Noc spędzili na mrozie, na kominie elektrowni liczącym 180 metrów. Grupa ekologów z Greenpeace wtargnęła na teren kluczowej dla polskiej energetyki elektrowni w Bełchatowie. Domagają się między innymi zmian w polityce energetycznej Polski. We wtorek po południu policja zatrzymała siedmiu uczestników protestu. Dzisiaj mają usłyszeć zarzuty.
- Początkowe informacje wskazywały na to, że na komin weszło około siedmiu osób. Dziś już wiemy, że była to większa grupa - mówi asp. Ewelina Maciejewska z bełchatowskiej policji.
Grupa ekologów, w skład której wchodzą m.in. aktywiści z Polski, Austrii, Chorwacji, Indonezji, Niemiec, Szwajcarii i Węgier, wtargnęła na teren elektrowni we wtorek rano.
- Około godziny 17 na dół zeszła siedmioosobowa grupa, która została zatrzymana. W jej skład wchodzą obcokrajowcy - wyjaśnia asp. Maciejewska.
Aktywiści spędzili noc w policyjnej izbie zatrzymań. Dziś mają usłyszeć zarzuty.
- Mówimy tu o przestępstwie polegającym na nieuprawnionym wtargnięciu na teren prywatny bez wiedzy i zgody właściciela. Za ten czyn polski kodeks przewiduje do roku pozbawienia wolności - mówi rzeczniczka bełchatowskiej komendy.
Trwają rozmowy
Przedstawiciele Greenpeace podkreślają, że na noc na kominie zostało sześć osób. Od wczoraj rozmawiają z nimi policyjni negocjatorzy. Namawiają ekologów do zejścia.
Greenpeace podkreśla, że uczestnicy protestu mają sprzęt i wiedzę niezbędną do tego, aby ich życie nie było zagrożone.
- Wejście na chłodnię kominową największej elektrowni węglowej w Europie i decyzja o tym, by spędzić na niej noc to niezwykły akt odwagi i determinacji ze strony obrońców klimatu - mówi Katarzyna Guzek, rzeczniczka prasowa Greenpeace Polska.
Wzywa przy tym polityków, decydujących o dalszych krokach na rzecz ochrony klimatu, "do wykazania się podobną odwagą i determinacją".
- Tylko wtedy mamy szansę uniknąć katastrofy klimatycznej - zaznacza Guzek.
W zupełnie innym tonie wypowiadają się od wczoraj przedstawiciele Polskiej Grupy Energetycznej. Chociaż wskazują, że praca elektrowni w żaden sposób nie jest utrudniona, to zwracają uwagę na fakt, że protest ekologów odbywa się w miejscu, gdzie jest ujemna temperatura i występuje oblodzenie.
Protest
Przedstawiciele Greenpeace podkreślają, że świat zmaga się z konsekwencjami kryzysu klimatycznego. W specjalnym raporcie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu, który ukazał się w październiku tego roku, eksperci nie pozostawiają wątpliwości, że stoimy na krawędzi katastrofy klimatycznej.
Żeby jej zapobiec, trzeba powstrzymać wzrost średniej globalnej temperatury. W krajach rozwiniętych, w tym w Polsce, oznacza to konieczność odejścia od spalania węgla do 2030 roku.
Tymczasem resort energetyki zapowiedział w ubiegłym tygodniu stopniowe odchodzenie od energetyki wiatrowej na lądzie. Obecnie z węgla powstaje w Polsce ok. 80 proc. energii elektrycznej. W 2030 roku ma to być 60, a w 2040 mniej niż 30 procent.
W to miejsce ma się pojawić prąd z elektrowni atomowej oraz odnawialnych źródeł energii - kluczową rolę odgrywać ma rozwój fotowoltaiki (kolektory słoneczne) oraz morskich farm wiatrowych. Pierwsza taka farma ma ruszyć jednak dopiero po 2025 roku.
Los elektrowni wiatrowych na lądzie zdaje się przesądzony. Z rządowego dokumentu wynika, że ilość mocy przez nie wytwarzanej będzie jeszcze przez kilka lat rosła, ale potem zacznie spadać. Do roku 2040 wiatraki mają niemal zniknąć z polskiego krajobrazu.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN 24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Greenpeace Polska