Kierowcy już wiedzą, że na skrzyżowaniu ul. Sobieskiego i Witosa nie opłąca się szarżować. Radar, który działa tu od trzech tygodni potrafi, zmierzyć prędkość czterech pojazdów na raz, czy też sprawdzić, czy auta nie wjechały na skrzyżowanie na czerwonym świetle.
Po zaledwie trzech dniach od uruchomienia systemu, liczba kierowców łamiących przepisy spadła tu o 52 proc., dziś poziom ten osiągnął 84 proc. Gwałtownie zmniejszyła się też liczba samochodów wjeżdżających na czerwonym świetle i z nadmierną prędkością.
Kierowcy ignorowali czerwone światło
Montaż nowych fotoradarów w tym miejscu nie był przypadkowy. Strażnicy wybrali to skrzyżowanie, ponieważ kierowcy często wjeżdżali na nie widząc, że nie mają możliwości z niego zjechać. Powodowali zatory.
- Pierwsze dni potwierdziły już zasadność uruchomienia na tym skrzyżowaniu systemu. Ujawnił on kierowców, którzy z pełną premedytacją, kiedy czerwone światło było wzbudzone już od 2, 3 sek., mimo wszystko decydowali się na wjazd na skrzyżowanie. To jest jedno z poważniejszych wykroczeń, którego konsekwencje mogą być tragiczne – podkreśla Krzysztof Mrówka Naczelnik Oddziału Ogólnomiejskiego Straży Miejskiej m.st. Warszawy.
Fotoradarów będzie więcej
To nie koniec sukcesów nowych fotoradarów. Na skrzyżowaniu Sobieskiego i Witosa od kiedy działa tam nowy system jest mniej stłuczek. Z informacji straży miejskiej wynika, że od 20 lutego w tym rejonie doszło tylko do dwóch kolizji. Fotoradary pozytywnie wpłynęły na udrożnienie ruchu.
- Mamy informacje od kierowców, którzy mówią, że w końcu bezkolizyjnie mogą przejechać przez skrzyżowanie, które nie jest zablokowane. Kierowcy wjeżdżali wcześniej na to skrzyżowanie, nie mając możliwości opuszczenia go – mówi Krzysztof Mrówka.
Mimo spadku liczby wykroczeń fotoradary nie znikną ze skrzyżowania. Wręcz przeciwnie, można się spodziewać, że w przyszłości pojawią się na kolejnych skrzyżowaniach, gdzie kierowcy notorycznie łamią przepisy ruchu.
band//ec
Źródło zdjęcia głównego: fot. Straż Miejska