Policjanci nie są szkoleni, żeby zabijać, są szkoleni, żeby zatrzymywać sprawców wyrządzając jak najmniejszą krzywdę - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 szef Komendy Głównej Policji nadinspektor Jarosław Szymczyk, odnosząc się do policyjnej akcji w Wiszni Małej, w której zginął antyterrorysta. Jego zdaniem, w tej akcji "paralizator był użyty" przez funkcjonariuszy.
- Policjanci pododdziałów antyterrorystycznych wyposażeni są w paralizatory. Na pewno w tym pododdziale, który brał udział w zatrzymaniu sprawców tego włamania również funkcjonariusze dysponowali paralizatorami - powiedział w "Faktach po Faktach" szef Komendy Głównej Policji nadinspektor Jarosław Szymczyk.
Odniósł się w ten sposób do wersji "Gazety Wrocławskiej". Dziennik opisując akcję udaremniania włamania do bankomatu, w której jeden policjant zginął, a trzech zostało rannych napisał, że początkowo policjanci zwykłym paralizatorem elektrycznym bronili się przed bandytą strzelającym z kałasznikowa. Dopiero gdy jeden z antyterrorystów leżał już ciężko ranny, jego kolega odpowiedział ogniem - taką wersję przedstawił dziennik.
"Wydaje mi się, że paralizator był użyty"
Szymczyk dopytywany, czy policjanci użyli tych paralizatorów, odparł: - Wydaje mi się, że paralizator był użyty. Ale to nie jest tak, że przyjmujemy algorytm, że najpierw paralizator, a później strzelamy.
- Policjanci nie są szkoleni, żeby zabijać, policjanci są szkoleni, żeby zatrzymywać sprawców wyrządzając jak najmniejsza krzywdę - mówił.
Jak zaznaczył, policjanci "nie wiedzieli co będzie za drzwiami". - Gdyby stamtąd wyszedł mężczyzna, który by zaatakował policjantów innym niebezpiecznym narzędziem, nie bronią palną, to należało wykorzystać adekwatny do zagrożenia środek przymusu. Takim mógł być w tym momencie paralizator - stwierdził szef policji.
"Każdy wykorzystuje ten środek, którym dysponuje"
Szymczyk podkreślał, że "tej realizacji nie przeprowadzili sami policjanci pionu kryminalnego, co często jest normalną praktyką". - W tej sytuacji uznano, że grupa faktycznie wskazuje na wysoki potencjał zagrożenia dla funkcjonariuszy, dlatego wezwano pododdział antyterrorystyczny policji - mówił.
Jak wyjaśnił, "każdy w zespole bojowym ma inną funkcję do spełnienia". - Jeden z funkcjonariuszy prawdopodobnie, tak to wynika z taktyki, był przygotowany na użycie paralizatora i w momencie kiedy pada strzał, każdy wykorzystuje ten środek, którym w danym momencie dysponuje - ocenił.
W nocy z soboty na niedzielę w miejscowości Wisznia Mała koło Wrocławia policjant został śmiertelnie postrzelony, a trzech odniosło obrażenia podczas próby włamania przez napastników do bankomatu. Doszło do wymiany ognia, w wyniku której zginął także przestępca, który zaczął strzelać do funkcjonariuszy z broni maszynowej. Dwóch mężczyzn zostało zatrzymanych.
Przebieg zdarzenia
Jarosław Szymczyk w "Faktach po Faktach" opisał dokładnie przebieg tego zdarzenia. - W godzinach późnowieczornych około godziny 23 w minioną sobotę policja powzięła wiadomość o próbie włamania do wolnostojącego bankomatu - mówił.
Pytany, od kogo policjanci dostali taką wiadomość odpowiedział, że "to jest informacja powzięta w drodze pewnych ustaleń operacyjnych". - Oczywiście nie mogę tej wiedzy zdradzać - tłumaczył. - Natomiast ta wiedza pozwoliła na to, żeby szybko przygotować odpowiednie działania. Między innymi podjęto decyzję o wykorzystaniu funkcjonariuszy pododdziału antyterrorystycznego z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu przy zatrzymaniu sprawców tego włamania - dodawał.
"To nie jest normalna procedura"
Szef policji dopytywany, czy to jest normalna procedura, że w takiej sytuacji prosi się o pomoc antyterrorystów, odparł: - Nie, to nie jest normalna procedura, ale przede wszystkim na bazie doświadczeń z wcześniejszych tego typu zdarzeń osoby planujące te działania wiedziały, że sprawcy często posługują się materiałami wybuchowymi.
- Nie mogliśmy wykluczać, że również i tym razem tak się wydarzy. Prawdopodobieństwo tego typu metody działania było wysokie, stąd też wejście samych policjantów pionu kryminalnego do realizacji zatrzymania sprawców wydawało się być działaniem niebezpiecznym - skomentował.
W związku z tym - jak mówił Szymczyk - dowódcy podjęli decyzję o tym, aby wykorzystać funkcjonariuszy pionu antyterrorystycznego. - Wezwano dwie drużyny, czyli 12 funkcjonariuszy pododdziału antyterrorystycznego, którzy przejęli dowodzenie działaniami i podjęli działania zmierzające do zatrzymania sprawcy - opisywał sytuację.
Jak mówił, sprawca zamknął się w małym, wolnostojącym kontenerze stanowiącym zaplecze tego bankomatu. Podkreślił również, że pododdział antyterrorystyczny był osłaniany przez jednego z funkcjonariuszy tarczą balistyczną. - Po otwarciu drzwi [kontenera - red.] doszło do wymiany ognia. Sprawca włamania będący wewnątrz zaczął strzelać do policjantów. Część z tych strzałów trafiła w tarczę balistyczną, która osłaniała policjantów - powiedział.
- W dalszej kolejności policjanci również otworzyli ogień do sprawcy. Efekt końcowy niestety jest taki, że jako formacja przeżywamy wielki dramat, bo nie żyje nasz kolega. Zginął na miejscu w wyniku odniesionych ran postrzałowych - mówił szef Komendy Głównej Policji.
Jak poinformował, trzech innych policjantów odniosło obrażenia. - Jeden z nich przebywa we wrocławskim szpitalu pod opieką lekarzy. Wstępnie zdiagnozowano u niego ranę postrzałową okolic biodra. Co najważniejsze jego życiu - według opinii lekarzy - nie zagraża niebezpieczeństwo. Drugi z policjantów to policjant wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. On posiada ranę postrzałową dłoni, został przewieziony początkowo do szpitala w Trzebnicy, a stamtąd przetransportowany karetką do szpitala MSW w Poznaniu, żeby być bliżej swoich bliskich. Trzeci z policjantów posiada obrażenia uda. On po zaopatrzeniu medyczny niezwłocznie został zwolniony do domu - mówił.
"Nad sprawą pracowali policjanci z trzech garnizonów"
- Nad sprawą tej grupy przestępczej, która zajmowała się włamaniami do bankomatów, pracowali wspólnie policjanci z trzech garnizonów: pomorskiego, wielkopolskiego i dolnośląskiego. To ich wspólne działania doprowadziły do tego, że efektem finalnym było zatrzymanie sprawców w Wiszni Małej - poinformował Jarosław Szymczyk.
Według wiedzy policji, sprawców było dwóch. - Jeden wszedł na to zaplecze bankomatu do tego kontenera, drugi ze sprawców oczekiwał w zaparkowanym nieopodal pojeździe. Tego, który czekał w samochodzie, zatrzymali funkcjonariusze przy pojeździe. Drugi z nich poniósł śmierć na miejscu w wyniku tej wymiany ognia z funkcjonariuszami - relacjonował.
"Nie mieliśmy wiedzy, że posiada broń"
- Ten sprawca, który przebywał na zapleczu tego bankomatu dysponował bronią automatyczną i otworzył ogień z tej broni do interweniujących funkcjonariuszy policji. My nie mieliśmy wiedzy o tym, że on broń posiada. Natomiast z analizy, którą prowadzili ludzie przygotowujący tę akcję, nie można było tego wykluczyć, stąd też takie założenie przy planowaniu działań było - powiedział Szymczyk.
Jak mówił, "dzisiaj po kilkunastu godzinach ciężkiej pracy ekspertów z laboratoriów, na miejscu zdarzenia jest zabezpieczonych setki śladów, wiele materiału dowodowego, który wymaga bardzo głębokiej analizy". - Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie i tak naprawdę finał tego śledztwa pozwoli nam na powiedzenie bardzo dokładnie jaki był przebieg całego tego zdarzenia, jaki był przebieg naszych działań, jaki był udział każdego ze sprawców - podsumował.
"Rolą policjantów było zabezpieczyć materiał dowodowy".
Nadinspektor Jarosław Szymczyk odniósł się również do demonstracji zorganizowanej przez środowiska narodowe, których przedstawiciele powiesili na szubienicach zdjęcia europosłów PO.
Zdjęcia zawisły na atrapach szubienic podczas zeszłotygodniowej demonstracji narodowców w centrum Katowic. Uczestnicy demonstracji przynieśli ze sobą zdjęcia eurodeputowanych Platformy Obywatelskiej: Julii Pitery, Danuty Huebner, Róży Thun, Barbary Kudryckiej, Michała Boniego i Janusza Lewandowskiego, które następnie powiesili na drewnianych szubienicach.
- Policjanci, którzy byli na miejscu, którzy zabezpieczali to - podkreślam - legalnie odbywające się zgromadzenia, podjęli decyzję w związku z przypuszczeniem, że dochodzi do przypadku łamania prawa o tym, aby zabezpieczyć materiał filmowy, materiał dowodowy, a także zabezpieczyć wiedzę na temat osób, co do których istnieje podejrzenie, że to prawo naruszają - powiedział Szymczyk.
Jak dodał, tego samego dnia wieczorem rozmawiał z komendantem wojewódzkim policji w Katowicach i kazał niezwłocznie przesłać materiały do prokuratury. - To prokuratura oceni ostatecznie, czy doszło do złamania prawa, czy nie - skomentował.
Jego zdaniem, "rolą policjantów było zabezpieczyć odpowiedni materiał dowodowy".
Autor: kb//tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24