- Sama natura pomaga nam w oczyszczeniu wody - uspokaja Mirosław Proppe, prezes WWF Polska. Wraz z doktorem Katedry Inżynierii Wodnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego Michałem Wasilewiczem byli w czwartek gośćmi programu "Tak jest" w TVN24.
We wtorek rano doszło do awarii jednego z dwóch kolektorów przesyłającego ścieki z części lewobrzeżnej Warszawy do oczyszczalni "Czajka". Nieczystości skierowano wówczas do drugiego kolektora, który w środę też przestał funkcjonować.
Jak przyznał jednak Proppe, awaria nie jest wielkim zagrożeniem, bo przed zbudowaniem uszkodzonego kolektora w 2012 roku, Warszawa przez wiele dziesięcioleci zrzucała ścieki do Wisły. - Jest to problem i trzeba to zbadać, natomiast sam rozmiar awarii nie jest duży - stwierdził.
"Sytuacja jest nieco analogiczna"
W roku 2012 kolektor także nie działał. - Mieliśmy bardzo podobną sytuację, jeśli chodzi o hydrologię. Też było sucho, ciepło i też było mało wody w Wiśle. Nie przypominam sobie, żeby były wtedy jakieś alarmy medialne, że to katastrofa ekologiczna. Było dosyć spokojnie, więc myślę, że sytuacja jest nieco analogiczna - dodał Wasilewicz.
Goście programu "Tak jest" zapytani zostali o 43-krotny wzrost poziomu azotanu amonowego w rzece, o czym wspomniał jeden z urzędników.
- Akurat ten parametr ma to do siebie, że na długości rzeki dosyć szybko się obniża. Mimo tego że tuż przy wylocie zanieczyszczeń te stężenia były tak duże, to one bardzo szybko się zmniejszyły - uspokajał wykładowca z SGGW.
Jak jednak przyznał Proppe, zanieczyszczenia mogły negatywnie wpłynąć na ekosystem Wisły. - Do jakiegoś stopnia trzeba będzie zrobić inwentaryzację. Na pewno przy samym wylocie organizmy żywe albo uległy zatruciu, albo chorują - mówił. I dodał, że dla własnego bezpieczeństwa nie należy pić ani korzystać z wody na zanieczyszczonym odcinku.
Bakterie i sinice
Michał Wasilewicz ostrzegł przed bezpośrednim zagrożeniem dla człowieka w Wiśle, którym sąbakterie typu fekalnego. - Kontakt z nimi rzeczywiście może skończyć się nieprzyjemnymi sytuacjami żołądkowymi, ale nie jest to zagrożenie śmiertelne - mówił. I dodał, że drugim negatywnym aspektem związanym z zanieczyszczeniem wody może być zakwit sinic.
- Wywołać to może zwiększony ładunek azotu i fosforu. To co jest niebezpieczne, to toksyny które sinice wydzielają do wody. Tylko tu mamy wodę płynącą i jej wymiana jest szybsza. Sinice nie lubią ruchu wody, więc jeśli to się zdarzy [zakwit - red.], to będzie to na pewno krótkotrwałe - wyjaśnił.
Z kolei prezes WWF Polska poinformował, że natura sama pomaga w oczyszczaniu wody. - Całe szczęście ze ten odcinek rzeki jest naturalny. Badania z Uniwersytetu Warszawskiego pokazują że taki koszt oczyszczania to 365 tysięcy złotych na jednym kilometrze, a my nie musimy wydawać, bo to za nas robi natura. Piach służy jako filtr - mówił.
"Sytuacja nie wróci szybko do normy"
Goście programu ”Tak Jest” zgodnie przyznali jednak, że jakość wody w Wiśle nie ulegnie gwałtownej poprawie.
- To nie jest tak ze jak usunie się awarię, to wszystko wróci do normy - mówił Wasilewicz. I przypomniał, że podobną sytuację zanotowano w 2012 roku. - Nie zaobserwowano wtedy gwałtownego poprawienia jakości wody w Wiśle, dlatego że była duża część zgromadzonych osadów, która oddawała powoli zanieczyszczenia - dodał.
Eksperci ostrzegli też, że zanieczyszczenia dopłyną do Bałtyku, jednak nie byli w stanie określić ostatecznej jakości wody w morzu. - Trudno wskazywać, jak ta woda się rozprzestrzeni, jaka będzie pogoda i kierunek wiatru. Jest szereg czynników które to później kształtują - mówił wykładowca SGGW.
A Proppe dodał, że nie można bagatelizować tej awarii. - Kiedyś może przyjść większa i trudniejsza i trzeba o tym myśleć – podsumował.
Zobacz cały program "Tak jest" na TVN24 GO >
ab/pm