Kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który wahał się, czy dostarczyć Ukrainie czołgi Leopard, wystawił na próbę wspólny front państw NATO wobec agresji ze strony Rosji. Nie służyło to nikomu poza Kremlem. Berlin ocenia jednak, że odniósł dyplomatyczne zwycięstwo - pisze "Economist".
Ukraina prosiła o dostarczenie jej produkowanych przez Niemcy czołgów od siódmego dnia rosyjskiej inwazji. Decyzja Berlina o tym, że przekaże Leopardy zapadła za późno, źle wpłynęła na jedność Sojuszu i przedłużyła cierpienie Ukrainy - wylicza brytyjski tygodnik.
Trzeba jednak przyznać, że jeśli policzyć pomoc dostarczaną Kijowowi przez kraje Unii Europejskiej to Niemcy przekazały Ukrainie największe pakiety pomocy militarnej i humanitarnej, zaraz po Stanach Zjednoczonych. Niemniej kanclerz wydaje się działać w tej sprawie z oporami - ocenia "Economist".
CZYTAJ TAKŻE: Scholz o przekazaniu Leopardów: to jest i była słuszna decyzja, że nie działaliśmy pod presją
"Economist": postawa Scholza zaszkodziła dyplomatycznej pozycji Niemiec
Tymczasem w Berlinie panuje przekonanie, że Scholz odniósł dyplomatyczne zwycięstwo, ponieważ zwlekając z decyzją w sprawie Leopardów zmusił - jak sądzą Niemcy - Amerykę do przekazania Ukrainie czołgów Abrams. Ponadto pod wpływem Berlina Szwajcaria zezwoli na sprzedaż swej amunicji ukraińskim siłom zbrojnym, co jest zdaniem Berlina kolejnym sukcesem jego strategii powolnego zwiększania pomocy wojskowej dla Kijowa, bez prowokowania Rosji do eskalowania konfliktu z Zachodem - pisze tygodnik.
Sojusznikom Kijowa postawa Scholza nie wydaje się jednak tak mądra; Leopardy są lepszym rodzajem czołgów dla sił ukraińskich, niż spalające kolosalne ilości paliwa, ciężkie i trudne do serwisowania amerykańskie Abramsy. A przede wszystkim dwa tysiące Leopardów jest już na stanie 13 europejskich armii - argumentuje "Economist".
Niezależnie od tego, jakie były przyczyny wahań kanclerza, jego postawa zaszkodziła dyplomatycznej pozycji Niemiec, a prawdziwym mężem stanu, który zrobił wszystko, by "zachować jedność wspólnoty transatlantyckiej, gdy stawka jest tak wysoka", okazał się prezydent USA Joe Biden - konkluduje tygodnik.
Źródło: PAP