Z powodu epidemii wywołanej koronawirusem Muzeum Powstania Warszawskiego zostało zamknięte. Ale nie przestało działać, szybko przestawiając się na wirtualne tory. W mediach społecznościowych organizuje zwiedzanie, lekcje, wykłady, a wkrótce nawet warsztaty.
- Od 12 marca muzea są zamknięte, ale nie znaczy to, że zamknięty jest dostęp do historii. Zapewniam, że będziecie się z nami spotykać, tylko już w przestrzeni wirtualnej - tak zaczyna się pierwsza z ponad 20 transmisji, które w ciągu zaledwie tygodnia przeprowadziło Muzeum Powstania Warszawskiego. Słowa wypowiada Szymon Niedziela. Przewodnikiem w muzeum jest od początku jego istnienia, czyli od 15 lat. Ale po raz pierwszy stanął wobec konieczności oprowadzania "do kamery", bez 25-osobowej grupy osób wokół siebie. I to z dnia na dzień, czasu na przygotowania i próby nie było.
Wiedza i emocje na ekranie
- Racją bytu przewodników jest żywy człowiek. Teraz go nie będzie. Kołem ratunkowym, jak się okazało dość udanym, okazała się aktywność muzeum w internecie - mówi nam Niedziela. "Dość udanym" to dość skromne określenie. Tylko to jedno półgodzinne nagranie obejrzało na Facebooku 140 tysięcy osób. Przewodnik wprowadza na nim do tematyki Powstania Warszawskiego, żywiołowo opowiada o wielkiej historii i okupacyjnej codzienności, ale też o samym muzeum. Odnajduje się.
Czym różni się ten model pracy od dotychczasowej praktyki? - To musi być bardziej dynamiczny przekaz, nie ma mowy o dwugodzinnym oprowadzaniu, tego słuchacz by nie przetrawił. Dlatego zdecydowaliśmy się na półgodzinne oprowadzanie tematyczne. Zwiedzający nie może zbliżyć się do eksponatu jak podczas normalnego zwiedzania. Żaden film czy zdjęcie nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. Dlatego przekaz musi być atrakcyjny - odpowiada Szymon Niedziela. Formę trzeba zmodyfikować, ale cele pozostają te same. - Chcemy przekazywać wiedzę i trochę własnych emocji - zaznacza przewodnik.
Wirtualne zwiedzanie to tylko pierwszy punkt codziennego rozkładu jazdy, który przygotowano. Dwa razy dziennie odbywają się także lekcje muzealne dla młodszych i starszych uczniów, a także wykłady dla studentów i bardziej zaawansowanych miłośników historii. Cztery do pięciu pozycji od poniedziałku do piątku.
Gorzki smak kawy z żołędzi
- Jest 12, a jestem bez kawy. To, co mam zalane, jest obrzydliwe, bo to kawa z żołędzi. Więcej niż dwa łyki nie dam rady - popija i odstawia kubek. Można pomyśleć, że ktoś o 10 sekund za wcześnie uruchomił relację. Ale tu nie ma przypadku, to mała inscenizacja. Historyczka Ewa Ciosek rozpoczyna muzealną lekcję o kuchni czasów wojny. Po raz pierwszy zdalnie. Napar z żołędzi to dobry przykład, by opowiedzieć, jak w trudnych czasach ludzie radzili sobie z brakiem podstawowych produktów. Chwilę później opowie, jak uzyskiwano ten substytut normalnej kawy.
I przemyci ciekawostkę: uwielbiał ją Fryderyk Chopin.
- Podczas zwykłej lekcji interakcja jest na innym poziomie. Każda grupa powoduje, że prowadzący musi być elastyczny, otwarty, musi zmieniać to, co zaplanował, coś musi zrobić szybciej, a na czymś zatrzymać się dłużej. To on podąża za grupą. Teraz, jak opowiadam, nie widzę żadnej miny. Ta wersja jest inna, dopiero się jej uczymy - wyjaśnia w rozmowie z tvnwarszawa.pl Ciosek. Interakcja jest w komentarzach, ale tych nie może śledzić na żywo. Internet nie daje też szansy uruchomienia wszystkich zmysłów.
- Najbardziej lubię te momenty, kiedy stykamy się z czymś, co jest prawdziwe, coś czego można dotknąć, powąchać. Żałuję, że nie da się przekazać smrodu maści bornej, gdy mówię, jak przygotowujące się do powstania dziewczyny przekładały ją z dużych pojemników do mniejszych. Część rzeczy, o których opowiadam, to tylko rzucenie wędki, zachęta żeby poszukiwać tego w swojej okolicy. Kawą z żołędzi nie częstuję, bo można ją kupić w sklepach z ekologiczną żywnością. Puszka kosztuje około 15 złotych, jeśli klasa będzie chciała się zrzucić, to nie jest to duży wydatek - tłumaczy pracowniczka muzeum.
Wspomnianą lekcję obejrzało już 70 tysięcy osób. Ewy Ciosek te liczby nie paraliżują, ma w głowie, ile uczniów przewinęło się przez jej muzealne lekcje na przestrzeni kilkunastu lat. Też idą w tysiące.
Nowa rzeczywistość w jakiej znaleźli się muzealnicy, to dla nich wyzwanie i próba, ale też szansa. - Wielu osobom pozwala to włączyć piąty bieg, internet to wartki strumień, który może zaprowadzić na szerokie morze – zauważa Szymon Niedziela.
Zajrzeć do miejsc niedostępnych
Dyrektor muzeum Jan Ołdakowski zdradza, że on-line jego placówka planuje prowadzić także warsztaty.
- Na przykład z szycia. Dla pokolenia naszych dziadków było to koniecznością, czymś przymusowym, dziś jest domeną ludzi lubiących wolność, wynika też z troski z dbania o środowisko. Pokażemy, jakie rzeczy szyli i jak je naprawiali nasi pradziadkowie i prababcie. Proponujemy rzecz idealną do stworzenia więzi międzypokoleniowej - wyjaśnia Ołdakowski. - Oferta musi być różnorodna, mamy w planie cykle leksykonów o wybitnych powstańcach, oddziałach czy broni w Powstaniu Warszawskim. Będą też materiały montowane, sięgniemy do Archiwum Historii Mówionej - zapowiada.
A wirtualne wycieczki nie ograniczą się do głównej ekspozycji, którą fragment po fragmencie prezentują przewodnicy. Widzowie zobaczą też miejsca niedostępne na co dzień nawet dla większości pracowników. - Magazyny broni, dokumentów, zbiorów sztuki. To miejsca zwykle zamknięte ze względów bezpieczeństwa - wyjaśnia dyrektor.
Na razie program rozpisano na dwa tygodnie. Ale muzeum przygotowuje się już na ewentualność, że jego drzwi pozostaną zamknięte znacznie dłużej. Planowana jest część popołudniowa nawiązująca do "Pokoju na lato", czyli letniego pawilonu kulturalno-lifestyle’owego przy muzeum. - W tym segmencie, jeśli budżet pozwoli, będziemy chcieli sięgnąć po gości z zewnątrz. Bo mamy świadomość, że wielu ludzi kultury znalazło się w trudnej sytuacji, że stracili źródło dochodu - opowiada mój rozmówca.
Obchody rocznicy także będą inne
Muzeum nie zapomniało oczywiście o samych powstańcach. Obdzwaniali ich pracownicy i wolontariusze. - Poza zwykłym ludzkim kontaktem, sprawdzaliśmy, czy im czegoś nie trzeba. Pojawiły się prośby o wykup leków, ale większość powstańców czuła się zaopiekowana - relacjonuje Jan Ołdakowski. - Przy okazji zaapelowaliśmy do młodzieży, by zadzwonili do bliskiego sobie seniora. Akcja "Zadzwoń do dziadka" miała uczulić młodych, że skoro myślą o powstańcach, to żeby zadzwonili też do swoich krewnych. Bo to jest ten moment, kiedy czujemy się odpowiedzialni za innych - zauważa.
Choć do 1 sierpnia daleko, dyrektor nie ukrywa, że epidemia koronawirusa zmieni tegoroczne obchody rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. - To będzie trudny rok, powstańcy są w grupie najbardziej narażonej na wirusa. Pierwszy raz obchody odbędą się w innej formule, część rzeczy będziemy musieli przenieść do internetu - podsumowuje.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: MPW