- Nie spodobałem się ochroniarzowi. Usłyszał mój akcent, zaczął mnie szarpać, wyrywać telefon, a gdy zobaczył, że nagrywam całą sytuację, zaczął mnie wyzywać. Groził, że użyje paralizatora - opowiedział pan Arciom, Białorusin od przeszło dekady mieszkający w Polsce. Na dowód przesłał nagranie rozmowy z ochroniarzem na stacji Młociny. Metro Warszawskie lakonicznie komentuje sprawę, twierdząc, że "wszystkie materiały dotyczące zdarzenia zostały przekazane Policji".
Z redakcją Kontakt 24 skontaktował się pan Arciom, Białorusin mieszkający w Polsce od 11 lat. Opowiedział o incydencie w jakim uczestniczył kilka tygodni temu na stacji metra Młociny. - Wracałem z niemiłej rozmowy w pracy. Byłem tak zamyślony, że przegapiłem swoją stację. Dojechałem do końca, na Młociny. Wychodząc z pociągu na peron, spotkałem kontrolerów biletów. Minąłem ochroniarzy, wchodzących do pociągu, by sprawdzić, czy wszyscy z niego wyszli, jak to bywa na ostatnich stacjach w metrze. Gdy rozmawiałem z kontrolerem okazało się, że mój bilet został w domu. Usiedliśmy więc na ławce, żeby spisać moje dane do mandatu. Kontroler zaczął podważać prawdziwość moich dokumentów. Powiedziałem, że skoro ma jakieś wątpliwości, możemy wezwać policję - opowiada pan Arciom.
Zaznacza przy tym, że mimo wątpliwości, kontroler zachowywał się wobec niego bez zarzutu - był skupiony wyłączenie na wypełnianiu swoich obowiązków. W pewnym momencie podszedł do nich jednak jeden z ochroniarzy, których nasz czytelnik minął chwilę wcześniej. - Usłyszałem "dzień dobry" i wtedy się zaczęło. Musiał usłyszeć mój akcent, bo był ewidentnie wrogo nastawiony do obcego brzmienia. Zaczął mnie szarpać, wyrywać mi telefon, a gdy zobaczył, że nagrywam całą sytuację, zaczął mnie wyzywać. Krzyczał, że pozwie mnie do prokuratury, że dopilnuje, żebym został deportowany, obrażał mnie i używał wulgaryzmów. Groził, że użyje paralizatora. Zniszczył mój telefon: koszt naprawy to około 1500 złotych - relacjonował pan Arciom. Na dowód przesłał nam dokument z wyceną naprawy telefonu. Widnieje na nim kwota ponad 1500 złotych.
"Chce pan być porażony prądem elektrycznym w tej chwili?"
Ponieważ ochroniarz wyrwał mu telefon, dalej nagrał tylko dźwięk na dyktafon w zegarku. Jego zdaniem, ochroniarze i kontrolerzy wiedzieli, że rozmowa jest nagrywana, sam ich o tym informował. Twierdzi też, że w pewnym momencie ochroniarz chciał mu wyrwać także zegarek, ale to mu się nie udało.
Na nagraniu słychać, jak kilkukrotnie domaga się zwrotu zabranego telefonu. Ochroniarz nie reaguje, argumentując, że pan Arciom "nie ma prawa nagrywać". Dodaje też, że "to jest naruszenie jego dóbr osobistych". Wzywa "do zachowania zgodnego z prawem". W pewnym momencie grozi też pozwem i zapowiada, że "pójdzie z tym do prokuratury". Kiedy pan Arciom po raz kolejny pyta, jakim prawem ochroniarz odebrał mu telefon, ten odpowiada krzykiem: "Bo pan mnie nagrywa i ja sobie na to nie pozwolę. Rozumiesz?".
Mężczyzna konstatuje, że ochroniarz jest "ksenofobem". W odpowiedzi pada groźba deportacji. Mówi też "porysuję", mając na myśli telefon naszego czytelnika. Potem jest jeszcze gorzej. "Chce pan być porażony prądem elektrycznym w tej chwili?" - pyta ochroniarz. Czytelnik odpowiada: "A co, pan mi teraz grozi?". "Tak, bo narusza pan moją przestrzeń osobistą" - słyszymy w odpowiedzi.
W pewnym momencie do rozmowy włącza się kontroler biletów. Mówi do pana Artioma: "Widzisz, ty jesteś jakiś uczulony. Czy ty uważasz, jak jesteś ze Wschodu, to ci wszystko można?". Kontroler mocno obrusza się, kiedy pan Arciom - mówiąc o ochroniarzu metra - używa sformułowania "tłusty kawał chłopa" (w piątek czytelnik powiedział nam, że jest gotów przeprosić ochroniarza za te słowa, jednak dopiero, kiedy ten przyzna, że jego zachowanie było niewłaściwe). "Posłuchaj, zrozum prostą rzecz: oprócz praw masz także obowiązki" - pada z ust kontrolera.
Metro Warszawskie: nie ma tu nieprawidłowości
Na miejscu zjawiła się w końcu policja. - Na moje zgłoszenie dotyczące zachowania pana ochroniarza powiedzieli jedynie, że "to sprawa cywilna i że nic nie mogą zrobić". Zasugerowali, żebyśmy się z panem ochroniarzem dogadali - relacjonował pan Arciom. Później poszedł na komendę, złożyć zeznania. 17 sierpnia dostał zaś wezwanie na komisariat, z prośbą o przedstawienie dowodów w sprawie. Przedstawił nam dokument, z którego wynika, że sprawa została przekazana do Komendy Rejonowej Policji V, gdzie zostało wszczęte dochodzenie. Przekazał policji wykonane przez siebie nagrania.
Napisał też skargę do Metra Warszawskiego. - Po paru dniach dostałem odpowiedź, że po przeanalizowaniu monitoringu i po rozmowie z ochroniarzem, którego dotyczyło moje zgłoszenie uznali, że nie ma tu nieprawidłowości. Wysłałem im więc kolejną skargę, tym razem z moimi materiałami - powiedział pan Arciom.
Dodał, że minęły już ponad dwa tygodnie i nadal nikt z metra nie skontaktował się z nim w tej sprawie. - Myślałem, że nie ma już takich ludzi, tymczasem oni jak najbardziej istnieją, chodzą po ulicach. Nie wiem, skąd ta nienawiść. Może kiedyś jakiś obcokrajowiec zaszedł temu ochroniarzowi za skórę, ale to nie powód, żeby obarczać winą całe społeczeństwo Białorusi czy Ukrainy i mścić się na niewinnych ludziach - podsumował.
Pytania bez odpowiedzi ze strony metra
Zadaliśmy Metru Warszawskiemu pytania dotyczące tego zdarzenia. Chcieliśmy dowiedzieć się między innymi dlaczego ochroniarze interweniowali w sprawie między pasażerem a kontrolerami biletów? A także, czy grożenie deportacją i użyciem paralizatora jest w ocenie Metra Warszawskiego właściwe i jakie konsekwencje wyciągnięto wobec ochroniarza?
Niestety, rzeczniczka MW Anna Bartoń nie udzieliła nam odpowiedzi na żadne z postawionych pytań. Przesłała jedynie lakoniczną wiadomość: "w sprawie prowadzone jest postępowanie przez Policję z zawiadomienia pasażera i w związku z tym wszystkie materiały dotyczące zdarzenia zostały przekazane Policji. Pracownik Metra pozostaje do dyspozycji Policji. W zakresie prowadzonego dochodzenia Metro Warszawskie zastosuje się do ustaleń organów prowadzących sprawę" - napisała i dodała, że "w przypadku potwierdzenia zaistnienia szkody, Spółka posiada polisę ubezpieczeniową oraz wypracowane procedury dotyczące wypłat odszkodowań".
Z kolei rzeczniczka komisariatu policji Metra Warszawskiego Natalia de Laurans potwierdziła, że 11 sierpnia policjanci podjęli interwencję na stacji metra Młociny, na prośbę kontrolera ZTM, w celu ustalenia danych osobowych pasażera bez ważnego biletu. - Funkcjonariusze w trakcie interwencji przekazali mężczyźnie informację o możliwości złożenia stosownego zawiadomienia. W dniu 11.08.2021 r. od ww. pasażera zostało przyjęte zawiadomienie w przedmiotowej sprawie, a materiały sprawy zostały przesłane do właściwej miejscowo jednostki Policji tj. Komendy Rejonowej Policji Warszawa V - przekazała de Laurans.
Źródło: tvnwarszawa.pl, Kontakt 24
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl