Najpierw feta, potem opóźnienie i otwarcie trzymane w tajemnicy

Budowa metra w skrócie
Źródło: TVN24

Cztery lata budowy, pół roku odbiorów i data skrywana do ostatniej chwili. W niedzielę o 9:30 Hanna Gronkiewicz-Waltz otworzyła II linię metra, jakby to była jej prywatna impreza.

To było dziwne otwarcie - bez wcześniejszej zapowiedzi, bez wielkiej fety. Nie wypadało inaczej, bo temat został już "spalony" w kampanii wyborczej. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie miała wtedy oporów, by rzucić nierealną datą i zrobić z niej motyw przewodni końcówki walki o kolejną kadencję. Metrem przejechała z premier Kopacz, a nawet wpuściła na stacje mieszkańców, by przekonać ich, że wszystko jest prawie gotowe.

Prawie zrobiło wielką różnicę - zamiast 14 grudnia, metro udało się otworzyć dopiero 8 marca, co ratusz zapowiedział oficjalnie (o ile za oficjalną zapowiedź można uznać wpis na portalu społecznościowym) 2,5 godziny wcześniej. Stało się tak, choć od piątku wszyscy wiedzieli, że będzie to niedziela, a od tygodnia ratusz intensywnie szykował się właśnie na ten termin. Zawsze jest jednak ryzyko, że coś się nie uda - zabraknie jednego podpisu, zapali się śmietnik obok stacji - i wszystko trzeba będzie przesunąć. By zabezpieczyć się przed wizerunkową wpadką, mieszkańców miasta ratusz potraktował przedmiotowo - nikt nie liczył się z tymi, którzy chcieliby zaplanować sobie niedzielną wycieczkę nową linią, ani z tymi, którym metro mogłoby już dziś pomóc w dotarciu do pracy czy gdziekolwiek indziej. Jeszcze w sobotę, nie było nawet mowy o darmowych przejazdach pierwszego dnia.

Sukces zmienili w kabaret

To nie pierwszy raz, gdy ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz traktuje miasto jak swój folwark. Tak było, gdy zmieniono nazwę mostu Północnego, wbrew oczekiwaniom warszawiaków, tak samo załatwiono sprawę pomnika Czterech Śpiących. Tym razem udało się zmienić w kabaret oczekiwanie na otwarcie najważniejszej inwestycji ostatnich lat.

Karol Kobos

Czytaj także: