Ukwiecony balkon pani Anny wzbudza podziw przechodniów. Kilka razy był też nagradzany przez prezydenta miasta. Ale gdy stał się zarzewiem sąsiedzkiego konfliktu, urzędnicy umyli ręce.
Balkon pani Anny wyróżnia się na tle biało-szarej elewacji bloku przy Nałęczowskiej. Wzdłuż ścian - po płotkach i linkach - pnie się winorośl. Balustradę zdobią czerwone pelargonie. Mieszkanka Wilanowa kilkukrotnie zdobywała nagrodę prezydenta miasta w konkursie "Warszawa w kwiatach".
Jej roślinne kompozycje doceniały też władze dzielnicy. Wśród dyplomów i dokumentów ze słowami uznania są nawet podziękowania od spółdzielni. Tej samej, która teraz chce... usunięcia roślin.
"O moje kwiaty toczy się wojna"
- Mam mnóstwo pozytywnych opinii o moim balkonie. Widzę też, że przechodzący tędy ludzie zatrzymują się i oglądają. Nie robiliby tego, jakby było okropnie - mówi Anna Karwacka.
Jej balkon pełen jest zieleni od 1975 roku. Lata mijały, zmieniali się sąsiedzi, zmieniały się władze spółdzielni. Lecz pasja pani Anny do kwiatów nigdy nie stanowiła problemu. Do czasu.
Pierwsze spięcia pojawiły się podczas modernizacji elewacji w 2017 roku. Ekipa remontowa musiała usunąć winorośl. Pani Anna długo nie mogła się z tym pogodzić. - W ramach rekompensaty, już po zakończeniu prac, spółdzielnia przygotowała dla mnie płotki, żebym mogła posadzić nowe rośliny - mówi.
Kalesony nie przeszkadzają
Potem był kłopot z donicami po zewnętrznej stronie balustrady. - Sąsiad z parteru zamontował sobie szklaną osłonę na balkon. Gdy wyjechałam do sanatorium, ktoś podlewał moje kwiaty. Zrobił to bez wyczucia, trochę wody wylało się na zewnątrz i poleciała po jego szybie. Przyszedł z interwencją. Mówił, że to skandal. Uparł się, że skrzynki muszą być wewnątrz balkonu - relacjonuje pani Anna.
Przyznaje też, że jakiś czas później upuściła podstawkę jednej ze skrzynek. Ta spadła wprost do ogródka. Po tym incydencie sąsiad jeszcze mocniej domagał się usunięcia kwiatów.
Pani Anna twierdzi, że zieleń nie odpowiada też sąsiadce z komitetu domowego, która była zaangażowana w remont elewacji i chce decydować o wyglądzie budynku. - Ta pani lubi zimny, militarny styl. Wszystko ma być biało-szare i smutne - mówi pani Anna.
Pod koniec lipca dostała pismo od zarządu spółdzielni. - Przeczytałam, że wino absolutnie wymaga pilnej likwidacji. Tak jak kwiaty po zewnętrznej stronie balustrady, kazali mi zabrać je do środka. A to całkowicie burzy kompozycję, którą chcę tu osiągnąć - zaznacza.
I dodaje: - Regulaminy konkursowe mówią, że rośliny muszą tworzyć kompozycję, która pięknie wygląda na zewnątrz. I właśnie po to, to robię. Jeśli wsunę je do środka - jak oczekuje spółdzielnia - to nie będzie wygodnie ani mnie, ani kwiatom. Efektu na zewnątrz też nie będzie - rozkłada ręce pani Anna.
- Po drugiej stronie bloku permanentnie wiszą kalesony. Nie ważne jaki mamy dzień tygodnia, święto czy niedzielę. Nikomu to przeszkadza. A o moje kwiaty toczy się wojna - nie kryje zdenerwowania.
"Nikt nie robi tego złośliwie"
Chcieliśmy porozmawiać ze spółdzielnią o tym, czy zdobywający nagrody ogród na balkonie nie powinien być dla nich powodem do dumy. Odpowiedź utrzymana była w urzędowym tonie. - Takie pismo dostały dwie osoby z Nałęczowskiej 47. Będziemy wysyłać kolejne. Nikt nie robi tego złośliwie. Chodzi o bezpieczeństwo osób, które mają ogródki. Nie jesteśmy jedyną spółdzielnią, która ma takie regulacje - odpowiedziała Patrycja Stachyra z administracji spółdzielni Osiedle Wilanów.
I dodała, że wezwanie do schowania roślin wynika wprost z "regulaminu porządku domowego". - Jest w nim napisane, że nie wolno wywieszać niczego po zewnętrznej stronie balustrady. Mieszkańcy mogą wieszać kwiaty od środka - wyjaśnia. - Regulamin obowiązuje już od jakiegoś czasu. Jednak po incydencie z przedmiotem spadającym do ogródka... Mamy za zadanie wyłapywać takie rzeczy!
Poprosiliśmy spółdzielnię o udostępnienie "regulaminu porządku domowego". Chcieliśmy też wiedzieć, czy ktoś z pracowników zweryfikował sposób, w jaki pani Anna hoduje winorośl. Pytaliśmy też, co stanie się, jeśli nie zastosuje się do wezwania. Usłyszeliśmy jednak, że osoba zajmująca się naszą prośbą jest na urlopie i na odpowiedź musimy jeszcze poczekać.
"Miasto nie może ingerować"
Pani Anna szukała wsparcia u organizatorów konkursu w urzędzie miasta i u władz dzielnicy. Tu i tam usłyszała jednak, że nikt nie może jej pomóc. - Oczywiście promujemy upiększanie domów i zachęcamy do ukwiecania balkonów. Zachęcamy też spółdzielnie i wspólnoty do montowania zielonych dachów i ścian, które nie tylko w atrakcyjny i ekologiczny sposób dodają miejskiemu krajobrazowi naturalnego uroku, ale i pomagają zwalczać zjawisko "miejskiej wyspy ciepła" - zapewniła Justyna Glusman, miejska koordynatorka ds. zrównoważonego rozwoju i zieleni.
"Promowanie i zachęcanie" nie obejmuje jednak pomocy w zażegnaniu sąsiedzkiego konfliktu. - O sposobie sadzenia zieleni na balkonach decydują zarządcy spółdzielni i wspólnoty. Miasto nie może ingerować w regulaminy budynków wielorodzinnych - rozkłada ręce Glusman.
Przedwojenna tradycja
Korzenie konkursu "Warszawa w kwiatach" sięgają II Rzeczypospolitej. W 1937 roku ustanowił go prezydent Stefan Starzyński. Reaktywowano go w latach 70. Jego idea to zachęcanie mieszkańców do zazieleniania stolicy i uczestnictwa w budowaniu jej wizerunku.
Konkurs nie odbywa się regularnie co rok. W 2019 wypada jego 36. edycja. Udział może wziąć w nim każdy, kto ma zielony ogródek, balkon czy nawet parapet. Zgłaszać mogą się firmy, instytucje publiczne i grupy działające na rzecz zieleni. Zgłoszenia oceniane są w kilku kategoriach. Zajmują się tym członkowie Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, które jest współorganizatorem konkursu.
Klaudia Kamieniarz