"Biega za psem z łopatą, okłada go. Grozi, że zakopie go żywcem. Potrzebna pomoc" - telefon z takim dramatycznym apelem odebrała pracowniczka sanockiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Dzwonił syn właścicielki psa, a zwierzę dręczyć miał konkubent jej córki. Na miejsce wezwana została policja.
O interwencję poproszeni zostali pracownicy Społecznego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Sanoku. - Odebrałam dramatyczny telefon z prośbą o pomoc. Mężczyzna relacjonował, że po przyjeździe do domu matki na miejscu zastał zakrwawionego, opuchniętego psa - relacjonuje Aneta Zaleska pracująca w towarzystwie.
"Biegał za psem z łopatą"
Według mężczyzny nad zwierzęciem miał znęcać się konkubent jego siostry. - Mówił, że jak furiat biegał za psem z łopatą, okładał go, a potem groził, że zakopie zwierzę żywcem - przytacza Zaleska.
Poza matką mężczyzny, który zawiadomił o zdarzeniu STOnZ, w domu mieszka jego siostra.
Zdaniem pracowników społecznych żadna z kobiet nie zareagowała. - Starsza pani boi się tego mężczyzny. Jest agresywny, lubi alkohol. Dopiero jej syn, gdy zobaczył na miejscu zwierzę, zaalarmował o zdarzeniu policję i weterynarzy. Od jednego z nich dostał właśnie numer do mnie - mówi Zaleska.
Wzięli sprawy w swoje ręce
Jak twierdzi kobieta, na miejsce wezwana została policja. Jednak funkcjonariusze mieli nie zauważyć nic niepokojącego. - Przyszli i wyszli. Ich zdaniem z psem nie działo się nic złego i odjechali - mówi Zaleska. I zaznacza: - Wtedy postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
Na miejscu zdarzenia kobieta odnalazła łopatę i kij, którym katowany miał być pies. - Na narzędziach wciąż widoczne były ślady jego krwi i sierści. Zawiozłam je na policję. Złożyłam zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa - relacjonuje. W rozmowie z portalem tvn24.pl nie kryje oburzenia. - Pies cierpi, mamy wyniki obdukcji. Ten mężczyzna popełnił przestępstwo, a policja nic z tym nie robi - tłumaczy.
"Pies nie pozwala się dotknąć"
Zwierzę wciąż przebywa na posesji u starszej kobiety. Sytuacją przerażona jest Jolanta Tomasik, prezes STOnZ. - Nie pomogła nam policja, nie wiem, czy powinniśmy zwierzę stamtąd zabrać. Pies po pobiciu jest bardzo agresywny, nie pozwala się dotknąć. W domu właścicielki przynajmniej ma działkę do biegania, tu mogłyby być problemy z jego wyprowadzaniem - wyjaśnia.
O sprawę zapytaliśmy policję. Rzecznik sanockich funkcjonariuszy Monika Hędrzak informuje, że funkcjonariusze przyjęli zgłoszenie i wyjaśniają okoliczności zdarzenia. - Policjanci zabezpieczyli przyniesione przez zgłaszającą przedmioty, które mogły służyć do popełnienia przestępstwa, dokonali oględzin miejsca zdarzenia, uzyskano też dokumentację od lekarza weterynarii - wylicza Hędrzak. Dodaje, że prowadzone jest postępowanie w sprawie znęcania się na zwierzętami.
- Jeżeli potwierdzi się fakt znęcania nad psem, sprawca usłyszy taki zarzut. Grozi mu kara do 2 lat pozbawienia wolności - zaznacza rzeczniczka.
Autor: mmw / wini /lulu / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: STOnZ w Sanoku