Donlad Tusk jeszcze w nocy z wtorku na środę wezwał do siebie minister sportu Joannę Muchę i szefa Narodowego Centrum Sportu Roberta Wojtasia w związku a chaosem wokół meczu Polska - Anglia. Ich tłumaczenia nie wystarczyły premierowi i dlatego podjął decyzję o kontroli w resorcie i NCS-ie. W ministerstwie rozpoczęła się ona - zgodnie z zapowiedzią - tuż po gwizdku sędziego, kończącym środowy mecz. Wyniki kontroli będą znane już w poniedziałek.
Donald Tusk, który przebywa w Bukareszcie na kongresie Europejskiej Partii Ludowej, poinformował dziennikarzy, że podjął decyzję o wysłaniu kontroli z departamentu kontroli przy Prezesie Rady Ministrów. Rozpoczęła się kilka godzin po wypowiedzi, w której premier to ujawnił - zaraz po zakończeniu meczu Polska-Anglia. Donald Tusk tłumaczył, że wcześniej "nie chciał przeszkadzać nikomu w organizacji meczu".
Wieczorem kilkoro kontrolerów z KPRM pojawiło się w siedzibie ministerstwa. - Zapoznają się z całą dokumentacją dotyczącą tego meczu - potwierdziła rzeczniczka resortu Katarzyna Kochaniak. W NCS-ie kontrolerów jeszcze nie ma. - Moim zdaniem dzisiaj jest to niemożliwe. My na stadionie mamy jeszcze kibiców, dlatego trudno mówić o jakiejś kontroli. Myślę, że można się jej spodziewać w czwartek rano - powiedziała rzeczniczka NCS Daria Kulińska.
Minister i dyrektor na dywaniku. "Nie będzie litości"
Do poniedziałku mają "płynąć z tej kontroli konkretne informacje, kto jest odpowiedzialny za ten stan rzeczy" oraz "wnioski personalne". Premier zapowiedział, że "nie będzie litości dla nikogo, kto w tej sprawie zawalił". - Te pięć dni muszą wystarczyć departamentowi kontroli żeby precyzyjnie poinformować mnie i opinię publiczną o zakresie odpowiedzialności konkretnych osób - mówił Tusk dziennikarzom.
Jak dodał, jeszcze we wtorek koło północy wezwał do siebie minister sportu i szefa NCS-u. Rozmowa i wyjaśnienia nie usatysfakcjonowały go. Chociaż powiedział, że "ma wrażenie, iż NCS mogło postępować zgodnie z przepisami", to oczekiwałby czegoś więcej.
- Ta wczorajsza rozmowa nie wystarcza mi jako wytłumaczenie pasywnego zachowania (urzędników - red.). (...) Po to jest dach żeby go zaciągać nad stadionem, kiedy się spodziewamy ulewnego deszczu i dlatego jest możliwe skromniejsze wyposażenie w drenaż jeśli się wie, że ma się dach. Połączenie tych dwóch oczywistych spraw wymaga jak widać wyższych kwalifikacji niż tych, którymi wykazali się organizatorzy imprezy - wyjaśnił szef rządu.
"Przykre, żenujące chwile"
Premier przyznał, że sam "gryzł paznokcie kiedy widział w telewizji co się dzieje" i dlatego rozumie rozwścieczenie kibiców. - Nie dajmy sobie wmówić, że winny jest deszcz, że winny jest stadion. Winni są ludzie. Stadion jest sprawny i dobrze przygotowany, tylko trzeba tego typu stadionem umieć się zajmować. Dlatego kiedy słyszę tłumaczenia PZPN-u, delegata FIFA czy szefostwa NCS, to widzę wyraźnie, ża panowie chcą się zakłócić na śmierć, ale w najważniejszym momencie nie pomyśleli o kibicach - irytował się premier. A jego zdaniem fanów narażono we wtorek na "wyjątkowo przykre, żenujące i kompromitujące chwile".
- Ja nie rozwiążę PZPN-u, ale mam nadzieję, że to, co się wydarzyło, jest już wystarczającym i ostatecznym powodem, żeby to towarzystwo rozgonić - dodał Tusk przypominając, że już "za kilkanaście dni odbędą się wybory" nowych władz Związku.
Basen narodowy
Mecz eliminacji mistrzostw świata w piłce nożnej Polska-Anglia miał zostać rozegrany we wtorek o godz. 21. Został przełożony na środę z powodu złego stanu murawy na Stadionie Narodowym. Po kilkugodzinnych opadach deszczu boisko, nad którym nie zamknięto dachu, było nasiąknięte wodą. W związku z przełożeniem meczu politycy SP i SLD uznali, że minister sportu Joanna Mucha powinna zostać zdymisjonowana. Zdaniem szefa SP Zbigniewa Ziobry jest ona politycznie odpowiedzialna za kompromitację Polski.
Autor: ŁOs/tr / Źródło: PAP