- Jeśli po wielu latach nie będzie realnych skutków, to będziemy zasady modyfikować - mówi wiceminister pracy i polityki społecznej i jeden z twórców projektu ustawy zwanej "Rodzina 500+" Stanisław Szwed. Materiał "Czarno na Białym".
Zapowiadany przez PiS projekt "Rodzina 500+" zakłada, że wszystkie rodziny bez względu na dochód otrzymają po 500 zł na drugie i każde kolejne dziecko. W rodzinach najbiedniejszych, w których dochód wynosi mniej niż 800 zł na jednego członka rodziny, dodatkowe pieniądze przyznawane będą już na pierwsze dziecko. Świadczenie będzie przysługiwało do ukończenia przez dziecko 18. roku życia. Według zapowiedzi rządzących, dodatkowe pieniądze powinny być wypłacane od marca lub kwietnia 2016 roku. Program ma kosztować 22 miliardy złotych rocznie, czyli tyle, ile wynoszą łącznie budżety Krakowa i Warszawy.
Według Stanisława Szweda, który jest jednym z twórców projektu ustawy "Rodzina 500+", głównym celem ustawy jest zachęcenie polskich rodzin do posiadania większej liczby dzieci.
Stabilna praca ważniejsza niż zasiłki
Okazuje się jednak, że dodatkowe pieniądze nie są dla Polaków najważniejsze przy planowaniu rodziny. W badaniu CBOS na pytanie „Co zachęca Polaków do posiadania dzieci” odpowiedź „Wysokie zasiłki” znalazła się dopiero na ósmym miejscu. Ważniejsze były długie urlopy rodzicielskie, ulgi podatkowe, własne mieszkanie oraz stabilność pracy.
- Jeżeli chcemy, żeby sytuacja demograficzna się poprawiała, to ważna jest dbałość o różne obszary, jak rynek pracy, ochrona zdrowia i edukacja - przyznaje prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego prof. Elżbieta Mączyńska
- Myślę, że to jest konkretna pomoc dla rodzin i jestem przekonany, że ona przyniesie pozytywne efekty - twierdzi Szwed.
Przyznaje jednak, że nie ma żadnych badań, które wskazywałyby, że program „500 zł na dziecko” może rzeczywiści zwiększyć dzietność Polaków. - Zobaczymy, jak to będzie funkcjonowało. Jeśli po wielu latach nie przyniesie on realnych skutków, to będziemy go modyfikować - powiedział Szwed.
Na dziecko czy na telewizor?
- To nie jest realna pomoc. Realna pomoc mogłaby być taka, gdyby rodzic wracając do pracy wiedział, że ma gdzie oddać dziecko i komu je powierzyć - mówi Małgorzata Paszko, matka czwórki dzieci.
- Ja nie rozumiem tego rozwiązania - dodaje. I zwraca uwagę na to, że nikt nie będzie w stanie zweryfikować czy te pieniądze naprawdę wydane zostaną na dzieci, czy też np. na zakup telewizora.
- Mamy świadomość, że może być procent rodzin, które nie będą wykorzystywały ich (pieniędzy -red.) na pomoc dzieciom, ale w innym celu - przyznaje Szwed. Wtedy - zgodnie z założeniami programu - będzie możliwe wstrzymanie świadczenia bądź jego wydawanie w formie rzeczowej, nie pieniężnej. Jak jednak sprawdzić, jak rodzina wydaje pieniądze - nie wiadomo. Projekt ustawy żadnej kontroli nie przewiduje.
Autor: PM//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24