W procesie odbyło się 13 rozpraw: 18 lutego, 4 marca, 18 marca, 2 i 15 kwietnia, 7 i 15 maja, 12 czerwca, 17 czerwca, 8 i 26 lipca, 1 oraz 19 sierpnia. 2 września usłyszeliśmy mowy końcowe, a 3 września sąd ogłosił wyrok w procesie.
3 września. Ogłoszenie wyroku
25 lat więzienia za zabójstwo półrocznej córki Magdy - taki wyrok wydał katowicki sąd dla Katarzyny W. Oznacza to, że będzie ona mogła ubiegać się o warunkowe wcześniejsze zwolnienie po 15 latach. Prokurator wcześniej domagał się dla niej dożywocia, a obrońca wnosił o uniewinnienie oskarżonej. Katarzyna W. została także uznana winną sprowadzania śledztwa na fałszywe tory.
Sąd stwierdził na podstawie ustaleń medycznych, że "zgon niemowlęcia miał charakter nagły i gwałtowny". Kluczowe dla sądu znaczenie miały wyniki badań histopatologicznych, z których wynikało jasno, że "śmierć małoletniej nie nastąpiła w wyniku upadku" ale, "na skutek ostrego niedotlenienia w wyniku gwałtownego duszenia".
Według sądu, Katarzyna W. zabiła swoją córkę, bo chciała zmienić swoje życie i powrócić do tego, które prowadziła przed zajściem w ciążę i urodzeniem dziecka. Jak mówił sędzia, rekonstrukcja procesów motywacyjnych podsądnej była możliwa dzięki zeznaniom świadków - bliskich oskarżonej - oraz zabezpieczonych zapiskach Katarzyny W., których autorka wskazała m.in., że nie czuje się matką i że dziecko zrujnuje jej plany i spowoduje, że stanie się pośmiewiskiem wśród znajomych.
Sąd podkreślił też, że nie nie ma dowodów na zaangażowanie innych osób w zabójstwo dziecka Katarzyny W.; to oskarżona sama zaplanowała zbrodnię, sama ją wykonała i ukryła zwłoki. Z kolei po śmierci córki Katarzyna W. nie zachowywała się jak matka, która straciła dziecko w tragicznym wypadku. Kobieta ukrywając zwłoki działała w przemyślany sposób, zakopując dziecko przypuszczanie używała rękawic roboczych. Krótko po śmierci dziecka dzwoniła do męża i rozmawiała z nim jak gdyby nic się nie stało.
Sędzia Adam Chmielnicki zaznaczył też, że kara 25 lat więzienia dla Katarzyny W. jest adekwatna do stopnia winy i osobowości sprawcy. Wskazał, że w sprawie pojawiły się okoliczności łagodzące.
2 września. Mowy końcowe
- Przepraszam wszystkich za to, że wprowadziłam ich w błąd, ale jestem niewinna. Nie zabiłam Magdy - powiedziała Katarzyna W. w mowie końcowej w swoim procesie. O uniewinnienie kobiety wniósł wcześniej jej obrońca, który wygłosił 6-godzinne przemówienia. Prokuratura chce dożywocia z możliwością ubiegania się o zwolnienie dopiero po 30 latach. Sędzia zdecydował, że wyrok ogłosił 3 września o godz. 11:30.
19 sierpnia. Trzynasta rozprawa
Na trzynastej rozprawie w procesie Katarzyny W. zeznawał policjant, któremu oskarżona wskazała miejsce, gdzie pochowała dziecko. - Rozmowa trwała kilka godzin, na początku było ciężko, by wskazała to miejsce. Ok. godz. 22, oskarżona zgodziła się, że weżmie udział w eksperymencie procesowym i wskaże to miejsce. Ekipa dochodzeniowo-śledcza wraz z Katarzyną W. i moją osobą udała się na miejsce i dokonała eksperyment procesowy, gdzie w Sosnowcu, na ul. Żeromskiego Katarzyna W. wskazała mojej osobie miejsce, gdzie jak oświadczyła, ukryła zwłoki - opowiadał mężczyzna. Następnie swoje opinie przedstawiało troje biegłych z zakresu psychiatrii. Jawność tej części rozprawy wyłączono. Podczas rozprawy odczytano także zeznania świadków Artura K., Radosława W. (duchowni, którzy znali W. z działalności we wspólnocie) i Anny H. (koleżanka), którzy przebywają za granicą. Odczytano również zeznania Katarzyny W. z okresu, gdy była traktowana jako świadek ws. porwania dziecka, a nie podejrzana czy oskarżona. Sąd zakończył przewód sądowy w procesie Katarzyny W. i zarządził przerwę w procesie do 2 września. Wtedy zostaną wygłoszone mowy końcowe. Wyrok najprawdopodobniej przed 9 września.
1 sierpnia. Dwunasta rozprawa
Na dwunastej już rozprawie w procesie Katarzyny W. zeznawali m.in. nauczyciele, którzy uczyli ją udzielania pierwszej pomocy. Pierwszym świadkiem była Barbara W., była wychowawczyni i nauczycielka biologii Katarzyny W. z gimnazjum. - W ramach trzyletniego systemu szkolnego w gimnazjum były przeprowadzone zajęcia z zakresu pomocy przedmedycznej. Były prowadzone te zajęcia w sposób opisowy i praktyczny - mówiła.
Katarzynę W. określiła jako "znakomitę dziewczynkę". - Zawsze miała zachowanie wzorowe - pracowała na rzecz klasy, frekwencję miała znakomitą, była absolutnie zscojalizowaną, dobrze funkcjonującą w klasie dziewczynką. Było tych jej działalności pozalekcyjnych sporo - oceniła ją.
Podczas rozprawy zeznawał także nauczyciel oskarżonej z zakresu PO z liceum. - Nasze zajęcia obejmowały podstawy pierwszej pomocy począwszy od zachowania na miejscu wypadku, poprzez RKO – resuscytację krążeniowo-oddechową, do takich szczegółowych – jak krwotoki, oparzenia, złamania, uduszenia. Realizowanie tych zajęć obejmowało ok. jednego semestru nauki - opowiadał o prowadzonych zajęciach.
Przesłuchany został także jeden z policjantów prowadzących śledztwo. Dwóch świadków, zakonników, nie stawiło się na rozprawie.
Ponadto, sąd odrzucił kolejny wniosek obrony o powołanie zespołu biegłych z zakresu medycyny sądowej.
Sąd ogłosił, że już na kolejnej rozprawie - 19 sierpnia - mogą zostać wygłoszone mowy końcowe. Jeśli tak się stanie, wyrok pierwszej instancji zostanie ogłoszony 26 sierpnia.
26 lipca. Jedenasta rozprawa
Podczas 11. rozprawy sąd przesłuchiwał kolejnych świadków, m.in. policjantów, którzy zajmowali się sprawą Katarzyny W., gdy jeszcze myślano, że jej córka została porwana. Najczęściej odczytywano ich wcześniejsze, złożone w prokuraturze zeznania. Najbardziej interesującym świadkiem wydawał się być 61-letni Stanisław S. - mężczyzna, który sam zgłosił się na policję, bo podsłuchał w pociągu rozmowę Katarzyny W. z mężem. Jak mówił, małżeństwo W. spotkał kiedyś, w 2011 roku w pociągu, gdy Katarzyna W. była jeszcze w ciąży. - Często jeździłem do mieszkania, które pozostało mi w spadku po mamie. Pamiętam dokładnie, że było to z niedzieli na poniedziałek, na pewno. W czasie tej podróży do przedziału w Gliwicach weszła Katarzyna W. z Bartłomiejem. (...) - W czasie jazdy w przedziale, mnie zaciekawiło, zaskoczyło zachowanie tych młodych ludzi, byli spokojni i stonowani. Katarzyna pytała retorycznie męża: kto by marnował życie, kto by marnował czas na wychowanie dziecka, jak inni się bawią i jeżdżą za granicę. Bartłomiej przytulał się do jej brzucha. Ja dopiero potem sobie te wszystkie fakty połączyłem, on już wtedy przeżywał dramat - opowiadał Mężczyzna powiedział, że "bez dwóch zdań" jest pewny, że w pociągu spotkał małżeństwo W.
Podczas rozprawy zeznawał też Daniel P., który wykonywał czynności służbowe z Beatą Ch., oskarżoną o zabójstwo syna Szymona, która przez jakiś czas przebywała z Katarzyną W. w celi
- Pani Beata Ch. poprosiła mnie o rozmowę. Wcześniej jak jechaliśmy samochodem, mówiła, że chce porozmawiać, ale na osobności. W trakcie tej rozmowy, pani Beata Ch., powiedziała mi, że będąc na terenie aresztu w Katowicach, kilkakrotnie spotkała się z Katarzyną W. i ta tam na spacerniaku opowiedziała jej, jak doszło do śmierci jej córki. Było to w trakcie jakiejś imprezy w jej mieszkaniu w Sosnowcu, był tam obecny jej mąż Bartek i kilka innych osób, nie pamiętam dokładnie jakie - opowiadał mężczyzna.
Mecenas Katarzyny W. zawnioskował o powołanie nowych biegłych. Kolejną rozprawę zaplanowano na 1 sierpnia.
Obrońca złożył wnioski o przesłuchanie biegłych z zakresu informatyki, ustalenie, czy Beata Ch., oskarżona o zabicie syna Szymona, była przesłuchiwana w obecności psychologa lub psychiatry oraz wniosek o powołanie nowego zespołu biegłych z zakresu medycyny sądowej oraz laryngologii i neonatologii. Prokurator z kolei złożył wniosek o zapoznaie się ze stanem konta oskarżonej. Kolejni świadkowie i eksperci będą przesłuchiwani 1 sierpnia. Oznacza to, że proces nie zakończy się 19 sierpnia.
8 lipca. Dziesiąta rozprawa
Podczas 10. rozprawy przed sąd ponownie wezwany został Bartłomiej W., mąż oskarżonej. Pytany był o relacje z żoną, jak zachowywała się przed i po śmierci dziecka. Obrońca zadawał mu także pytania dotyczące kwestii zabezpieczenia pieca w mieszkaniu W. oraz użytkowania przez nich komputera.
Dalsza część przesłuchania męża Katarzyny W. nie była jawna ze względu na osobisty charakter zeznań.
Następnie przed sądem zeznawało dwóch świadków (szwagier oskarżonej i znajomy policjant Bartłomieja W.), jednakże nie mieli do powiedzenia niczego nowego w sprawie.
W czasie rozprawy prokuratura wnioskowała o przedłużenie aresztu dla Katarzyny W., a obrona poprosiła o powołanie dwóch nowych biegłych - w dziedzinie laryngologii. Jak argumentował obrońca, mogliby oni rzucić nowe światło na kwestię przyczyn śmierci Magdy.
Gdy proces dobiegał konńca, głos zabrała dotychczas milcząca na rozprawach Katarzyna W. - Proszę o przychylenie się do wniosku, bo chodzi o moje życie, o moją przyszłość, a nie o to, który paragraf jest ważniejszy - powiedziała w emocjonalnym wystąpieniu.
17 czerwca. Dziewiąta rozprawa
Kolejna, dziewiąta rozprawa to kontynuacja poprzedniego spotkania z biegłymi lekarzami. Eksperci kontynuowali odpowiedzi na szczegółowe pytania, zadawane przez obronę, dotyczące śmierci małej Magdy. Obrona zadawała najczęściej pytania ogólne, na które odpowiedzi mogłyby być dowodem na inną, alternatywną wersję wydarzeń niż ta, podana przez biegłych. Prokurator Zbigniew Grześkowiak prostestował na pytania obrony, która według niego tworzyła tezy wobec wydarzeń, które biegli uznali za jednoznaczne fakty. - Zmierzamy do absurdu (...), nie podważajmy okoliczności faktycznej - podkreślał. - My staramy się ją (tezę) zweryfikować. Niedopuszczanie takich pytań powoduje, że nie jesteśmy w stanie tej kwestii wyjaśnić - podkreślał obrońca, mecenas Arkadiusz Ludwiczek. Do dyskusji włączyli się biegli. - Opinia lekarska nie polega na tworzeniu tez, bo w ten sposób doszlibyśmy do absurdu. Dlatego na ostatniej rozprawie mówiłem, żeby ostrożnie stosować zasady logiki do biologii - mówił jeden z ekspertów. W rozmowie z TVN24 prokurator Grześkowiak oświadczył, że nie wyklucza iż będzie wnioskował o najwyższy wymiar kary dla Katarzyny W. w wysokości 25 lat pozbawienia wolności lub dożywocia. - Dopóki przewód sądowy jest otwarty, a obrona ma możliwość składania wniosków dowodowych, to wszystko jest możliwe. Mogą jeszcze wpłynąć zarówno dowody, które przemówią na korzyść lub niekorzyść oskarżonej - wyjaśnił. Przesłuchanie biegłych podczas drugiej rozprawy jednak się nie zakończyło. Na pozostałe pytania odpowiedzą w formie pisemnej.
12 czerwca. Ósma rozprawa
Podczas ósmej rozprawy zeznawało czterech świadków - wszyscy to biegli sądowi. Eksperci stwierdzili jednoznacznie, że półroczna Magda zginęła w wyniku uduszenia. - Na podstawie badania można było wyciągnąć wnioski, że zmiany w płucach, nerkach, nadnerczach i rdzeniu nadnerczy, a także wymienione przez mnie zmiany w wątrobie, przemawiają za ostrym niedotleniem, czyli inaczej mówiąc ich przyczyną jest ostre niedotlenienie w skutek uduszenia gwałtownego. Gwałtowne, to znaczy niechorobowe, spowodowane urazem zewnętrznym - tłumaczył doktor Zbigniew Jankowski. Według specjalistów dziewczynka została pozbawiona życia przez gwałtowne uduszenie, najprawdopodobniej stało się to w wyniku przyłożenia do jej głowy jakiegoś miękkiego przedmiotu i odcięcia w ten sposób dopływu powietrza. Eksperci wykluczyli, że dziecko zmarło w wyniku upadku. - Przyczyną śmierci nie mogło być w tym przypadku uszkodzenie czaszkowo-mózgowe, ponieważ nie stwierdzono urazów czaszki i mózgowia. Brakuje tym samym podstaw do przyjęcia, aby stanowiło to przyczynę śmierci dziecka - wyjaśnili biegli. Zaznaczyli, że dziewczynka nie została upuszczona, a rzucona o ziemię. To jednak nie spowodowało obrażeń, które nie tylko nie doprowadziły do jej śmierci, ale gdyby nie skuteczna próba uduszenia, w przyszłości nie doprowadziłyby także do kalectwa dziecka.
15 maja. Siódma rozprawa
RELACJA Z SIÓDMEJ ROZPRAWY Podczas siódmej rozprawy zeznawało pięciu świadków - Beata C. – mama Bartłomieja i jego ojczym Sławomir C., a także współosadzona z Katarzyną W. Małgorzata G. oraz dwóch policjantów. Rodzina oskarżonej - ojciec Jan W. i brat Marcin W. nie pojawili się w sądzie, odmówili składania zeznań. Na rozprawie nie stawił się współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego, wysłął usprawiedliwienie. Jako pierwszą sąd przesłuchał Beatę C., teściową Katarzyny W. Kobieta zdradziła, że to ona z mężem zaproponowała Bartłomiejowi i Katarzynie W. poddanie się badaniu wariografem, "bez udziału Krzysztofa Rutkowskiego". - Kasia zareagowała na to spokojnie. Bartek był rozżalony (...) i przerażony tym, że pracownicy Krzysztofa Rutkowskiego są bezradni, nie wiedzą, gdzie szukać dziecka i utwierdzają się tylko w przekonaniu, że Bartek i Kasia mają z tym coś wspólnego - opowiadała świadek. Pomysł badania padł dlatego, bo - jak wyjaśniła Beata C. - uważała ze swoim mężem, że "wyprostuje, wyjaśni" to informacje, które pojawiały się wówczas w mediach, a miały świadczyć o związku rodziców Magdy z jej zniknięciem. Kobieta w czasie rozprawy opowiadała o przebiegu ciąży synowej. Przyznała m.in., że nie rozumiała jak to możliwe, że Katarzyna W. podczas ciąży nie chciała zrezygnować z palenia papierosów. - Przekonała nawet Bartka, że rozmawiała z panią ginekolog i ona powiedziała jej, że palenie do siedmiu papierosów dziennie nie szkodzi dziecku. Nie rozumiałam tego, są przecież jakieś priorytety - mówiła. Kolejną osobą zeznającą podczas rozprawy był Sławomir C., ojczym Bartłomieja C., a teść Katarzyny W. Wracał on do sytuacji po powrocie Katarzyny W. z badania wariograficznego, do którego ostatecznie nie doszło, bo oskarżona miała być "zbyt roztrzęsiona". - Żona zrobiła jej herbatę, a ona posłodziła ją, jak gdyby nigdy nic. Ja tego nie wytrzymałem i wyszedłem wtedy z kuchni - mówi. Zdecydowaliśmy z żoną o tym, że dobrze byłoby, gdyby poddali (Bartłomieja i Katarzynę - red.) badaniu. Rozwiałoby to wątpliwości, niejasności - tłumaczył. Jako trzecia, zdecydowanie krócej, zeznawała Małgorzata G., koleżanka z celi, w której siedem dni przebywała Katarzyna W. - Mówiła, że dziecko jej wypadło, nie mówiła szczegółowo o przebiegu wydarzeń, po prostu wspomniała o tym - opowiadała. Powiedziała też, że Katarzyna W. przyznała, iż wchodziła "na stronę internetową i dowiadywala się, jak to wygląda, jak takie małe dziecko upadnie z wysokości". - Z tego co mówiła, wchodziła na takie strony internetowe przed wypadkiem. Nie komentowala tego wcale - doprecyzował świadek. Ostatni dwaj świadkowie podczas siódmej rozprawy to Patryk O., jeden z dwóch funkcjonariuszy, którzy pierwsi pojawili się 24 stycznia 2012 r. w miejscu, w którym napadnięta miała zostać Katarzyna W. Świadek nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Powiedział, że nie jest w stanie nawet z całą pewnością stwierdzić, czy Katarzyna W. miała mu powiedzieć, że "się uderzyła", czy, że "została uderzona". Jego kolega z patrolu Dawid P., który zeznawał jako ostatni świadek był pewien, że po przyjechaniu na miejsce Katarzyna W. powiedziała mu, iż "została uderzona" przez nieznanego jej mężczyznę. - Oskarżona mówiła, że zdawało jej się, że szedł za nią. Nie jestem jednak w stanie powiedzieć w stu procentach, że mówiła, iż jest tego pewna, czy tylko jej się zdawało - relacjonował funkcjonariusz.
Obrońca Katarzyny W., mec. Arkadiusz Ludwiczek pytany, czy dzisiejsza rozprawa była szczególnie trudna, odpowiedział, że taka była zapewne dla biegłych, ale nie dla niego. Przyznał tez, że ma jeszcze sporo pytań do członków zespołu. - Będę starał się ustalić, czy nie mogło dojść do innego mechanizmu, niż ten, który biegli opisali w opinii. Dzisiejsza rozprawa nie odpowiedziała na pytania, które nas nurtują - wyjaśniał obrońca oskarżonej. Mec. Ludwiczek nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie wnosił o powołanie nowego, niezależnego zespołu biegłych.
7 maja. Szósta rozprawa
Podczas szóstej rozprawy zeznawało pięciu świadków - Tomasz M., kolega Bartłomieja W. Tadeusz W. i Helena W. - dziadkowie Bartłomieja W., Paulina B., jego siostra oraz on sam.
Jako pierwszy sąd przesłuchał Helenę W. Ta mówiła m.in.: - Jeśli chodzi o Katarzynę to, co zauważyłam będąc u niej w domu, jej zachowanie świadczyło o tym, że to nie jest kobieta, której wypadło dziecko, zginęło dziecko. Nie było widać smutku na jej twarzy, zachowywała się nieraz normalnie.
Kolejnym świadkiem był dziadek Bartłomieja W., jego zeznania były jednak dość skąpe.
Podczas rozprawy zeznawała również Paulina B. Siostra Bartłomieja W. przyznała, że doszło pomiędzy nią a Katarzyną W. do kłótni.
- Bartek dużo pracował, chyba ze trzy doby był non-stop na obrotach, mało spał. On się położył spać, a my byliśmy na działce. Jak przyjechaliśmy z działki, około godz. 21, Magda była nadal niewykąpana. Kasia stwierdziła, że sama nie będzie jej kąpać, bo się boi i obudziła Bartka. Nie poprosiła go o pomoc, tylko kazała mu zrobić to samemu, a on był nieprzytomny. I o to zaczęłyśmy się kłócić. Do kłótni włączyła się też moja mama. Po tej kłótni Kasia ubrała się i wyszła. Siostra chodziła do szkoły, brat pracował, rodzice też, więc ja zajmowałam się z Magdą. Z tego, co wiem, kontaktowała się w tym okresie tylko z Bartkiem, bo razem spotykali się w tym remontowanym mieszkaniu. Do Magdy przyszła tylko raz, nakarmiła ją i wyszła. Po tym nastąpiła ta wyprowadzka - opowiadała o sytuacji, kiedy Katarzyna W. wyniosła się z domu.
Najważniejszym świadkiem rozprawy był jednak mąż Katarzyny W., Bartłomiej. Mężczyzna mówił, że nie zdawał sobie sprawy, iż rozmowa Katarzyny W. z Krzysztofem Rutkowskim, w czasie której powiedziała ona o "wypuszczeniu dziecka z rąk", jest nagrywana.
- Ja byłem już wtedy w hotelu. Pan Krzysztof przyszedł do mnie i powiedział, że już wszystko wie, że Katarzyna W. się przyznała i teraz moja kolej - opowiadał.
- Na co kolej? - pytał sędzia. - Na to, żebym ja też się przyznał. Wpadłem w furię. Mówiłem, że on miał nam pomóc. Wtedy weszło dwóch ochroniarzy Rutkowskiego z moim ojczymem i zaczęli mnie uspokajać, że musieli sprawdzić, czy coś o tym wszystkim wiedziałem - tłumaczył Bartłomiej W.
Mąż Katarzyny W. przyznał również, że to on wpisywał w wyszukiwarce internetowej frazę "jak oszukać wariograf?". - Zrobiłem to z czystej ciekawości - oświadczył.
Przesłuchanie Bartłomieja W. przerwano, kontynuowane będzie za dwa miesiące - 8 lipca.
15 kwietnia. Piąta rozprawa
Na piątej rozprawie, która odbyła się 15 kwietnia, sąd przesłuchał Żanetę N. (która znalazła leżącą Katarzynę W. na chodniku), Aleksandra K. (który zadzwonił po pogotwie po znalezieniu Katarzyny W.), Natalię P. (przyjaciółkę Katarzyny W.), Jadwigę J. (która cztery dni przed zdarzeniem widziała Katarzynę W. w parku Żeromskiego), Pawła G. (wnuka Jadwigi J.) oraz Marzenę P. (znajomą z pracy Jadwigi J.).
Jako pierwsza w czasie rozprawy zeznawała Żaneta N. - to ona znalazła leżącą na chodniku Katarzynę W. Jak mówiła świadek, znalazła ją leżącą twarzą do ziemi. Żaneta N. i dwaj młodzi mężczyźni przechodzący obok próbowali jej pomóc, zadzwonili na pogotowie.
Kiedy przyjechało pogotowie, Katarzyna doznała olśnienia. Nagle uklękła, położyła ręce na wózku i powiedziała "Gdzie jest moja Madzia? Ukradli Madzię" - zeznała Żaneta N. Katarzyna W. opowiadała wówczas, że została napadnięta, ale nie wie przez kogo. Później na miejsce przeszła matka Katarzyny W. i jej mąż Bartek, który wyglądał na wstrząśniętego - dodała.
Jeden z młodych mężczyzn, którzy razem z Żanetą N. znaleźli Katarzynę W., zeznał, że próbował wybudzić leżącą, mówił do niej, ale nie przynosiło to rezultatu. - Na początku nie dawała znaku życia, po chwili, gdy zadzwoniliśmy po karetkę, zaczęła się budzić - powiedział. Po odzyskaniu świadomości usiadła, zaczęła płakać, że nie ma dziecka. - Mówiła to, siedząc na ziemi, jeszcze chyba nawet nie zajrzała do wózka - powiedział świadek.
Z relacji pozostałych świadków wynika również, że Katarzyna W. wielokrotnie twierdziła, że jej córeczka zginęła w wyniku wypadku. Tak zeznała Natalia P. który przyjaźniła się z oskarżoną. Już po śmierci Magdy odwiedzała ją w szpitalu. Wielokrotnie rozmawiały na temat urodzenia i wychowania dziecka. Wielokrotnie powracał temat śmierci Magdy.
Podczas jednego ze spotkań Katarzyna W. miała powiedzieć przyjaciółce, że prokuratura nigdy nie dojdzie do prawdy i że gdyby miała przeciwko niej dowody, to już byłaby w więzieniu. Podtrzymała zarazem twierdzenie, że był to wypadek.
Podczas spotkania z przyjaciółką w Krakowie Katarzyna W. umówiła się w jednym z lokali na spotkanie z dziennikarzem, obok z samochodu ktoś robił zdjęcia. - Pytałam, jak może sprzedawać śmierć dziecka. Odpowiadała, że sprzedaje swoje własne życie - zeznała Natalia P.
Podczas przesłuchania ostatniego świadka, sąd usłyszał także, że zeznająca mieszkanka Sosnowca przed zgłoszeniem zaginięcia dziecka dwukrotnie widziała Katarzynę W. w miejscu, gdzie później znaleziono zwłoki dziecka. Raz miała tam być z matką i bratem.
Relacja Jadwigi J. była bardzo szczegółowa. Rozpoczęła od informacji, że codziennie dla utrzymania kondycji wybiera się na długie spacery. Podczas jednego z nich, 9 stycznia ub. roku, w pobliżu miejsca, gdzie później znaleziono ciało małej Magdy, zauważyła trzy głośno zachowujące się osoby. Wówczas sądziła, że przy zrujnowanym budynku kolejowym trwają jakieś prace.
Teraz jest przekonana, że wśród napotkanych wtedy osób była Katarzyna W. W pobliżu - według świadka - stał jasny dziecięcy wózek. Kiedy wróciła w to miejsce, zauważyła świeżo wykopany dół, głęboki na pół metra, ślady po wózku, szpadel i śmieci.
20 stycznia w tej samej okolicy Jadwiga J. miała ponownie zauważyć najpierw samotnie stojący wózek, a po chwili Katarzynę W., która zachowywała się, jakby czegoś szukała. Widać było bardzo duże zdenerwowanie, agresję, ale i zakłopotanie, że została zauważona. Później Jadwiga J. obserwowała kobietę i odniosła wrażenie, jakby coś przenosiła.
Następnego dnia kobieta wróciła w to samo miejsce. Zauważyła, że wcześniej wykopany dół był nienaruszony, ale obok była inna, zasypana już dziura, w kształcie kwadratu. Jadwiga J. wyraziła przekonanie, że dziecko zostało zakopane już 20 stycznia.
W zeznaniach tego świadka pojawiło się wiele sprzeczności z pozostałym materiałem dowodowym. Nie zgadza się dzień śmierci dziecka, według ustaleń śledztwa doszło do tego 24 stycznia. Nie zgadza się kolor wózka, który widziała kobieta - zupełnie inny jest w dokumentacji zdjęciowej dołączonej do akt. Jadwiga J. twierdzi, że na pogrzebie Magdy widziała wszystkie trzy osoby, które robiły coś przy budynku kolejowym, także Katarzynę W. Tymczasem oskarżonej nie było na uroczystościach pogrzebowych dziecka.
Oskarżenie mimo to uważa kobietę za wiarygodnego świadka. - Biegły psycholog w toku postępowania dokonał badania pani Jadwigi J. i zgodnie z jego opinią pani odtwarza dokładnie wszystkie spostrzeżenia, ma zdolność zapamiętywania (...), jednakże ostrożnie należy podchodzić do części jej zeznań w kwestii rozpoznań, gdyż może tu podlegać sugestiom - powiedział po rozprawie prokurator Zbigniew Grześkowiak.
Obrońca oskarżonej mec. Arkadiusz Ludwiczek, który podczas przesłuchania Jadwigi J. zapewnił dziennikarzy po rozprawie, że do każdych zeznań podchodzi bardzo poważnie, także i tych złożonych przez tego świadka. Przyznał, że kobieta ma dobrą pamięć do szczegółów.
- Co do wiarygodności (...), mogę tylko powiedzieć, że niech o tym, jak bardzo wiarygodny jest ten dowód, świadczy to, że świadek rozpoznał moją klientkę na pogrzebie. Wnioski sobie państwo sami wyciągnięcie - podkreślił.
Następna rozprawa zaplanowana została na 7 maja. Wśród wezwanych na ten termin świadków są bliscy oskarżonej.
2 kwietnia. Czwarta rozprawa
Na czwartej rozprawie, która odbyła się 2 kwietnia, sąd przesłuchał matkę Katarzyny W. oraz współosadzone z celi. Jedna z kobiet - Beata Ch., która zetknęła się z Katarzyną W. w katowickim areszcie (podobnie jak oskarżonej prokuratura jej także zarzuca zabicie dziecka - małego Szymona z Będzina) - zaprzeczyła swoim wcześniejszym słowom o tym, jakoby W. miała przyznać się jej do zabójstwa córki.
Z zeznań kobiety wynikało, że W. miała jej zwierzyć się, że udusiła córeczkę podczas zakrapianej alkoholem imprezy, a potem ze znajomymi ustalać, jak upozorować wypadek.
Pytana przez obrońcę oskarżonej Beata Ch. przyznała, że inna współosadzona z matką małej Magdy - Małgorzata S. - nie lubiła Katarzyny W., denerwowało ją, że próbuje "gwiazdorzyć" na śmierci córki.
- Wykorzystanie tego rodzaju świadków przez oskarżyciela jest wątpliwe z różnych powodów i ryzykowne. Myślę, że ta sprzeczność, która wyniknęła podczas dzisiejszej rozprawy, jest tego dowodem - skomentował adwokat Arkadiusz Ludwiczek. I dodał: - Nie podejrzewam, żeby prokurator manipulował materiałem dowodowym, ale w takich sytuacjach desperacja tego rodzaju świadków może prowadzić do tego, ze będą próbować manipulować organem procesowym i być może grać o własne racje i cele.
Z kolei prokurator Zbigniew Grześkowiak powiedział dziennikarzom, że nie wie, czym kierowała się Beata Ch., odwołując zeznania. Zwrócił uwagę, że jej podpis widnieje pod protokołem przesłuchania. - Nie znam motywów Beaty Ch., dla których wycofała się we fragmencie ze swoich wcześniejszych zeznań. Na szczęście są protokoły, są relacje innych świadków. Ja sam miałem przyjemność przesłuchiwać panią Beatę i wiem, że powiedziała to, co jest w protokole. (...) Natomiast ta wersja o zabójstwie córki podczas imprezy została już wcześniej uznana za niewiarygodną - mówił Grześkowiak.
Z kolei Małgorzata S., która również przebywała z Katarzyną W. w jednej celi, zeznała, że oskarżona nie zdradzała żadnych matczynych uczuć, w dniu pogrzebu córki uśmiechała się, a gdy została zwolniona z aresztu, miała cieszyć się, że udało jej się oszukać wymiar sprawiedliwości.
Katarzyna W. opowiadała w areszcie Małgorzacie S., że jej dziecko zmarło na skutek wypadku (taka sama jest jej linia obrony). Gdy stała na progu, jedną ręką trzymała Magdę, a drugą sięgała po pampersy, wtedy niemowlę odepchnęło się od jej piersi i upadło na podłogę. Relację Katarzyny W., Małgorzata S. oceniła jako chaotyczną, przebieg wydarzeń opowiadała za każdym razem w nieco inny sposób. Świadek zeznała też, że Katarzyna W. miała ponadprzeciętną wiedzę medyczną, interesowała się tą tematyką. Katarzyna miała też opowiedzieć koleżance z celi, jak ukryła ciało. Małgorzata S. zwróciła uwagę, że mówiąc o tym używała liczby mnogiej, jak gdyby ktoś jeszcze poza nią brał w tym udział. Jako "rażące" S. określiła zachowanie Katarzyny W. w dniu pogrzebu Magdy, którym - zdaniem świadka - kobieta w ogóle się nie przejmowała. Tego samego dnia katowicki sąd decydował o zwolnieniu Katarzyny W. z aresztu.
Według relacji świadka, czekając na postanowienie sądu Katarzyna W. siedziała z uśmiechem na łóżku.
Wcześniej, za zamkniętymi drzwiami, sąd przez około pięć godzin przesłuchiwał matkę oskarżonej. Obrona kwestionuje wiarygodność jej zeznań.
18 marca. Trzecia rozprawa
Podczas rozprawy, która odbyła się 18 marca, Sąd Okręgowy w Katowicach przesłuchał kolejnych świadków, m.in. Krzysztofa Rutkowskiego. Właściciel agencji detektywistycznej zaangażowanej w poszukiwania dziecka zeznawał przez blisko cztery godziny. Opowiadał przed sądem, jak dzień po dniu wyglądała jego praca nad tą sprawą. - Nie traktowałem tej sprawy jako wyścigu - kto pierwszy zatrzyma sprawcę - oświadczył. Rutkowski zeznał, że o pomoc w odszukaniu dziecka zwrócił się do niego pełnomocnik rodziny W. Zgodził się pracować nad tą sprawą za darmo. Jak mówił, od początku największą aktywność przejawiali rodzice Bartłomieja - ojca Magdy, sam ojciec dziecka i inne osoby. Natomiast Katarzyna zachowywała dystans. - Była na uboczu, jakby nie identyfikowała się z tym zdarzeniem - dodał. - Jej stosunek do mnie był niezrozumiały. Z doświadczenia kontaktów z rodzicami porwanych dzieci wiem, że matki reagują zawsze bardzo emocjonalnie - zeznał świadek. Dodał, że zastanawiające było też, że matka nie chciała zgodzić się, by jego współpracownik na czas akcji poszukiwawczej zamieszkał z rodziną W. oraz jej niechęć do kontaktu z mediami. Kobieta nie chciała brać udziału w konferencjach prasowych, a przed wywiadem dla jednej ze stacji telewizyjnych miała zamknąć się w łazience. Kiedy już przekonano ją do występu przed kamerą, po wszystkim miała podejść do Rutkowskiego i powiedzieć ze złością: "Macie ten swój wywiad". - To był sygnał, że coś jest nie tak - zeznał świadek.
Aby wydobyć prawdę na temat zniknięcia Magdy, Rutkowski uciekł się do podstępu. Umówił się z Katarzyną W. na rozmowę w jednym z hoteli, pod drzwiami kazał stać swojemu znajomemu z narzeczoną. Katarzynie W. powiedział, że to świadkowie, którzy widzieli, jak Katarzyna - jak sama twierdziła - wcale nie została zaatakowana, ale sama położyła się na chodniku i uderzyła głową o podłoże; nikt też nie zabrał jej dziecka z wózka. Katarzyna miała wówczas powiedzieć: "Niech oni trzymają się swojej wersji, ja będę trzymała się swojej". Chwilę później jednak W. powiedziała Rutkowskiemu, że dziecko wypadło jej z rąk, uderzyło o podłogę lub próg i zmarło. Rozmowa Rutkowskiego z W. została zarejestrowana przez kamery jednej z gazet, a później przekazana mediom.
O nagrania i kulisy konferencji prasowych z udziałem bliskich Magdy, także samej Katarzyny W., pytał Rutkowskiego obrońca oskarżonej. Świadek odpowiadał, że nikogo nie namawiał do kontaktu z mediami, a konferencje organizował, by uporządkować pojawiające się w mediach informacje, nieraz nieprawdziwe. - Jest to osoba, która patologicznie kłamie - powiedział Rutkowski o Katarzynie W., a sędzia zwrócił mu uwagę, by skupił się na faktach, a nie na ocenach. W dalszej części zeznań świadek oświadczył, że nie czuje do świadka nienawiści, złości, czy niechęci, mimo że składała obciążające go zeznania. Chodzi o śledztwo dotyczące zaangażowania Rutkowskiego w sprawę Magdy. Śledztwo w tej sprawie umorzyła gliwicka prokuratura, nie dopatrując się przestępstwa.
W poniedziałek sąd przesłuchał też dwóch pracowników biura Rutkowskiego. Jeden z nich zeznawał w kamizelce z nazwą agencji Rutkowskiego. Wychodząc z sali, założył na głowę kominiarkę. Ostatnim przesłuchanym w poniedziałek świadkiem był Marcin K., z którym Katarzyna W. mieszkała jesienią ubiegłego roku - najpierw w Krakowie, a potem w Turośni Dolnej (Podlaskie), gdzie została zatrzymana przez policję. Jak mówił, nie wiedział, że mieszkał z poszukiwaną listem gończym Katarzyną W. Kobieta miała mu się przedstawić jako Majka. Jego podejrzenia nie wzbudziły też częste zmiany wyglądu. - To normalne, że kobiety się farbują - powiedział. Następna rozprawa odbędzie się 2 kwietnia.
4 marca. Druga rozprawa
Podczas rozprawy, która odbyła się 4 marca, Sąd Okręgowy w Katowicach przesłuchał pierwszych czterech świadków: Roberta R. (dziennikarza regionalnego portalu), Anetę J. (sąsiadkę, która ostatni raz widziała Madzię żywą), Piotra O. (sąsiada z kamienicy, konkubenta Anety J.) i Tomasza M. (przyjaciela Bartosza W. - męża Katarzyny W.).
Przed godziną 10 powołano pierwszego ze świadków, Roberta R. (dziennikarza, który na pierwszej rozprawie oświadczył, że ma nagrania z mieszkania w Łodzi, w którym Katarzyna W. mieszkała z mężem). Sędzia poinformował, że nie stawił się drugi ze świadków, Krzysztof R. Jego nieobecność wynikała z "wcześniej zaplanowanego wyjazdu". - Świadek zadeklarował, że będzie obecny na rozprawie 18 marca - stwierdził sąd.
Dziennikarz Robert R. poprosił o możliwość swobodnej wypowiedzi, w której odniósł się „do tragedii, jaka się wydarzyła – śmierci dziecka” i konieczności „dotarcia do prawdy”. Sędzia przerwał Robertowi R. pytając o jego rzekomą wiedzę wnoszącą coś do sprawy. Wtedy świadek odmówił składania dalszych wyjaśnień, zasłaniając się tajemnicą dziennikarską. Sąd zdecydował o zwolnieniu świadka z tajemnicy zawodowej, za czym wcześniej opowiedziały się i prokuratura, i obrona. Strony argumentowały, że wiedza Roberta R. może mieć istotne znaczenie dla sprawy. Już za zamkniętymi drzwiami świadek zeznawał blisko dwie godziny. Później w rozmowie z dziennikarzami nie chciał mówić o szczegółach. Sugerował, że Katarzyna W. po urodzeniu dziecka była w depresji poporodowej. Według prokuratora Zbigniewa Grześkowiaka, świadek nie dołączył żadnego dowodu do akt sprawy.
Na świadka powołano kolejną osobę - Anetę J. (sąsiadkę, która ostatni raz widziała Madzię żywą).
- Zaczęłam przyrządzać obiad. Wyszłam wziąć drewno, wtedy spotkałam Katarzynę W. Pytała mnie, czy może na chwilę zostawić wózek. Dziecko nie wydawało żadnych odgłosów i nie odzywało się, ale moim zdaniem było żywe. Powiedziałam, że ta mała jest taka fajniutka. Katarzyna W. uśmiechnęła się. Potem już nie widziałam, że Katarzyna W. tego dnia wychodziła. Nie widziałam, żeby ktoś wchodził, albo wychodził do nich tego dnia - zeznawała Aneta J. Katarzyna W. skrupulatnie zapisywała jej zeznania. Aneta J. scharakteryzowała małżeństwo W. jako ludzi kulturalnych, spokojnych i uśmiechniętych, choć przyznała, że nie utrzymywała z nimi bliższego kontaktu. Z ich mieszkania nie słyszała żadnych niepokojących odgłosów.
Przed godziną 14 na salę zaproszono kolejnego ze świadków, Piotra O. (sąsiada z kamienicy, konkubenta Anety J.). Mężczyzna scharakteryzował małżeństwo W. jako "bardzo spokojnych ludzi". Tylko raz z ich mieszkania słychać było odgłosy mogące świadczyć o imprezie, krótko po tym, jak się wprowadzili do kamienicy.
Ostatnim z przesłuchanych był Tomasz M., kolega Bartłomieja W. Mężczyzna szczegółowo opowiadał, co pamięta z 24 stycznia 2012 r. Tego dnia rano pojechał z Bartłomiejem do jego pracy, by zawieźć zaświadczenie lekarskie; później wrócili do mieszkania W. Pomiędzy godz. 15 a 16 zaczęli się przygotowywać do wyjścia. Mieli pojechać do centrum handlowego. W tym samym czasie Katarzyna wybierała się z Magdą do rodziców. Mężczyźni znieśli wózek dziecięcy przed dom. Według świadka, Katarzyna wróciła jeszcze na chwilę po coś do mieszkania. Jak wspominał M., gdy już wsiedli do samochodu, Bartłomiej prosił, by jechać powoli i w ten sposób "odprowadzić" Katarzynę do końca ulicy. Bartłomiej zwrócił uwagę na jakiegoś mężczyznę z dzieckiem, który wydał mu się podejrzany - zaznał świadek. Niedługo później dostał telefon od Bartłomieja z informacją, że Magdę uprowadzono, a Katarzyna została pobita i trafiła do szpitala. Włączył się w poszukiwania, a nocą razem z Bartłomiejem odebrał Katarzynę ze szpitala. - Mówiła, że jeszcze to do niej nie dotarło, że jest pod wpływem leków - mówił świadek. Przesłuchania M. nie udało się dokończyć, będzie wzywany do sądu jeszcze raz.
Posiedzenie sądu zakończyło się przed godziną 16. Następne wyznaczono na 18 marca. - Bardzo dobrze oceniam to dzisiejsze posiedzenie i tempo. Myślę, że jest bardzo duża szansa na szybkie zakończenie tego procesu. Nic z tego, co dziś mówili świadkowie nie zaskoczyło mnie - oświadczył po wyjściu z sali prok. Grześkowiak. Obrońca Katarzyny W., powiedział z kolei: - . Obrońca zasłonił się tajemnicą adwokacką, gdy został zapytany co było treścią tak wielu korespondencji dzisiaj między nim a oskarżoną. - Oczywiście nie były to treści o charakterze prywatnym, ale związane ze sprawą. Współpraca z Katarzyną W. układa się bardzo dobrze. Od samego początku jest bardzo aktywna - powiedział.
18 lutego. Pierwsza rozprawa
Ze względu na zainteresowanie mediów proces odbył się w specjalnej sali Sądu Okręgowego w Katowicach na terenie koszar policji. Na rozprawę wpuszczono jedynie posiadaczy specjalnych przepustek. Podczas rozprawy Katarzyna W. siedziała obok swojego obrońcy, a nie jak wcześniej zakładano za kuloodporną szybą. Na sali nie pojawił się jednak nikt z pokrzywdzonych - nie było rodziny kobiety, ani jej męża. Tuż po rozpoczęciu procesu obrońca z urzędu Katarzyny W., mec. Arkadiusz Ludwiczek, skierował wniosek do sądu o utajnienie procesu. Jak argumentował, w tej sprawie "media odegrały już swoją rolę - trudno określić, czy pozytywną, czy nie". Wniosek swojego obrońcy poparła Katarzyna W, nie zgodziła się z nim jednak prokuratura. Ostatecznie sąd zdecydował o jawności procesu. Wyraził zgodę na nagrywanie go z wyłączeniem tych rozpraw, na których rozpatrywane będą dowody.
Prokurator Zbigniew Grześkowiak nie przedstawił tego dnia pełnego, liczącego 180-stron aktu oskarżenia. Za zgodą stron odczytał sentencję oskarżenia oraz najważniejsze jego wnioski. Jak mówił, "śmierć półrocznej Magdaleny W. była wynikiem celowego działania, nakierowanego na pozbawienie jej życia". Po odczytaniu aktu oskarżenia sąd postanowił odebrać wyjaśnienia od Katarzyny W. Jej obrońca - po konsultacji z oskarżoną - wnioskował o wyłączenie jawności tej części rozprawy. Sąd zdecydował ostatecznie, że wyjaśnienia te - poza wskazanymi wyjątkami - będą jawne, ale bez możliwości ich rejestrowania audiowizualnego. Oskarżona 23-latka ostatecznie nie przyznała się do zarzucanych czynów. Skorzystała też z prawa do odmowy składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. W związku z tym sąd postanowił odczytać jej wyjaśnienia złożone podczas śledztwa. Obejmowały one m.in. kilkukrotne wyjaśnienia dotyczące dnia śmierci jej córki, m.in. samego, jak przekonywała śledczych, upadku dziecka. Katarzyna W. mówiła, że nie wie, dlaczego nie szukała pomocy, że próbowała sama ratować dziecko, że była zdezorientowana. Podkreśliła, że dziecko pochowała pod wpływem impulsu, by nie zostało poddane sekcji.
Po zakończeniu rozprawy mec. Ludwiczek mówił dziennikarzom, że jego zdaniem w procesie zarzut zabójstwa nie powinien się utrzymać. Dopytywany odwołał się do wyjaśnień Katarzyny W., która twierdzi, że doszło do przypadkowej śmierci jej córki i zasygnalizował, że istotne będą wyjaśnienia oskarżonej. Choć mecenas nie chciał powiedzieć, czego będą dotyczyły, wykluczył, by mogły przenieść odpowiedzialność na kogoś innego. Obrońca nie wykluczył też powołania w toku procesu nowych, nieprzesłuchiwanych przez prokuraturę świadków, a także biegłych.
Ponad 150 stron aktu oskarżenia
Akt oskarżenia ws. śmierci Magdy z Sosnowca trafił do Sądu Okręgowego w Katowicach 31 grudnia.
Treść aktu oskarżenia poznała za zgodą sądu TVN24. Dokument liczy ponad 150 stron. Katowiccy prokuratorzy szczegółowo opisują w nim, jak doszło do zabójstwa dziecka - jak Katarzyna W. przygotowywała się do zabójstwa, jak szukała w internecie informacji o tym, jak pozbawić dziecko życia nie pozostawiając śladów, a także jak uzasadniała fakt, że nie chce mieć dziecka jeszcze przed jego narodzeniem. Według prokuratorów, Katarzyna W. najpierw celowo upuściła córkę tak, by uderzyła głową o próg, a potem udusiła Magdę. Zwłoki ukryła w pobliskim parku. Śledczy ustalili, że działała sama.
W akcie oskarżenia znajduje się też obszerny opis psychologiczny Katarzyny W., a także fragmenty jej pamiętnika, w których wymienia m.in. powody, dla których nie chce mieć dziecka. Śledczy stwierdzili, że między W. a Magdą nie było "więzi emocjonalnej", a oskarżona traktowała dziecko jak źródło wyłącznie problemów.
Trzy zarzuty. Grozi jej dożywocie
Katarzyna W. jest jedyną osobą, której w tej sprawie przedstawiono zarzuty. Odpowie za trzy przestępstwa - poza zabójstwem także za też zawiadomienie organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie oraz tworzenie fałszywych dowodów, by skierować postępowanie przeciwko innej osobie. Może jej grozić nawet dożywocie.
Zaginięcie małej Magdy zgłoszono 24 stycznia tego roku. Początkowo jej matka utrzymywała, że dziewczynkę porwano. Za pomoc w odnalezieniu dziecka wyznaczono nagrodę. W kolejnych dniach dziewczynki poszukiwało kilkuset policjantów.
Na początku lutego Katarzyna W. - najpierw zaangażowanemu w sprawę Krzysztofowi Rutkowskiemu, a potem policjantom - powiedziała, że jej dziecko zmarło w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Wskazała miejsce ukrycia zwłok: w zrujnowanym budynku w kompleksie parkowym przy torach kolejowych w Sosnowcu.
Początkowo prokuratura zarzuciła matce dziecka nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka. Wersję o wypadku, podawaną przez matkę, potwierdziły wyniki sekcji zwłok, z której wynikało, że przyczyną zgonu dziecka był uraz głowy. Katowicki sąd rejonowy aresztował kobietę na dwa miesiące, ale w połowie lutego, w dniu pogrzebu dziecka, Katarzyna W. wyszła na wolność. Wydając decyzję o jej zwolnieniu z aresztu katowicki sąd okręgowy uznał, że obawa ucieczki lub ukrywania się podejrzanej musi być oparta na dowodach, a nie na domniemaniach.
W marcu prokuratura postawiła matce Magdy dwa kolejne zarzuty. Dotyczą one zawiadomienia organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie oraz tworzenia fałszywych dowodów. Do przełomu w śledztwie doszło w lipcu. Po uzyskaniu opinii biegłych – według których dziecko zostało uduszone - katowicka prokuratura zmieniła Katarzynie W. zarzut - z nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka na zabójstwo.
Po zmianie zarzutu katowicki sąd rejonowy ponownie aresztował podejrzaną, ale 1 sierpnia Sąd Okręgowy w Katowicach ponownie ją zwolnił. Uznał, że grożąca podejrzanej surowa kara i duże prawdopodobieństwo popełnienia przez nią zarzucanej jej zbrodni nie jest to wystarczającą przesłanką do stosowania aresztu.
Na początku listopada prokuratura ponownie wystąpiła o aresztowanie Katarzyny W. Śledczy argumentowali, że podejrzana zniknęła - nie stawiała się na kierowane do niej wezwania, a także nie dotrzymuje warunków nałożonego na nią dozoru policyjnego. Katowicki sąd uwzględnił prokuratorski wniosek o aresztowanie Katarzyny W. Za kobietą został wydany list gończy. Katarzyna W. została 21 listopada zatrzymana we wsi pod Białymstokiem.
nsz/iga/bgr