Miasto nie jest tylko dla kierowców

Zacznę od zastrzeżenia: nie biegam. I dodam drugie: jestem kierowcą. Ale nie podzielam oburzenia tych, którzy w niedzielę stali w korkach, a dziś pomstują na maraton na naszym forum. Sami jesteście sobie winni.

Informacje o tym, że niedziela upłynie w Warszawie pod znakiem biegania były dostępne wcześniej, podobnie jak znana była trasa maratonu. Że nie da się dokładnie przewidzieć, ile czasu będą zamknięte konkretne ulice? Cóż - taka natura tej imprezy. Jedni biegną 3 godziny, inni pięć. Lepiej wcześniej założyć, że jeździć będzie się fatalnie i zaplanować dzień tak, by nie stać w korku. Że policjant nie poprowadził Was za rączkę do celu? Nie jest od tego!

Jak wychodzisz z domu w deszczowy dzień - bierzesz parasol. Jak wyjeżdżasz w dniu maratonu - ruszasz wcześniej. Albo wcale. Jeśli nie biegasz, pójdź pokibicować - ktoś znajomy na pewno walczy tam właśnie o "życiówkę". Nienawidzisz biegaczy? Idź na spacer w drugą stronę. Nie lubisz spacerować po swojej okolicy (współczuję), to wyjedź z samego rana do lasu. Albo spędź weekend w innym mieście - masz świetny pretekst, i tak nic nie załatwisz. Albo lepiej - pojedź do galerii handlowej już o 9 rano i siedź tam do 23 - z całą rodziną i z czystym sumieniem. Albo zostań w domu i graj w piłkę na komputerze, ale zrozum jedno: miasto nie należy do kierowców samochodów.

Wyścigi bolidów na placu Teatralnym, rajd Barbórki na Karowej, zamknięty most po meczach na Narodowym, biegi, masy krytyczne, pikiety przed ambasadami, sylwestry na placach, pokazy fontann, protesty przed sejmem, koncerty na Bemowie, marsze niepodległości - to najczęściej nie są moje imprezy, ale mieszkam w wielkim mieście, więc rozumiem, że inni chcą brać w nich udział i godzę się z tym, że nie jestem najważniejszy. Czasem oznacza to, że trzeba ich przepuścić lub że mój autobus zmienia trasę. Zapomniałem? Nie wiedziałem? Stanąłem w korku? Moja wina - przecież informacje były dostępne. Czekam więc z pokorą albo zmieniam plany.

I nie piszcie, że ktoś akurat właśnie jechał rodzić do szpitala - gdyby wszystkie takie komentarze były prawdziwe, to znaczyłoby, że rząd nie musi się już martwić o spadającą liczbę narodzin - jeszcze kilka maratonów i problemy demograficzne kraju będą rozwiązane. A od pomocy w takich przypadkach są zresztą służby. Tak, tak - te same, które nie mają czasu prowadzić Was za rączkę na niedzielny obiad u babci.

W niedzielę siedziałem w domu do późnego popołudnia, a swoje sprawy ruszyłem załatwiać dopiero po biegu. Nie stałem w korku. Wiedziałem, że wcześniej nawet nie warto próbować. A jeśli ktoś nie wiedział, nie zainteresował się, nie pamiętał, to znaczy, że tak naprawdę nie interesuje się swoim miastem i tym, co się w nim dzieje. A skoro tak, to niech nie gada teraz o prawie do miasta. Sam się go pozbawił.

Relacje z maratonu w TVN24:

Maratończycy w Warszawie

Spartanie też biegną

Biegacze szykują się do startu

Karol Kobos

Czytaj także: