Wyrok 25 lat usłyszał emerytowany policjant, który zlecił zabójstwo swojego znajomego i namawiał do zabójstwa jego partnerki, by przejąć opiekę nad jej 10-letnią córką. Sąd okręgowy w Krakowie skazał również pozostałe oskarżone osoby, które miały działać brać udział w zabójstwie i napadach zlecanych przez policjanta Jerzego K.
Sąd podzielił ustalenia prokuratury, że motywem działania Jerzego K. była chęć przejęcia przez niego opieki nad 10-letnią pasierbicą zamordowanego mężczyzny. Kiedy nie udało mu się tego zrealizować "po dobroci", policjant osaczał rodzinę, organizując napady rabunkowe. W końcu wydał polecenie zabójstwa ojczyma dziecka i namawiał do zabicia jej matki.
Chciał pomagać
Prokuratorzy ustalili w śledztwie, że 53-letni nadkom. Jerzy K., biegły sądowy i pracownik laboratorium kryminalistycznego KWP w Krakowie, najpierw po prostu pomagał 10-letniej córce konkubiny Jacka F. Oni dwaj znali się od blisko 20 lat, Jacek F. remontował mu mieszkanie.
Policjant opiekował się dziewczynką, zapraszał ją do domu, gdzie jego żona pomagała jej w lekcjach, organizował jej jazdy konne. Wreszcie zaproponował znajomym adopcję 10-latki, w zamian obiecywał sfinansować operację niepełnosprawnej siostry dziewczynki.
Potem zastraszał
Rodzina nie chciała jednak zgodzić się na oddanie dziecka. Wtedy Jerzy K. postanowił zastraszyć rodzinę. Według prokuratury i sądu zlecił wtedy znajomemu zorganizowanie dwóch napadów rabunkowych na mieszkanie Jacka F. i jednego wymuszenia rozbójniczego.
Doprowadził do tego, że zagrożona rodzina wyprowadziła się z domu. Matka z czwórką dzieci trafiła do ośrodka interwencji kryzysowej, sam Jacek F. do rodziny, dziewczynka zaś zamieszkała u Jerzego K. i jego żony.
W końcu zlecił zabójstwo
Jerzy K. poszedł krok dalej, gdy matka dziewczynki zaczęła nabierać podejrzeń co do jego roli. Wtedy postanowił zlecić zabójstwo Jacka F. Po nim miała zginąć matka dziewczynki lub - jak wynika z materiału dowodowego - "pozostać na wózku inwalidzkim tak, by nie mogła sprawować opieki nad dzieckiem".
Do zabójstwa miało dojść pod koniec czerwca 2004 roku. Wówczas trzej mężczyźni kierowani przez policjanta porwali z przystanku Jacka F., pobili go, uwięzili w bagażniku samochodu i podjechali pod siedzibę Wojewódzkiej Komendy Policji. Tam zszedł do nich Jerzy K., sprawdził bagażnik, odgrażając się Jackowi F., po czym wrócił do pracy.
Wpadli przez telefony
Przebieg porwania, późniejsze wyjście na policyjny parking prokuratura udokumentowała m.in. bilingami telefonicznymi (wspólnicy kontaktowali się telefonicznie), wydrukiem z pobliskiego bankomatu, w którym Jerzy K. pobrał 1500 zł dla dwóch uczestników zabójstwa oraz rejestrami jego wejść i wyjść z komendy policji.
Zwłoki Jacka F., skrępowane drutem i obciążone pustakami, wyłowiono na początku lipca 2004 r. ze zbiornika w Rożnowie. Przebieg zdarzenia i kolejnych podejrzanych udało się ustalić dzięki nieostrożnemu użyciu telefonu ofiary przez jednego ze sprawców, a także zeznaniom świadków zdobytym dzięki programowi telewizyjnemu.
Dożywocie i apelacja
Jerzy K., który w toku śledztwa przeszedł na policyjną emeryturę, nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów. W grudniu 2008 r. sąd uznał go winnym i skazał go na dożywocie. Ten wyrok uchylił sąd apelacyjny, który przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
W kolejnym procesie sąd okręgowy zmniejszył karę do 25 lat więzienia, zastrzegł jednocześnie, że Jerzy K. może ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po odbyciu 20 lat kary. Wyrok 25 lat więzienia usłyszał też Tomasz K., który według sądu był wykonawcą zlecenia zabójstwa. Pozostali oskarżeni - którym przypisano udział w zabójstwie lub napadach zlecanych na rodzinę ofiary przez Jerzego K. - usłyszeli wyroki od kilku do kilkunastu lat pozbawienia wolności.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24