Dwie największe partie ruszyły ze swoją kampanią przed wyborami do europarlamentu. PO postawiło na kartę międzynarodową i straszy konsekwencjami napięć na wschodzie. PiS postawiło na straszenie samymi politykami PO. Obie partie nie uniknęły błędów w swojej kampanii.
Dotychczas w kampanii wyborczej zdecydowanie najostrzejsze działa wytoczył Donald Tusk, który jak zawsze jest twarzą promocji PO. Na konwencji w miniony weekend premier przekonywał, że te wybory do europarlamentu mogą rozstrzygać nawet o tym, czy "w Polsce dzieci w ogóle pójdą 1 września do szkoły". - To jest pewnego rodzaju przenośnia, że nic nie zostało nam dane na zawsze - tłumaczy Tadeusz Zwiefka, europoseł PO. Premier podtrzymuje jednak swoje słowa. Zaznacza tylko, że on nie straszy, bo "to robi PiS", a jedynie "ostrzega". - To jest ilustracja, o jaką stawkę dzisiaj gra w Europie i na świecie idzie - zaznacza.
- Ja myślę, że każdy rozsądny człowiek, który posłuchał tych bredni, pomyślał: "popukaj się w głowę człowieku, co ty mówisz. Czym ty straszysz" - komentuje Mariusz Kamiński z PiS.
Spotami w polityków PO
PiS również straszy, ale nie wojną, ale samą Platformą. Twarzami kampanii głównej partii opozycyjnej zostali sami politycy PO, którym wytykane są niedotrzymane obietnice i afery. PiS sam nie wystrzega się przy tym od błędów. Na przykład Jacek Rostowski owszem podnosił VAT, ale nie jako minister skarbu, ale finansów. Natomiast Jacek Protasiewicz za starcie z niemieckimi celnikami nie stracił stanowiska wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego.
- PiS, nie mając nic do zaoferowania, w sposób prymitywny atakuje - twierdzi Paweł Olszewski, rzecznik sztabu wyborczego PO.
Autor: mk/kka / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24