Joanna Zawadzka zaginęła w zagadkowych okolicznościach 21 lat temu. Pozostawiła niespełna roczną córeczkę. Klaudia nigdy nie straciła nadziei, że dowie się, co stało się z jej mamą. Wszczęła własne śledztwo i próbuje rozwikłać bolesną historię z przeszłości. Sprawą zajęło się również policyjne archiwum X. Reportaż "Superwizjera" TVN.
Kikół - gminna wieś oddalona o 40 kilometrów od Torunia. To tu 17 lutego 1997 roku około godziny 21 Joanna Zawadzka odwiedziła koleżankę mieszkającą w bloku obok. Po zaledwie 20 minutach wyszła od niej mówiąc, że spieszy się do córki. Nigdy jednak nie wróciła do domu.
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie porwania, ale umorzyła je z powodu niewykrycia sprawcy przestępstwa. Policja sprawę zaginięcia prowadziła jeszcze przez 13 lat, ale bez rezultatów. Rodzice Joanny nigdy nie pogodzili się jednak z tym, że mimo upływu 21 lat wciąż nie wiadomo, co stało się z ich córką.
- Żebyśmy wiedzieli, że nie żyje, i żeby to ciało znaleźć, to chociaż byśmy ją pochowali, by Klaudia miała gdzie iść znicz zapalić - mówi matka Joanny, Krystyna Zawadzka.
Kto jest ojcem?
Klaudia mamę widziała ostatni raz, gdy miała dziewięć miesięcy, ojca nigdy nie poznała. Dziś ma 22 lata, uczy się i pracuje.
- Myślę o tym, jak by było, gdyby jej nigdy nie zabrakło - przyznaje przez łzy. - Gdy mam takie momenty w swoim życiu, które są ważne dla każdego, typu urodziny, studniówka, matura, przykro mi, że są wtedy obok mnie rodzice innych ludzi i ci ludzie mogą się cieszyć tym razem z nimi, rodzice życzą im powodzenia - dodaje.
Matka Klaudii na swojej studniówce była w piątym miesiącu ciąży, ale nikt o tym jeszcze nie wiedział. Urodziła córkę dzień po ostatnim dniu matur. Pół roku później znalazła pracę w biurze rachunkowym w Lipnie, a Klaudią opiekował się dziadek. Joanna nigdy nie powiedziała rodzicom z kim zaszła w ciążę, a w akcie urodzenia w rubryce ojciec wpisała jedynie imię: Krzysztof.
- Asia chciała zatrzymać to dla siebie z niewiadomych dla nas przyczyn - mówi Paweł Zawadzki, brat Joanny.
Rodzice Joanny podejrzewali, że to właśnie mężczyzna, z którym zaszła w ciążę może mieć coś wspólnego z jej zaginięciem. - Domyślam się, że nie powiedziała nazwiska mojego ojca, ponieważ nie mogła. To nie było jej widzimisię, bała się po prostu - twierdzi Klaudia.
Po latach Stanisław Zawadzki, ojciec Joanny, znalazł w piwnicy kilkadziesiąt listów zaginionej córki. Klaudia dowiedziała się z nich, że jej mama, która na co dzień była zamknięta w sobie, w listach zdradzała swoje tajemnice. Pisząc do koleżanek, była bardzo ostrożna, nazwiska zastępowała pseudonimami.
Tylko w jednym z listów pojawia się imię i nazwisko mężczyzny, który miał spotykać się z Joanną. Tak dokładnie je zamazano, że aż długopis przebił kartkę. Udało się je rozszyfrować dzięki pomocy grafologa. Osoba, której nazwisko ustalił grafolog, była znana rodzinie Joanny, ale trop okazał się ostatecznie fałszywy: po dalszym śledztwie stwierdzono, że list został napisany przez Joannę jeszcze w podstawówce.
Atmosfera strachu
Emerytowany komendant wojewódzki policji we Włocławku Roman Budzyński w pierwszych dwóch latach nadzorował śledztwo w sprawie zaginięcia Joanny. Przyznaje, że wciąż zdarza mu się o tej sprawie myśleć.
- Jest wiele koleżanek, z którymi utrzymywała bardzo bliskie kontakty. Jestem święcie przekonany, że te osoby wiedzą więcej, niż do tej pory udało się ustalić policji i prokuraturze - twierdzi. - Być może miały jakieś swoje tajemnice - dodaje.
W dniu zaginięcia Joanna wróciła z pracy około godziny 18, pobawiła się z Klaudią, wstawiła wodę na pranie i wyszła do koleżanki. Zabrała ze sobą album ze zdjęciami córki. Czy to mogło oznaczać, że planowała się spotkać z kimś jeszcze, a wizyta u koleżanki była tylko pretekstem?
- Może chciała pokazać go (album - red.) mojemu tacie? - zastanawia się Klaudia. - I na pewno nie spodziewała się, że to będą jej ostatnie chwile życia. Może chciała w jakiś sposób wpłynąć na niego, pokazując moje zdjęcia? - mówi.
Jak wspomina matka Joanny, świadkowie mówili jej, że widzieli "samochód pomiędzy blokami, że Joanna wsiadała do niego, że było dwóch facetów w tym samochodzie". - Ale jak mówiłam: nie mów do mnie, tylko chodź na policję i na policji to zeznasz, każdy się bał - mówi Krystyna.
Po zaginięciu Joanny w Kikole zapanowała zmowa milczenia. Teraz jednak Klaudia dociera do dawnej koleżanki mamy, która wiedziała, kim był ojciec Klaudii. Jak twierdzi, był to policjant. Tajemnicę tę znała także jeszcze jedna koleżanka Joanny, Agnieszka Rogowska, która zgodziła się na rozmowę przed kamerą.
Pamięta, kogo Joanna wskazała jej jako ojca Klaudii. Potwierdza, że był to policjant.
- On wiedział, że jesteś jego dzieckiem. Z tego co ja wiem, nie chciał by wyszło to na jaw, bo miał dziewczynę, z którą miał wziąć ślub. Mogło to mu pokrzyżować plany, więc umówili się, że on jej będzie płacił alimenty, a mama w zamian za to nie będzie zakładać żadnych spraw, nie będzie dochodzić tego ojcostwa - przyznaje.
Pytana o szczegóły jego związku z Joanną mówi, że "do domu jej nigdy nie zabierał". - Po prostu w samochodzie uprawiali seks i na tym się kończyło - twierdzi Agnieszka.
Reporterom "Superwizjera" udało się znaleźć wskazanego policjanta i porozmawiać z nim o jego relacjach z Joanną. Jego ojcostwo wykluczone zostało jednak przez badania DNA. Dlaczego jednak miał, według koleżanek Joanny, przekazywać jej pieniądze na utrzymanie córki?
Żadnych dowodów
Mężczyzna zaprzecza, że umawiał się kiedykolwiek z Joanną. - To były tylko i wyłącznie pomówienia - twierdzi. Pytany o rzekome alimenty, mówi: - Nic mi na ten temat nie wiadomo.
- Dla mnie ten rozdział jest zamknięty. Prawnie jest wszystko zakończone. Dlatego ja nie mam z tą sprawą nic wspólnego. Tyle ucierpiałem, że nie chcę tego tematu już dalej poruszać - podkreśla.
Innego zdania jest jednak była koleżanka Joanny, Agnieszka. - Raz miałam okazję go poznać osobiście, gdy zabrał nas na przejażdżkę do Lipna swoim samochodem, jeszcze wystawił wtedy koguta - wspomina.
- Ale to było tylko ten jeden raz. Tak to widziałam tylko z oddali samochód, jak podjeżdżał, jak wsiadała do tego samochodu - opowiada zaznaczając, że w czasie konfrontacji podczas śledztwa policjant wszystkiego się wyparł.
Rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej policji w Bydgoszczy przyznaje, że mężczyzna nigdy nie był w trakcie prowadzonego śledztwa podejrzany.
- Nie był też z tego powodu zawieszany, bo byłoby to po prostu niemożliwe - tłumaczy podinsp. Monika Chlebicz. Policji przez wiele lat nie udało się bowiem zgromadzić żadnych dowodów świadczących o tym, że policjant miał coś wspólnego z zaginięciem Joanny Zawadzkiej. Nie potwierdzono też innych hipotez takich jak porwanie, wyjazd za granicę, samobójstwo czy związki Joanny z lokalną grupą przestępczą.
W śledztwie nie udało się również ustalić tego, kto jest ojcem Klaudii. Wiadomo jedynie, że kilka dni przed zaginięciem Joanna poszła do sądu w Lipnie, by dowiedzieć się jak wygląda procedura ubiegania się o alimenty. Na ten temat rozmawiała też z przyjaciółką. Dlaczego zdecydowała się w końcu pójść do sądu? - Z tego co mówiła, bardzo dziadek naciskał - twierdzi Agnieszka Rogowska.
Zdaniem Agnieszki Rogowskiej wyniki badań DNA wykluczające ojcostwo policjanta nie oznaczają jednak, że nie był on zamieszany w zaginięcie Joanny. - Jeżeli był święcie przekonany, płacił alimenty i czuł się w jakiś sposób zagrożony, to mógł się przyczynić do zaginięcia Joanny - twierdzi. Policja nigdy nie potwierdziła tej hipotezy.
Sprawa dla archiwum X
Klaudii udało się jednak zmobilizować policję do działania. Cztery miesiące po tym, jak rozpoczęła swoje prywatne śledztwo, prokurator okręgowy z Włocławka wszczął nowe śledztwo w kierunku już nie porwania, ale podejrzenia popełnienia morderstwa. Śledztwo prowadzą policjanci wydziału kryminalnego z Bydgoszczy.
- Od połowy ubiegłego roku policjanci z archiwum X zajmują się tą sprawą - przyznaje podinsp. Monika Chlebicz. - Nie jesteśmy dzisiaj w stanie odpowiedzieć ze stuprocentową pewnością, co się wydarzyło, natomiast bardzo prawdopodobne jest, że doszło do zbrodni - dodaje.
Klaudia została przesłuchana w charakterze świadka. - Chcę, żeby sprawiedliwości stało się zadość - mówi córka zaginionej matki.
- Może gdyby doszło do sytuacji, w której osoba odpowiedzialna za śmierć mojej mamy trafiła do więzienia, miałabym w sobie tyle odwagi by pójść i odwiedzić tę osobę i po prostu zapytać, jak to było. Co czuł, czy myślał o tym, że ma dziecko. Albo, że to ich wspólne dziecko. I zapytałabym, czy nigdy jej nie kochał. Nie zasłużyła na to - mówi ze łzami w oczach.
Autor: mm//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN