Ponad 1800 mieszkańców podpisało się pod petycją przeciwko zerwaniu porozumienia wojewody i ratusza w sprawie opieki nad warszawskimi zabytkami. - Ta decyzja będzie dla nich katastrofalna - przekonywali aktywiści. Pismo trafiło na biurko wojewody mazowieckiego. Mimo protestów, jego urzędnicy przyznają, że decyzja jest nieodwracalna.
Zerwanie umowy oznacza, że od 1 listopada nadzór nad wszystkimi zabytkami w Warszawie będzie miał wojewódzki, a nie jak do tej pory stołeczny konserwator zabytków. - Nasza petycja jest głosem sprzeciwu wobec decyzji o rozwiązaniu porozumienia z miastem stołecznym Warszawa i de facto odebraniu kompetencji stołecznemu konserwatorowi zabytków - powiedział w czwartek Jan Mencwel, prezes Miasto Jest Nasze.
Oprócz niego na konferencji prasowej pojawili się działacze kilku innych organizacji, w tym m.in. Ochocianie, Bemowiacy, Stowarzyszenie Kolonia Wawelberga czy Towarzystwo Opieki nad Zabytkami.
"Nie mieszamy się w politykę"
W imieniu wszystkich Mencwel oświadczył, że społecznicy "nie chcą mieszać się w politykę ani stawiać między dużymi partiami". - Zajmujemy się tylko i wyłącznie dobrem warszawskim zabytków i ta decyzja [zerwanie porozumienia - red.] może być dla nich katastrofalna. Osłabi ochronę dziedzictwa, której na co dzień i tak musimy w pocie czoła bronić - stwierdził szef MJN. Według niego, presja na zabytki w stolicy jest gigantyczna, narzucana przez "deweloperów i wielki biznes". - Nie ma takiego tygodnia, żebyśmy nie musieli informować, że jakiś zabytek jest zagrożony i sprawne służby konserwatorskie są konieczne do tego, by te zabytki ochronić - podkreślił.
Kłopotliwe samouzgodnienia
Podobne obawy wyraziła Dorota Gołębiewska, prezes Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Zaznaczyła, że głównym powodem sprzeciwu aktywistów wobec wypowiedzenia umowy są "argumenty merytoryczne".
- Przemawia za tym zwłaszcza liczba postępowań, uzgodnień, decyzji, zaleceń wydawanych przez stołecznego konserwatora. Jest ich około osiem tysięcy. Wojewódzki konserwator zabytków wydaje podobną liczbę w skali roku - tłumaczyła.
Jej zdaniem, jeśli wojewódzki konserwator nie zwiększy liczebności swojego personelu, może dojść do fali samouzgodnień, a te z kolei mogą doprowadzić do zniszczenia wielu obiektów. Jako przykład podała wycinkę drzew, co do której decyzję należy wydać w ciągu maksymalnie 14 dni. Jeśli się tego nie zrobi - oznaczać to będzie "cichą zgodę" na wycięcie drzewa.
- Dowodem na to, że nasze obawy są uzasadnione może być fakt, że miesiąc temu, dokładnie 3 sierpnia wysłaliśmy do wojewódzkiego konserwatora zgodę prośbę o informację publiczną na temat liczby prowadzonych postępowań. Minął miesiąc, a my nadal nie dostaliśmy odpowiedzi. A to tylko prosty list - dopowiedział Jan Mencwel. Krytycznych słów wobec decyzji wojewody nie zabrakło też od Antoniego Ożyńskiego. Prezes Stowarzyszenia Żoliborzan porównał doświadczenia ze współpracy z oboma konserwatorami i stwierdził, że wojewódzki "nie daje sobie rady z rozpatrywaniem wniosków", które składało jego stowarzyszenie.
- Składaliśmy kilkakrotnie wnioski o objęcie indywidualnymi wpisami do rejestru poszczególnych budynków. Z reguły te pisma pozostawały bez odpowiedzi albo przeciągały się postępowania - argumentował. Współpracę ze stołecznym konserwatorem Michałem Krasuckim ocenił natomiast jako "całkiem dobrą". - W czasie awaryjnych sytuacji jest to kontakt bezpośredni. Czasami nam się udaje zatrzymać jakieś drzewo przed wycinką albo jakiegoś inwestora przed wyburzeniem budynku - podkreślił.
Wojewoda: prace idą w dobrym kierunku
Czy petycja stworzona przez aktywistów i podpisana przez ponad 1800 mieszkańców może coś jeszcze zmienić? O to zapytaliśmy biuro prasowe wojewody. - Ta decyzja już zapadła, jest ostateczna - przyznała rzeczniczka wojewody mazowieckiego Ewa Filipowicz. Zapewniła jednak, że wojewoda jest otwarty na rozmowy i konsultacje, i chętnie zapozna się z argumentami społeczników. Do sprawy odniósł się po konferencji stowarzyszeń także sam Zdzisław Sipiera. Zadeklarował, że z pismem się zapozna, ale jednocześnie nie pozostawił nadziei, że jego decyzja o rozwiązaniu porozumienia z ratuszem mogłaby ulec zmianie. - Powołałem zespół, który w tej chwili zajmuje się opracowaniem zasad, kwestii finansowych i całą logistyką przejęcia kompetencji, która jest kompetencją - powtarzam - rządową. Nigdy nie była samorządową i jak mogę domniemywać, nie będzie - podkreślił w rozmowie z dziennikarzami. - Na dziś pracę idą w dobrym kierunku, nie widzę żadnych zacięć - podsumował.
kw/b