Student, kierowca, poeta, fotograf, dentysta, polityk, tramwajarz, urzędnik... Najczęściej po prostu NN. Rozstrzelany w 1940 roku. Tyle wiadomo o większości ofiar masowych egzekucji w Palmirach. Obok cmentarza powstał właśnie nowy pawilon muzealny, upamiętniający wydarzenia sprzed 70 lat.
Budynek powstał w ekspresowym tempie. Prace zaczęły się niespełna rok temu, a już w czwartek prezydent Bronisław Komorowski otworzy ekspozycję. Na miejscu trwają właśnie ostatnie poprawki.
Zaprojektowany przez pracownię WXCA (tę samą, która projektuje Muzeum Wojska Polskiego w Cytadeli) pawilon stanął na miejscu betonowego budynku z lat 60. Tamten nie nadawał się już nawet do remontu. Był przy tym niefunkcjonalny i za mały - miał tylko 100 mkw. powierzchni przeznaczonej na wystawy, które zresztą od dawna się już nie odbywały.
Architektura w zgodzie z przyrodą
Nowy oddział Muzeum Historycznego Miasta Warszawy jest 10 razy większy, a ponad połowę powierzchni zajmuje ekspozycja. Znalazło się też miejsce na salę multimedialną, gdzie organizowane będą wystawy monograficzne poświęcone ofiarom egzekucji oraz zajęcia edukacyjne.
Mimo że większy, budynek wciąż nie rzuca się w oczy. Od strony drogi prostą bryłę zasłania pagórek porośnięty sosnami i brzozami. Od strony cmentarza - poza obskurnym daszkiem, który na razie psuje cały efekt, ale na szczęście ma być w przyszłości rozebrany - też przysłaniają go drzewa, które odbijają się do tego w przeszklonej elewacji.
- Chcieliśmy stworzyć budynek skromny, który nie będzie ingerował w otaczającą cmentarz przyrodę bardziej, niż to konieczne - tłumaczy Szczepan Wroński z pracowni WXCA. I dodaje: - Użyliśmy naturalnych materiałów: betonu, szkła i stali corten.
Charakterystyczne panele z rdzawej stali są przy tym podziurawione, jakby seriami z karabinów maszynowych. Odcinają się od jasnego betonu, z którego wykonane są pozostałe elewacje.
Jedyni świadkowie tragedii
Surowy beton dominuje natomiast całkowicie we wnętrzu, a wrażenie chłodu potęguje jeszcze ekspozycja, prawie w całości składająca się z czarno-białych fotografii, filmów i plansz. Jedynym kolorem, który pojawia się w środku, jest zieleń. Obecna jest na zdjęciach Puszczy Kampinoskiej Grzegorza Okołowa i w czterech potężnych, szklanych tubusach - niewielkich, okrągłych patiach przecinających budynek z góry na dół. W każdym posadzono sosnę. - Na razie wyglądają trochę jak choinki, ale z czasem wystrzelą pionowo do góry. Wtedy z ekspozycji widoczne będą tylko pnie, a korony przysłonią nieco słońce - tłumaczy Wroński.
Na razie promienie swobodnie wpadają do wnętrza, które jest przez to bardzo jasne. Wrażenie bliskości przyrody jest jednak stale obecne także dzięki temu, że oświetlenie zmienia się, gdy słońce chowa się za chmurami. - Taki był cel. Chcieliśmy wręcz, by drzewa "wchodziły" do budynku, bo są wciąż żywymi świadkami tamtych wydarzeń. Jedynymi świadkami - podkreśla Wroński.
Opowieść o puszczy
Ten mocny związek historii Polski z kampinoską przyrodą jest też osią narracji, którą proponuje muzeum. W wielu miejscach na betonowej podłodze leżą fragmenty drzew. Wśród nich ten najważniejszy, przywieziony na miejsce we wtorek - konar 300-letniego dębu, pod którym spotykali się powstańcy styczniowi. To na tej gałęzi wieszać kazali ich Rosjanie.
Narracja zaczyna się właśnie od stycznia 1863 roku. - Chcieliśmy podkreślić, że Puszcza Kampinoska w ogóle, a Palmiry w szczególności są silnie związane z ruchem niepodległościowym. To nie zaczęło się od niemieckich egzekucji - podkreśla Joanna Maldis, kuratorka muzeum.
Od powstania styczniowego widz robi skok do 1939 roku i kampanii wrześniowej, w czasie której w puszczy też toczyły się walki. Później z konieczności skrótowa opowieść o niemieckim terrorze i wreszcie najważniejsza część ekspozycji - sale poświęcone ofiarom. O niektórych, np. o mistrzu olimpijskim Januszu Kusocińskim czy marszałku Sejmu Macieju Rataju wiadomo więcej. O innych nic. - Wciąż zgłaszają się do nas rodziny, które opowiadają o ich losach. Przynoszą też pamiątki - mówi Maldis.
Tak własnie na ekspozycję trafił jeden z bardziej poruszających eksponatów - tak zwany depozyt ekshumacyjny Józefa Serafina Bardadina. Maleńki pakunek zawierał fragmenty dokumentów i ubrań. Tworzono je w czasie ekshumacji grobów w 1946 roku. Trafił do rodziny, która nigdy go nie rozpakowała. - Otworzyliśmy go, zrobiliśmy dokumentację i zawinęliśmy z powrotem. W takiej postaci trafił do jednej z gablot -tłumaczy Maldis.
Bolesne kompromisy
"Drzewa, jedyni świadkowie" Nowe muzeum w Palmirach
Gabloty to przy tym jedno z większych zmartwień nowej placówki. Zawierają dokumenty, które nie mogą być wystawiane na światło dzienne. Tu zaś do sali wpada ostre słońce. - Wszystkie szyby mają filtry UV, ale i tak niektóre trzeba będzie zasłonić na stałe - przyznaje Marek Mikulski, który projektował ekspozycję. - Projekt budynku wymusił na nas pewne kompromisy - dodaje.
Ostatnia sala ekspozycji zawiera kilkanaście gablot, ale najważniejsze jest w niej potężne okno z widokiem na cmentarz i trzy białe krzyże po drugiej stronie. - Widok jest jeszcze bardziej niesamowity po zmroku. Gabloty odbijają się w szybie i wyglądają, jakby ciągnęły się w nieskończoność. To miesza się ze światłem zniczy na cmentarzu - relacjonuje Mikulski.
Niestety, efekt psuje fakt, że potężna szyba nie jest - jak na wizualizacji - jednolitą taflą. Na podziale traci także elewacja, która pierwotnie miała być niemal niewidoczna. Rozmył się efekt zaskakującej lekkości, z jaką jasny, betonowy dach unosił się nad tarasem widokowym. A skoro już o tarasie mowa, to choć budynek dostosowano do potrzeb niepełnosprawnych, nie dostaną się oni z niego na sam cmentarz. Na drodze staną im szerokie schody bez pochylni.
Daleko od szosy
Niezwykły widok Palmir nocą też pozostanie raczej niedostępny. Muzeum będzie bowiem czynne tylko do godziny 17, a zimą jeszcze krócej, bo do 15. - Wyobrażam sobie, że choć raz w roku, na przykład w Zaduszki, będzie można tu urządzić koncert lub modlitwę. Wtedy pawilon mógłby być otwarty dłużej - zauważa Mikulski.
Na razie wystarczyć musi sama ekspozycja. A to nie mało - turyści, którzy dotrą do Palmir, będą mogli się wreszcie dowiedzieć czegoś o cmentarzu i jego mrocznej historii. Na miejscu będą też wykłady i zwiedzanie z przewodnikiem. Pierwsze wycieczki już się zapisują.
Niemniej ważny od edukacyjnego, jest aspekt praktyczny - piechur czy rowerzysta będzie mógł obok cmentarza odpocząć, skorzystać z toalety, schronić się przed deszczem czy bezpiecznie zostawić rower (stojaki mają się pojawić wkrótce, a ochrona ma ich pilnować). W muzeum nie będzie natomiast żadnej kawiarni, bo w takim miejscu trudno byłoby ją utrzymać. Zresztą cmentarz nie jest dobrym miejscem dla gastronomii. Będą więc musiały wystarczyć automaty z ciepłymi i zimnymi napojami.
Największym problemem pozostanie dojazd. Do cmentarza da się wprawdzie dotrzeć samochodem, ale przy pawilonie jest tylko mały parking dla obsługi budynku. Większy jest 5 kilometrów wcześniej, przy wjeździe na teren KPN. Tam bieg kończy m.in. linia Ł-Bis. Zarząd Transportu Miejskiego obiecuje, że już w kwietniu uruchomi też linię 800 z pętli przy stacji metra Młociny. Autobus nie dojedzie jednak pod sam cmentarz, bo nie miałby gdzie zawrócić, więc wizyta w Palmirach będzie oznaczać dziesięciokilometrowy spacer.
W przyszłości na parkingu może powstać wypożyczalnia rowerów, którymi można by było dojechać na cmentarz. To jednak na razie tylko pomysł, nie gotowy projekt.
Nowego budynku pilnować będzie za to ochrona. Dzięki kamerom, strzeżony ma być też sam cmentarz, który rokrocznie padał ofiarą złodziei kradnących metalowe tabliczki z nazwiskami ofiar. - Byli tak bezczelni , że ze starego pawilonu ukradli nawet napis "Muzeum". Mamy nadzieję, że to się już nie powtórzy - mówi Joanna Maldis.
"Drzewa, jedyni świadkowie" Nowe muzeum w Palmirach
Mapy dostarcza Targeo.pl
Karol Kobos
Źródło zdjęcia głównego: | Eurosport