Byli najbliżej ulicy Topolowej w Sieradzu, gdzie w płomieniach stanął dom jednorodzinny. - Zobaczyliśmy przez okno, że w środku jest mężczyzna, nieświadomy zagrożenia - opowiadają policjanci. Uratowali go chwilę przed tym, jak dach runął do środka budynku.
O pożarze, do którego doszło w nocy z soboty na niedzielę przy ulicy Topolowej w Sieradzu, informowaliśmy niedługo po tym, jak na Kontakt24 otrzymaliśmy zdjęcia ze zdarzenia. Teraz przed kamerą TVN24 stanęli policjanci, którzy w ostatniej chwili uratowali mężczyznę z płonącego domu.
- Przyjechaliśmy na miejsce zdarzenia przed innymi służbami. Dobiegliśmy do okna, zobaczyliśmy śpiącego mężczyznę - opowiada starszy sierżant Andrzej Bil z sieradzkiej patrolówki.
Na dyżurze towarzyszył mu tej nocy starszy sierżant Piotr Stefanek. - Uderzaliśmy w okna, żeby go obudzić. Udało się. Wiedzieliśmy, że musimy mu pomóc jak najszybciej wydostać się na zewnątrz - mówi policjant.
Funkcjonariusze wyważyli drzwi wejściowe. Zobaczyli wystraszonego mężczyznę, który stał w kłębach dymu. Pomogli mu wyjść, niedługo potem dach runął. - Nie, nie czujemy się bohaterami. Mieliśmy okazję pomóc, więc z tej okazji musieliśmy skorzystać - podkreślają sieradzcy policjanci.
"Już by mnie nie było"
Piotr Borowski, reporter TVN24, dotarł do mężczyzny, któremu funkcjonariusze uratowali życie.
- Tu wszędzie był dym, nie można było przejść. Gdyby mnie na czas nie obudzili, tobym się zaczadził, już by mnie nie było - opowiada mężczyzna.
Podkreśla, że dobytek jego życia został zupełnie zniszczony. Może jednak - jak mówi - liczyć na pomoc rodziny. - Na razie zamieszkam w letnim domku, który też jest na posesji. Tam będę najbliższe tygodnie - dodaje mężczyzna.
Zwarcie
Brygadier Jarosław Wasylik z Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Sieradzu informuje, że informacja o pożarze dotarła do strażaków około godziny 2.20 w nocy. - Gdy przyjechali na miejsce, budynek stał już w ogniu - mówi strażak.
Jak dodał, uratowany przez policjantów mężczyzna nie odniósł obrażeń. Budynek, w którym mieszkał, spłonął doszczętnie. - Najprawdopodobniej przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej - powiedział Wasylik.
W akcji gaśniczej, która trwała ponad trzy godziny, wzięło udział osiem zastępów straży pożarnej.
Źródło: TVN24 Łódź/Kontakt24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź