"Oko Szefa", "PC Szpieg", "iDetektyw" i "Elektroniczna Lista Obecności" - to programy komputerowe, dzięki którym przełożony może obserwować, czym zajmujemy się w godzinach pracy. Najbardziej zaawansowane pozwalają na odczytywanie prywatnych rozmów prowadzonych przez komunikatory internetowe - pisze "Dziennik Polski".
"Cały czas wzrasta liczba firm, które kupują programy do monitorowania pracowników. Moda na kontrole przyszła z Zachodu, gdzie dużo mówi się o tzw. cyberslackingu, czyli wykonywaniu w Internecie wielu czynności niezwiązanych z pracą" – mówi gazecie Piotr Kubiak z krakowskiej firmy A plus C, która przed kilku laty wprowadziła na rynek program "Statlook".
Jest to system, który zbiera informacje statystyczne dotyczące odwiedzanych stron internetowych czy uruchamianych programów. Dzięki temu szef może się dowiedzieć, jak długo podwładny się nimi zajmował. Treści wprowadzane przez użytkownika do komputera pozostają jednak niedostępne.
"Pod względem technicznym pełna inwigilacja jest możliwa, ale nasza firma nie posuwa się aż tak daleko" – zapewnia "DP" Kubiak.
Znacznie większe możliwości ma wyprodukowany za granicą program szpiegowski "SpectorSoft". Płacąc za niego kilka tysięcy złotych, można w formie filmu zobaczyć, co robią zatrudnione osoby. "Takie rozwiązania pozwalają czytać treść rozmów prowadzonych przez komunikatory i czaty internetowe" – przyznaje Zbigniew Engiel, informatyk śledczy.
Programy do monitorowania cieszą się popularnością w rozmaitych branżach. Sprawdzani są pracownicy administracji publicznej, ale też uniwersytetów i politechnik, aptek, banków czy komend policji.
"W nasz program zaopatrzyły się już takie instytucje jak Krajowa Izba Rozliczeniowa, Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej" - wylicza Piotr Kubiak. Według niego, statystyki są zatrważające: Internet zabiera często dużą część dnia pracy.
Przedstawiciele laboratoriów informatyki śledczej zgodnie twierdzą, że pracodawcy są też coraz bardziej wyczuleni na nielojalność pracowników. "Coraz więcej firm występuje o przeprowadzenie audytu śledczego, bo podejrzewają, że pracownicy ich oszukują" – przyznaje Bartłomiej Kowalczyk z firmy Ernst&Young, zajmującej się doradztwem biznesowym.
Źródło: "Dziennik Polski"