Szokująca sprawa w Pogotowiu Opiekuńczym w Lublinie. Niepełnoletni wykorzystali seksualnie swojego młodszego kolegę - dziewięcioletniego chłopca. Dyrektor placówki bagatelizował sprawę, napaść seksualną nazywał "eksperymentami seksualnymi". Podał się do dymisji, ale sprawa na tym się nie skończyła. Materiał programu "Polska i Świat" TVN24.
Ośrodek opiekuńczy powinien być synonimem bezpieczeństwa. Trafiają tu dzieci w nagłych przypadkach, kiedy w domu ich życie i zdrowie jest zagrożone.
Jednak w pogotowiu opiekuńczym w Lublinie 9-latek zamiast opieki i bezpieczeństwa doznał olbrzymiej krzywdy. W połowie października chłopiec padł ofiarą przemocy seksualnej, a napastnikami byli dwaj starsi koledzy. Niewiele starsi: 11-latek i 12-latek.
- Ono w końcu z domu zostało zabrane właśnie dlatego, że tam nie było bezpieczne - wyjaśnia doktor Aleksandra Piotrowska, psycholożka dziecięca. - Może sami spotykali się z przypadkami molestowania - dodała, wskazując na ewentualne motywy działania napastników.
"Starał się zataić te informacje"
Skrzywdzony kilkulatek pomocy nie otrzymał, mimo że już kilka dni po zdarzeniu opiekunowie i dyrektor placówki wiedzieli, że doszło wobec niego do przemocy seksualnej. - Ofiara całego tego zajścia, czyli tutaj najmłodsze z dzieci, nie została poddana żadnym konsultacjom medycznym po tym całym zdarzeniu - poinformowała Magdalena Suduł, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie.
Dyrektor pogotowia, choć miał taki obowiązek, nie zawiadomił Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.
Pod koniec października pracownicy instytucji otrzymali anonimowy telefon. - Osoba ta przedstawiła się jako jeden z rodziców dzieci uczęszczającego do szkoły, gdzie również uczęszczają wychowankowie placówki - relacjonowała Suduł.
Pracownicy lubelskiego MOPR-u rozpoczęli kontrolę. Dyrektor wciąż utrzymywał, że chciał najpierw samodzielnie wyjaśnić sprawę.
- Starał się zataić te informacje, w naszej ocenie mataczył i nie starał się dojść do prawdy, tylko starał się utrudniać postępowanie wyjaśniające - powiedziała Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta w Lublinie.
Dlatego MOPR poprosił dyrektora o pisemne wyjaśnienia. - Nie wskazywał on, że miał miejsce gwałt wśród wychowanków. Określił to mianem czynności o charakterze eksperymentów seksualnych - oświadczyła Magdalena Suduł.
Sprawę bada prokuratura
Dopiero 31 października dyrektor zgłosił sprawę do prokuratury. Postępowanie wszczął także sąd rodzinny. Dzieciom od razu zapewniono opiekę psychologiczną.
- Obcowanie płciowe z małoletnim poniżej lat 15, tak to opisano w postanowieniu sądu - powiedziała Katarzyna Pszczoła z Sądu Okręgowego w Lublinie. - Mają nieukończone 13 lat, wiec nie możemy mówić o czynie karalnym, tylko o demoralizacji - podkreśliła.
Sąd bada też, czy dzieci same nie są ofiarami molestowania. Zgodnie z ustawą najłagodniejszą karą, która może je spotkać to upomnienie, najsurowsza - umieszczenie w młodzieżowym ośrodku wychowawczym.
Działaniami dyrektora w tej sprawie zajmie się prokuratura. - Jest przygotowane zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez pana dyrektora. To jest niedopełnienie obowiązku, ale także niezapewnienie odpowiedniej opieki - wyjaśniała rzeczniczka prasowa lubelskiego magistratu.
Zwolnienie i dymisja
O tym, że w placówce nie dzieje się najlepiej, wiadomo było już wcześniej. Przed rokiem Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie potwierdził, że pracownicy pogotowia stosują zbyt rygorystyczne metody wychowawcze. - Taki program naprawczy w stosunku do tego, jak działa jednostka i jak działa personel, były prowadzone; jedna osoba została zwolniona - powiedziała Beata Krzyżanowska, dodając, że chodzi o żonę dyrektora placówki. - W związku z tym mieliśmy nadzieję, że już wszystko jest w należytym porządku - dodała.
Żona dyrektora była wychowawcą w ośrodku. Jej zwolnienie nie naprawiło sytuacji. Kilka dni temu, po rozmowie z wiceprezydent Lublina, dyrektor podał się do dymisji. Jego miejsce zajął wieloletni szef innego lubelskiego domu dziecka.
- To są dzieci bardzo mocno doświadczone, poranione, nie umieją żyć, próbują po swojemu wyszukiwać sposób na życie. Przejście do takiego miejsca nawet z najgorszej rodziny może być jeszcze większą traumą - powiedział Karol Czachajda, nowy dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Lublinie.
Szczególnie, jeśli w pogotowiu opiekuńczym dorośli również zawodzą.
Autor: tmw//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24