- Powstanie Warszawskie, przy całym tragizmie, jest jedną z podstaw, na której budowane jest poczucie warszawskiej tożsamości - mówi Jan Młynarski w rozmowie z tvn24.pl. - Chciałbym, abyśmy - jako warszawiacy i jako Polacy - umieli konstruować swoją tożsamość nie tylko poprzez cierpienie - dodaje Marcin Masecki.
27 lipca obyła się premiera płyty "Fogg. Pieśniarz Warszawy". Zespół Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis oraz ich goście upamiętnili w ten sposób 74. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.
Estera Prugar: Jaka jest pierwsza rzecz, która przychodzi Wam do głowy, kiedy myślicie o Warszawie?
Jan Młynarski: Mieszkam w Warszawie, z drobnymi przerwami, od urodzenia. Oczywiście, wyjeżdżam z niej sporo, natomiast zawsze tu wracam. Ten moment powrotu do miasta, które się dobrze zna, jest ciekawy - można zobaczyć inne aspekty, elementy, inaczej na nie spojrzeć. Pierwsza rzecz, która mi przychodzi do głowy, kiedy myślę o Warszawie… Nie wiem, ale chyba to, że na tle innych europejskich stolic, jest mała. Można ją przejść na piechotę.
Marcin Masecki: Obecnie oficjalnie mieszkam w Berlinie, ale takie wyjeżdżanie z miasta jeszcze bardziej z nim łączy. Pozwala zatęsknić, spojrzeć z innej perspektywy. Ja mam w Warszawie całe serce.
To właśnie ta tęsknota za miastem była powodem, dla którego obraliście w swojej twórczości kierunek przedwojennej Warszawy?
Jan Młynarski: Ten element na pewno jest obecny, natomiast nie byłoby prawdą, gdybym powiedział, że robię te rzeczy z powodu tęsknoty za Warszawą. Oczywiście, ona stanowi fundament dla ciągot związanych z miastem, w którym chcielibyśmy żyć, ale nie mamy takiej możliwości. Kochamy Warszawę, ale tęsknimy za miastem ze starych zdjęć i chcielibyśmy, żeby ono wciąż takie było. Z drugiej strony, cała specyfika Warszawy - jej witalność i dziwność - jest efektem tragicznych splotów historii, które się tu wydarzyły. Ja akurat jestem reprezentantem grupy, która uważa, że jednak lepiej byłoby, aby ci wszyscy ludzie nie zginęli, a Warszawa nie została zniszczona… Z drugiej strony, to właśnie ta tragiczna historia stworzyła zupełnie nowe miasto, gdzie funkcjonujemy, w którym się urodziliśmy, z którego pochodzą nasze rodziny. Robienie tego, co robimy nie może odbywać się bez tego kontekstu.
Jakie są Wasze odczucia względem Powstania Warszawskiego?
Marcin Masecki: To jest coś, co było i nie możemy tego zmienić. Jest częścią naszej historii i naszej tożsamości lokalnej, jak również narodowej… Tak naprawdę, ja chyba też jestem w tej grupie, w której jest Jan: myślę, że ofiara była zbyt wielka. Jednocześnie uważam, że nie ma za bardzo co gdybać.
Jan Młynarski: Budujemy swą tożsamość na martyrologii. Powstanie Warszawskie przy całym tragizmie, jest jedną z podstaw, na której budowane jest poczucie warszawskiej tożsamości. To było metodyczne unicestwienie miasta i ludzi, a także kultury oraz pamięci. To się prawie udało, chociaż nie do końca, bo jednak jesteśmy dziś w Muzeum Powstania Warszawskiego. Natomiast jestem daleki od zabierania głosu w dyskusji na ten temat, ponieważ ona zazwyczaj do niczego dobrego nie prowadzi. Myślę, że każdy przeżywa to po swojemu. Osobiście mam w rodzinie trzy osoby, które będąc w najlepszym momencie swojego życia, zginęły w Powstaniu. W rodzinach, które dotknęła ta tragedia, te emocje są bardzo silne i bardzo ważne. Mam też małe dzieci i zastanawiam się, w którym momencie i w jaki sposób będę o tym z nimi rozmawiać. Z jednej strony, ta świadomość jest bardzo potrzebna, bo nas kształtuje, ale z drugiej - młode pokolenie ma pełne prawo do tego, aby czuć się wolnym, swobodnym i uwolnionym od tej strasznej przeszłości. Należy o tych wydarzeniach pamiętać, ale nie można im się dać przejechać walcem.
Marcin Masecki: Wyobrażam sobie i chciałbym, abyśmy - jako warszawiacy i jako Polacy - umieli konstruować swoją tożsamość nie tylko poprzez cierpienie. Oczywiście, nie można zapominać o tym, jak również o wielu innych tragicznych epizodach, ale chciałbym, żebyśmy skierowali głowy bardziej do przodu niż do tyłu - takie mam marzenie.
Jan Młynarski: Odniósłbym się również do naszej działalności muzycznej. Często padają pytania dlaczego to robimy, czemu w ten sposób. Muzyka jest po tej jasnej stronie przeszłości. My swoją tożsamość budujemy właśnie na najbardziej rozmaitych aspektach muzycznych, z przeróżnych czasów, nie tylko przedwojennych. To jest duża frajda.
Mieczysław Fogg jest postacią, która reprezentuje właśnie tę jasną stronę ciemnej przeszłości. W jaki sposób powstawała płyta "Fogg. Pieśniarz Warszawy"?
Jan Młynarski: Muzeum Powstania Warszawskiego złożyło nam taką propozycję. Mieczysław Fogg, jako ktoś więcej niż śpiewak, ale właśnie jako ikona skupiająca w sobie najróżniejsze aspekty - przy pomocy której można opowiedzieć o historii i przybliżyć ją młodym ludziom.
Marcin Masecki: Ciekawostką jest to, że przyszliśmy na spotkanie do Muzeum z postanowieniem, żeby tej płyty nie robić, ponieważ nie mieliśmy czasu. To było w marcu tego roku, więc byliśmy zaszczyceni, ale przygotowanie materiału i nagranie płyty w tak krótkim czasie…
Co sprawiło, że zmieniliście zdanie?
Jan Młynarski: Mogę powiedzieć jedno - nie słodząc nikomu, ludzie, którzy pracują w Muzeum Powstania Warszawskiego są wyjątkowi. To nie jest pierwsza rzecz, jaką razem robimy i kiedy się tu przychodzi na spotkanie z nimi, to da się wyczuć w tych osobach rodzaj pozytywnego obłędu. To nie są dyrektorzy, którzy przedstawiają tabele, ale każdorazowo chodzi o pomysł, obok którego ciężko przejść obojętnie. Myślę, że to miało duże znaczenie. Weszliśmy z "nie”, a po kilkunastu minutach wyszliśmy z "tak".
Jak wyglądała praca nad płytą?
Jan Młynarski: Kiedy się zdecydowaliśmy, przyszła kolej na wybór piosenek, co tylko pozornie było trudne. Jest ich bardzo dużo, ale skupiłem się przede wszystkim na analizie życiorysu artystycznego Fogga. Początek jego kariery, kiedy jako młody człowiek trafił do bardzo popularnego chóru Dana i na tej fali zaczął później nagrywać solowo - mamy utwory chóru, piosenki solowe z lat 30-tych, jak również jego kooperacje z aktorkami, bo również na naszej płycie pojawiły się współczesne aktorki [Agata Kulesza i Joanna Kulig - przyp. red.]. Następnie epizod wojenny, i tu utwór "Warszawo ma" jako pomnik dla wszystkich ludzi po obu stronach muru. Okres powojenny - chyba najbardziej znana, niemal święta dla warszawiaków - "Piosenka o mojej Warszawie", która została napisana w 1945 roku. Płyta tak naprawdę została nagrana w kilka dni. Przygotowywana była dłużej, bo Marcin pracował nad aranżacjami…
Marcin Masecki: Ale też, pracowałem nad nimi tydzień. To było szaleństwo, które zaczęło się od tego, że postanowiliśmy tego nie robić, a jednak...
Jan Młynarski: Trzeba było również wybrać ludzi i w tej kwestii jesteśmy szczęściarzami, bo mogliśmy współpracować ze wspaniałymi artystami. Mam na myśli muzyków, którzy ofiarowują nam swój talent, aby realizować nasze pomysły, ale myślę również o solistach, którzy idąc za ideą pokazania wieloaspektowości twórczości i postaci Mieczysława Fogga, przyjęli nasze zaproszenie do udziału w płycie [Barbara Kinga Majewska, Szymon Komasa - przyp. red.].
Wzięcie na warsztat utworów tak legendarnej postaci nie jest łatwym wyzwaniem. Podczas tworzenia płyty zastanawialiście się, jak zostanie ona odebrana przez warszawiaków?
Marcin Masecki: Nie. Wywodzimy się z różnych środowisk, ale jednak w ostatniej dekadzie pracujemy na tak zwanym gruncie niezależnym. Ma to dość konkretne znaczenie w kwestii niezależności artystycznej, czyli nie poleganiu na tym, czy coś ma wartość komercyjną i nie zastanawianiu się, komu się spodoba, a komu nie. To jest ta wartość, którą cenimy najbardziej w naszych idolach i stanowi trzon naszej pracy zawodowej. Oczywiście, Fogg jest wielką postacią i jesteśmy zaszczyceni, że możemy oddać mu hołd, ale pracując nad muzyką, kiedy już robimy swoją rzecz, wtedy nie myślimy o tym, jak zostanie odebrana. Nasze dusze urodziły się dawno temu i jest nam wygodnie w tamtej epoce, czujemy się w niej komfortowo.
Jan Młynarski: Tak, to daje duży komfort i dużo rzeczy przychodzi nam dzięki temu z łatwością.
Marcin Masecki: Trudniej by mi było, gdybym miał zaaranżować album w hołdzie Elvisowi Presley’owi.
W jaki sposób nowe aranżacje różnią się od oryginałów?
Marcin Masecki: Granica jest płynna. Tak naprawdę, kiedy Jan wybrał piosenki, zacząłem o nich myśleć, słuchać ich i te aranżacje pojawiły się same. Nie kalkulowałem, gdzie i na co mogę sobie pozwolić. Zaufałem sobie.
Jan Młynarski: To jest gra szybkich skojarzeń.
Marcin Masecki: Burzę mózgów przeprowadziliśmy już przed założeniem naszego pierwszego zespołu: Jazz Band Młynarski-Masecki. Tam też nie było tak, że usiedliśmy nad tabelami, z kalkulatorami, licząc ile dać procent z siebie, a ile z historii. Zastanawialiśmy się nad tym, co i dlaczego chcemy robić. Wtedy doszliśmy do wniosku, że nie chodzi o rekonstrukcję, ale pozwolenie sobie na to, aby to było również nasze.
Zakładając pierwszy zespół mieliście już w głowie piosenki, o których od razu wiedzieliście, że na pewno chcecie je nagrać?
Jan Młynarski: Absolutnie tak. Zabawne w tej historii jest to, że prowadząc Warszawskie Combo Taneczne, które jest już zespołem z dużym stażem, zacząłem poruszać się wśród tych wszystkich piosenek, ale była wśród nich grupa takich, których nie da się wykonać w podwórkowym składzie. Potrzeba w nich czegoś bardziej eleganckiego. Mimo, że dużo z nich było wykonywanych przez składy podwórkowe i to mnie bardzo inspiruje.
Marcin Masecki: Na przykład "Kącik marzeń" jest takim utworem, który pojawił się na naszej płycie i w repertuarze Warszawskiego Combo.
Jan Młynarski: Tak. Wykonaliśmy tę piosenkę z Warszawskim Combo może dwa razy, bo to nie jest utwór do grania tylko na bandżolach. Trzeba czegoś więcej - szerzej, eleganciej. Właśnie w takim duchu zaczęliśmy z Marcinem myśleć o naszym zespole. Chociaż najpierw myślałem o starych tangach, bo bardzo je lubię, ale kiedy zaczęliśmy rozmawiać, w pewnym momencie pojawił się temat tzw. “proto-jazzu” - dawnego jazzu, który miał zupełnie inną funkcję niż dzisiaj. Otworzył się wtedy bardzo inspirujący obszar. Nie umiem chyba wskazać jednej piosenki… Oczywiście "Noc w wielkim mieście", która jest absolutnym symbolem - jest przepiękna i można się przy niej rozpłynąć.
Marcin Masecki: Nie jestem pewien, czy dobrze pamiętam, ale chyba świadomie nie wybierałeś hitów z pierwszych stron gazet.
Jan Młynarski: Tak było. W ogóle, jeżeli chodzi o polską przedwojenną fonografię, to trochę smutne jest, że w zbiorowej świadomości, z różnych powodów, tych tytułów jest bardzo mało, a wytwórczość piosenkowa - kabaretowa, rewiowa, teatralna czy musicalowa - była bardzo duża. Andrzej Włast napisał dwa i pół tysiąca piosenek. Zginął w warszawskim getcie. Adam Aston nagrał 920 utworów na płyty do 1939 roku. Niesamowite liczby. A jeśli dzisiaj poprosimy kogoś na ulicy, żeby wymienił polską przedwojenną piosenkę, to albo nie będzie znał żadnej, albo powie "Już taki jestem zimny drań".
Marcin Masecki: Albo "Miłość ci wszystko wybaczy".
Jan Młynarski: Tak. Kiedy trzeba zrobić koncert muzyki przedwojennej i potrzeba pięknej piosenki dla kobiety, pierwsza jest właśnie "Miłość ci wszystko wybaczy". A tamten świat jest wielki. O dziwo, dzięki zrządzeniom losu, mnóstwo z płyt szelakowych przetrwało wojnę. Archiwum ZAIKS-u i wszystkie nuty spłonęły, absolutnie nic się nie zachowało, ale cały ten dorobek przetrwał na płytach. Tylko, że one się łatwo tłuką - wystarczy upuścić i rozbryzgują się jak szkło. Oczywiście, jest pewien procent rzeczy, które bezpowrotnie zniknęły, ale większość przetrwała. Frajdą jest wchodzenie w ten świat i szukanie rzeczy nieoczywistych, jak już wspomniane "Noc w wielkim mieście" czy "Kącik marzeń". Niektórych utworów sami nie znaliśmy.
Płyta Jazz Bandu, "Noc w wielkim mieście" spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem zarówno przez krytykę, jak również słuchaczy. Skąd - Waszym zdaniem - bierze się niegasnąca popularność przedwojennej muzyki?
Marcin Masecki: Jest wiele odpowiedzi na to pytanie. Jedną z nich jest to, że jazz w tamtych czasach był muzyką użytkową - do tańca, dla rozrywki. Po wojnie, ten gatunek stał się bardziej intelektualny, abstrakcyjny, przeznaczony do słuchania. A nas coś "bierz", kiedy słuchamy muzyki lat 20-tych czy 30-tych, zresztą nie tylko polskiej. Od razu uśmiecha się twarz i chodzi nóżka. Ma działanie uniwersalne. Nie wiem dlaczego, ale je ma.
Jan Młynarski: Poza tym, w świadomości przeciętnego odbiorcy, jeżeli leci taka muzyczka, to skojarzenie, że jest z Ameryki. Z jakiegoś starego filmu…
Marcin Masecki: Często po wojnie łączona z kreskówkami…
Jan Młynarski: Dokładnie. A nagle otwieramy świat naprawdę rasowych, mniej znanych polskich kompozycji. Nie nadawałbym temu wielkiej wymowy symbolicznej, ale myślę, że ma to duże znaczenie. Nagle, po tylu latach okazuje się: "kurcze, u nas też coś takiego było". Dodatkowo, oczywiście aranżacje Marcina i to, że realizujemy nasze założenia - poruszamy się w starym materiale, według starych prawideł sztuki, z tradycyjnym instrumentarium, ale jednocześnie jest to mimo wszystko zupełnie nowa opowieść muzyczna.
W ramach obchodów 74. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis przygotował projekt muzyczny poświęcony jednemu z najwybitniejszych polskich pieśniarzy i warszawiaków, Mieczysławowi Foggowi. Na płycie, której aranżerem jest Marcin Masecki, a producentem muzycznym Jan Emil Młynarski, gościnnie śpiewają: Agata Kulesza, Joanna Kulig, Barbara Kinga Majewska, Szymon Komasa.
Autor: Estera Prugar / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Dominik Gralak, Rafał Wielgus, MPWE