Powyrywana kostka brukowa i słupki, częściowo spalona stacja Veturilo, zniszczone drzwi do jednego z miejskich urzędów - to wstępny bilans strat po środowym marszu narodowców. Ratusz szacuje je na około kilkadziesiąt tysięcy złotych. Urzędnicy podkreślają też, że zgromadzenie było nielegalne.
W czwartek rano rzeczniczka ratusza Karolina Gałecka podsumowała wstępne straty po marszu narodowców. Jak zastrzegła na wstępie, wskazane przez nią zniszczenia dotyczą wyłącznie infrastruktury miejskiej i nie uwzględniają szkód wyrządzonych chociażby w mieszkaniu przy alei 3 Maja, które prawdopodobnie zapaliło się od racy, czy dewastacji sklepów.
- Wczoraj po zakończeniu tego nielegalnego zgromadzenia nasze służby drogowe zrobiły przejazd, podliczyły wstępnie i oszacowały straty na drogach miejskich. Jeżeli chodzi o infrastrukturę drogową, to przede wszystkim zniszczenia chodników: powyrywane słupy, powyrywana kostka brukowa, jak również częściowo spalona stacja Veturilo, częściowemu zniszczeniu uległy także drzwi do jednego z biur urzędu miasta stołecznego Warszawy w Alejach Jerozolimskich przy rondzie de Gaulle’a - wyliczała w czwartek.
Dodała, że wstępnie te straty szacowane są na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Konkretna kwota będzie znana wkrótce.
Jednym z miejsc, gdzie doszło do starć uczestników marszu z policją, było rondo de Gaulle'a. Grupa osób zaczęła atakować funkcjonariuszy zebranych za bramą budynku, w którym mieści się salon sieci Empik. Z nagrań i zdjęć zamieszczanych w mediach społecznościowych wynika, że demonstranci usunęli barierki odgradzające strefę pochodu, rzucali w stronę policji racami, petardami, donicami kwiatów czy kostką brukową. Sprzed bramy, przenieśli się potem na Aleje Jerozolimskie, gdy do akcji wkroczył zwarty pododdział policji.
W czwartek rano tę okolicę odwiedził nasz reporter Lech Marcinczak. Jak opisywał, częściowo została ona już uprzątnięta. - Nie ma już rozsypanej ziemi ze zniszczonych donic z kwiatami. Widać natomiast, że były tu tłuczone butelki, używane race i petardy. Przy bankomacie w bramie leżą elektryczne hulajnogi. Są miejsca, gdzie znaleźć można ubytki w bruku - mówił.
Utrudnienia w komunikacji
Rzeczniczka ratusza odniosła się także do utrudnień w ruchu i komunikacji miejskiej wywołanych środowymi wydarzeniami. - O godzinie 12 policja wstrzymała ruch w centrum. My niestety nie mieliśmy o tym wiedzy jako miasto stołeczne Warszawy. Jako urzędnicy odpowiadamy za dwa miliony mieszkańców Warszawy, w związku z tym głównie chodziło nam o poinformowanie mieszkańców Warszawy, o ich bezpieczeństwo i skierowanie taboru komunikacji miejskiej na objazdy - zaznaczyła.
Zapewniła też, że służby Warszawskiego Transportu Publicznego niezwłocznie zajęły się organizacją objazdów i kierowaniem na nie autobusów i tramwajów. W mieście pojawili się też informatorzy WTP – w takich miejscach jak plac Bankowy, Marszałkowska czy wejścia do stacji metra, by ostrzegać pasażerów przed utrudnieniami.
"Wyrok sądu przez organizatora nie był respektowany"
- Trzeba powiedzieć jasno i stanowczo: mieliśmy wczoraj do czynienia ze zgromadzeniem nielegalnym, co też podkreśla policja - mówiła Gałecka. Przypomnijmy, że w miniony piątek prezydent Rafał Trzaskowski zakazał organizacji marszu narodowców. Powołał się przy tym na dwie negatywne opinie inspekcji sanitarnej - jedną przygotowaną na wniosek wojewody mazowieckiego, drugą na prośbę ratusza – które stwierdzały, że ze względów epidemiologicznych takie zgromadzenie nie może się odbyć.
Rzeczniczka przekonywała, że w świetle obecnej sytuacji związanej z pandemią COVID-19 oraz obowiązujących obostrzeń, prezydent nie mógł podjąć innej decyzji. Jak dodała, w ostatnim czasie ratusz z analogicznych względów odmówił też organizacji 12 innych zgromadzeń.
- Co ważne, a z drugiej strony smutne: mieliśmy również wyczerpaną całą ścieżkę legislacyjną. Organizator Marszu Niepodległości odwołał się do sądu okręgowego, a później do sądu apelacyjnego. I sąd apelacyjny podtrzymał postanowienie sądu okręgowego, a tym samym stanowisko prezydenta miasta Rafała Trzaskowskiego o zakazie organizacji marszu. W związku z tym doszło do sytuacji, w które wyrok sądu przez organizatora nie był respektowany - oświadczyła Gałecka.
Zamieszki podczas marszu narodowców
Przed środową manifestacją organizatorzy Marszu Niepodległości zapowiadali, że w tym roku - z uwagi na epidemię - przyjmie on formę zmotoryzowaną. Miał przejechać Alejami Jerozolimskimi, mostem Poniatowskiego i aleją Poniatowskiego do ronda Waszyngtona, a później z powrotem tą samą trasą do Dworca Centralnego.
Przejazd rozpoczął się na rondzie Dmowskiego około godziny 14, jednak obok pojazdów - wbrew wcześniejszym deklaracjom - w marszu zaczęli brać udział również piesi. Narodowcy zaczęli gromadzić się nie tylko w okolicach ronda Dmowskiego, ale także między innymi przed Pałacem Kultury i Nauki. Do pierwszych incydentów doszło jeszcze przed godziną 14. Część zgromadzonych odpaliła race.
Doszło do zamieszek. Starcia z policją miały miejsce między innymi w rejonie ronda de Gaulle'a. Komenda Stołeczna Policji podała, że "grupy chuliganów zaatakowały policjantów chroniących bezpieczeństwa innych ludzi". Do działań ruszyły pododdziały zwarte, które użyły środków przymusu bezpośredniego - gazu łzawiącego i broni gładkolufowej. Do kolejnych starć z policją doszło między innymi przy stacji Warszawa Stadion, gdzie policja otoczyła demonstrantów. Z torów w kierunku funkcjonariuszy rzucano kamieniami i racami. Część uczestników manifestacji weszła wtedy na stację Warszawa Stadion, skąd policji udało się ich usunąć.
Źródło: tvnwarszawa.pl