Warszawski Dworzec Centralny szampanem miał uczcić otwarcie najnowocześniejszej toalety w Polsce. Miało być pięknie, wyszło jak zwykle, bo na dworcu z powodu awarii zasilania zapadły egipskie ciemności. A raczej piekielne ciemności, choć, zdaniem niektórych, w piekle jest więcej światła.
W środę Dworzec Centralny przegrał z elektroniką. Mimo, że stacja coraz bardziej przypomina dworzec XXI wieku, na kilka godzin zapanował wiek XIX. Zamiast elektryczności - świece. Wszystko z powody braku napięcia, które spowodowało przerwę w ruchu pociągów. Prądu nie było też w korytarzach, sklepach i windach.
Pracownicy robili, co mogli, pomagając sobie latarkami. Ale, jak stwierdzali niektórzy, nawet w piekle jest więcej światła. Bo windziarze oszczędzali baterie w latarkach i świecili tylko wówczas, gdy ruch był większy. Megafon, przez który ogłaszano odjazdy pociągów, także był tylko jeden.
Toaleta i tak uhonorowana
Nie zrazili się natomiast świętujący otwarcie najnowocześniejszej toalety w Polsce. Mimo braku prądu, postanowili, że tak niezwykłe wydarzenie w skali kraju nie może przejść niezauważone. Przeszkodziła im jednak straż pożarna, która zdecydowała o ewakuacji i toalety, i podziemi oraz hali głównej.
Zamieszanie na Centralnym trwało kilka godzin. Chaos udało się zażegnać. Energii, szczególnie do narzekań, nie brakło tylko zirytowanym pasażerom.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24