Narodowy Fundusz Zdrowia chce ograniczyć ilość cesarskich cięć - dowiedział się "Dziennik". Zdaniem gazety, NFZ podejrzewa, że szpitale przeprowadzają ich więcej niż potrzeba, bo są wyżej wyceniane niż naturalny poród.
Według gazety, zapobiegnie temu nowy system rozliczeń między szpitalami a Funduszem.
Lekarze wyceniają się wysoko
Przedstawiciele NFZ przekonują, że zmiany są konieczne, ponieważ w starym systemie lekarze nie leczyli pacjentów tak, jak wymagałyby tego diagnozy, ale tak, by wykonać u nich jak najdroższe procedury. - Jednym z przykładów niepożądanego wpływu rozliczeń na postępowanie z pacjentami jest wzrost liczby wykonywanych w polskich szpitalach cesarskich cięć, nieadekwatny do danych epidemiologicznych - mówi rzeczniczka NFZ Edyta Grabowska-Woźniak.
Nowy system nie przewiduje prostego cennika usług, ale uzależnia refundowanie wielu elementów. - Wycena danego świadczenia będzie teraz zależeć od okoliczności, w jakich udzielono świadczenia, m.in. czasu hospitalizacji, trybu przyjęcia, wieku pacjentów albo występujących schorzeń towarzyszących - tłumaczy Rafał Janiszewski, ekspert doradzający szpitalom w rozliczeniach z Funduszem.
Jak wpłynie to na ilości cesarskich cięć? Dotąd taki zabieg można było wykonać choćby z powodu niskiego progu wytrzymałości bólu, strachu albo złej kondycji psychicznej pacjentki. Dzięki wysokiej wycenie szpital na tym zyskiwał.
Bezpieczeństwo i procedury
Jak wpływ będzie miała zmiana finansowania na liczbę cesarskich cięć. - Cesarskie cięcie powinno być wykonywane tylko w sytuacjach uzasadnionych medycznie, ponieważ jest to zabieg nieobojętny dla zdrowia matki i dziecka - mówi "Dziennikowi" Grabowska-Woźniak. I dopiero wtedy, gdy cesarka będzie mieć uzasadnienie medyczne, szpital dostanie wyższą wycenę zabiegu.
Planom Funduszu kibicuje były prezes NFZ, a obecnie poseł PiS Andrzej Sośnierz: - Jeśli cena za cesarkę i poród naturalny będzie ta sama, to nie będzie już powodów, żeby coś naciągać. Wcześniej zbyt często wykonywano zabiegi, zapominając, że to duża ingerencja w ciało kobiety - mówi Sośnierz. I dodaje, czynnik finansowy, który powodował, że w niektórych szpitalach wykonywano od 60 do 90 proc porodów właśnie poprzez cesarkę, teraz nareszcie zniknie.
Lekarze zrozpaczeni
Krajowy konsultant w dziedzinie ginekologii i położnictwa, prof. Stanisław Radowicki nie chce na razie komentować planów Funduszu. - Wciąż o nich rozmawiamy. Dopóki rozmowy się nie skończą, nieelegancko byłoby cokolwiek na ten temat mówić - ucina Radowicki.
Jednak prof. Tomasz Niemiec, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, jest zrozpaczony. - Za cesarkę będzie się teraz płaciło tyle samo, co za zwykły poród. To katastrofa - mówi. Tłumaczy, że nowe zasady finansowania spowodują, że ginekolodzy będą unikać wykonywania cesarskich cięć z obawy, by nie narażać szpitali na straty. I zapowiada, że PTG będzie przeciw zmianie systemu protestować.
Według niego, NFZ nie ma zresztą racji. - Dziś 30 proc. porodów w Polsce odbywa się przez cesarskie cięcia. To nic nadzwyczajnego. Średnia europejska to 28-30 proc - mówi Niemiec.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24