Dla chorych to leki ratujące życie. Dla nieuczciwych właścicieli aptek lub hurtowni to przede wszystkim krociowe zyski. Nadzór farmaceutyczny, który bada takie przypadki już mówi, że to czubek góry lodowej. Proceder jest dość prosty, a sprowadza się do tego, że bardziej opłacalna jest sprzedaż leków zagranicą niż w polskich aptekach.
U nas leki są najtańsze w Europie dzięki korzystnym limitom cen wynegocjowanym przez Ministerstwo Zdrowia z producentami. Wyjątkową ironią jest fakt, że obróciło się to przeciwko chorym w kraju. Powstrzymanie tego groźnego dla chorych procederu nie będzie jednak łatwe.
Pacjent wymagający leczenia specjalistycznymi lekami nie ma szansy na to, żeby je kupić. Nie dlatego, że są za drogie. Nie dlatego, że do Polski się ich nie sprowadza. I również nie dlatego, że ktoś zaniedbuje dostawy. Chodzi o coś zupełnie innego.
Migracja leków
Apteka nie może sprzedawać leków innym aptekom czy hurtowniom farmaceutycznym. Grażyna Mazurowska
- Sprzedaż leków zagranicę jest faktem i to się dzieje - mówi jeden z aptekarzy.
Proceder jest zakazany prawem farmaceutycznym. Nad jego stosowaniem czuwają wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni. W Gdańsku inspektor Grażyna Mazurowska wzięła się ostro za egzekwowanie prawa.
- Apteka nie może sprzedawać leków innym aptekom czy hurtowniom farmaceutycznym - wyjaśnia Mazurowska.
A wiele tak robi. Koncerny farmaceutyczne - po długich i żmudnych negocjacjach z Ministerstwem Zdrowia określają zapotrzebowanie na dany lek i jego cenę. Dostarczają go do polskich hurtowni farmaceutycznych, a te odsprzedają dalej aptekom w całym kraju.
Ilość leków określona jest na podstawie danych z poprzednich lat. Bo wiadomo, ilu pacjentów potrzebuje dany lek na danym obszarze. Problem w tym, że w wielu przypadkach - pacjent pytający o dany specyfik - jest odsyłany z kwitkiem.
Bo niektóre apteki - wbrew prawu, które jasno mówi, że leki mogą sprzedawać tylko pacjentom - sprzedają je zagranicę.
Zyskowny hazard
Ryzyko się opłaca, bo Polska to kraj, w którym dzięki działaniom Ministerstwa Zdrowia - ceny leków są najniższe w Europie. Co niestety - jak się okazuje - dla polskich pacjentów wcale nie jest korzystne. Na liście leków, których notorycznie brakuje znajdują się na przykład insuliny Novorapid i Novomix. W polskiej aptece, licząc już bez refundacji, kosztują one po 136 złotych. Nieuczciwi właściciele aptek robią na tym złoty interes, bo np. w Niemczech kosztują one ponad 100 euro - czyli trzy razy więcej za jedno opakowanie.
A nielegalnie sprzedawane leki - to setki opakowań. Nieoficjalnie mówi się, że z Trójmiasta wypływają całe kontenery leków. Do Skandynawii.
- Boję się, że to dopiero wierzchołek góry lodowej - mówi Paweł Chrzan, szef gdańskiej izby aptekarskiej.
Inspektorzy w całym kraju maja listy aptek zagrożonych zamknięciem. Są one niejawne. Dotarliśmy jednak do jednej z trójmiejskich sieci, która jest na czarnej liście. Zadaliśmy pytanie o konkretne leki z listy niemal 70 brakujących i uzyskaliśmy zaskakująco szczerą odpowiedź.
- Wie pani, to trudna sprawa, bo jest tak, że te leki są wywożone zagranicę - objaśnia aptekarka.
Kupię i sprzedam
Międzynarodowi handlarze lekami drzwiami i oknami próbują dostać się do Polski. Do ludzi, takich jak Zbigniew Kowalski, który jest ekspertem rynku farmaceutycznego, zgłaszają się co najmniej raz w miesiącu.
- Trafia do nas mnóstwo korespondencji, czasem z jakichś dziwnych podejrzanych podmiotów, z zapytaniami czy jesteśmy gotowi znaleźć kontakt za prowizje do dystrybutora, który sprzeda dużą partię leków. Branżowe portale internetowe pełne są ogłoszeń. Zarówno: kupię dużą ilość leków z Polski, jak i sprzedam - mówi Kowalski.
Jak rozwiązać tę sytuację? Po pierwsze, skoro leków brakuje, to dlaczego koncerny farmaceutyczne, dla których to przecież zarobek, nie dostarczą więcej opakowań? Odpowiedź jest banalnie prosta - koncernom to się nie opłaca. Żadna firma nie wyśle do Polski taniego leku, skoro wie, że on i tak z aptek wyjedzie na zachód. To obniża sprzedaż za większe pieniądze w innych krajach.
Druga możliwość to zmiany w prawie. Obecnie jedyne, co można zrobić nieuczciwemu właścicielowi apteki, to odebrać prawo do jej prowadzenia. Ale to żadne konsekwencje.
- Może się zdarzyć, że ten sam przedsiębiorca pod innym szyldem otworzy nową aptekę. Nawet w tym samym miejscu i z tym nic nie możemy zrobić - żali się Mazurowska.
Nowe prawo?
W Sejmie trwają więc prace nad nowelizacją ustawy. Projektem zajmuje się posłanka PO - Lidia Gądek. Chce uszczelnić system - nieuczciwe apteki będą musiały zwrócić pieniądze zarobione na nielegalnym procederze i będą miały zakaz działalności na kilka lat.
- Jeżeli złamie prawo, sankcje, które dla podmiotu będą bolesne, zwłaszcza finansowe. Potem wykreśli się z rejestru działalności gospodarczej - opisuje Gądek.
Do tego posłanka proponuje, żeby monitorować za pomocą skomplikowanego systemu komputerowego, kto, co, gdzie, komu i za ile sprzedaje. Dzień w dzień spowiadać się ze sprzedaży musiałyby apteki i hurtownie.
Na koniec - to sprawa dla organów ścigania. Nie chodzi o straty w kasie państwa, bo NFZ refunduje recepty tylko zrealizowane. Brak leków sprawia jednak, że recepta zostaje w kieszeni pacjenta.
Walka z tym nielegalnym procederem będzie trudna. Bez konkretnych narzędzi prawnych - może się okazać wręcz walką z wiatrakami. Starcie z wielką machiną farmaceutyczną i wolnym rynkiem to wyzwanie na lata.
2,5 miliarda złotych - o takiej kwocie mówi się w kontekście tego procederu. Stawka jest jednak o wiele wyższa niż te miliardy, bo dla wielu pacjentów, którzy mają problemy z dostaniem leków - to być albo nie być. Niestety rozumiane dosłownie.
Autor: Maciej Warsiński / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24