjonalizm wszystkich z zespołu. W ciężkiej niewydolności oddechowej bywa tak, że rzeczywiście nawet kilkadziesiąt minut to jest różnica pomiędzy życiem a śmiercią - ocenia dr Konstantu Szułdrzyński z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie.
- W sytuacji, w której dana placówka nie dysponuje czy sprzętem, czy możliwościami organizacyjnymi, aby zająć się pacjentem, rzeczywiście kluczowe jest to, aby poszukiwała pomocy w innych szpitalach. Jest to obowiązek lekarzy. I czas ma tutaj znaczenie - mówi Karol Korszuń, adwokat z kancelarii Fairfield.
Kluczowe wydają się pierwsze godziny w szpitalu w Piasecznie i pytanie co zrobiono, aby ratować Polę. Dopiero, gdy Martyna Aftyka pojawiła się z transparentem o treści "Odmówiono jej przyjęcia do szpitala. Dlaczego lekarz dyżurny nawet jej nie zbadał?" dyrekcja placówki, poinformowała reporterkę, że trwa wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. Pytaliśmy, czy już się zakończyło. Bez odpowiedzi.
Sprawę Poli zbadają Rzecznik Praw Pacjenta i prokuratura
Czynności wyjaśniające podjęło biuro Rzecznika Praw Pacjenta. Urzędnicy poprosili wszystkie podmioty zaangażowane w leczenie Poli o dokumentację medyczną. Szpital w Piasecznie miał na to siedem dni.
- Do dnia dzisiejszego (piątek - red.) mają termin na przekazanie tych wyjaśnień. Dziś mija termin, jeszcze dzień się nie zakończył, więc czekamy do poniedziałku. Jeżeli oczywiście nie otrzymamy tej dokumentacji medycznej, będziemy się kontaktować z placówką. Mamy także inne możliwości działania w sprawie szpitala. Możemy zbadać nawet sprawę na miejscu i skontrolować ten szpital - podkreśla Katarzyna Kozioł z biura Rzecznika Praw Pacjenta.
Śmierć Poli wyjaśnia też Prokuratura Rejonowa w Warszawie, ale ze względu na dobro śledztwa i jego początkowy etap nie udziela informacji na ten temat.
- Bardzo się z tym utożsamiłam. Przecież moje dzieci też mogła taka historia spotkać. Z drugiej strony przecież nie chodzi tu tylko o dzieci. Chodzi o każdego z nas. Trafiamy do szpitala i odpowiedzialni za nasze zdrowie i życie lekarze, wygląda na to, że nie zawsze robią to, co trzeba. Tak nie można - podsumowuje Martyna Aftyka.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24