W śledztwie Michał powtarzał konsekwentnie: to nie moje narkotyki, nigdy nie paliłem maruihuany. Prokuratorzy tylko kiwali głowami, ale okazało się, że mężczyzna mówi prawdę. Wtedy śledczy sprawdzili, skąd narkotyki wzięły się w jego samochodzie i uznali, że Michałowi podrzucili je policjanci, którzy kontrolowali auto. Proces dwóch funkcjonariuszy ruszył właśnie w Baiałymstoku.
Michał wracał z Urzędu Skarbowego do domu jak zwykle o tej samej godzinie. Cały dzień pracował przy swoim biurku, od kilku lat już pełni funkcję inspektora kontroli skarbowej.
Po pracy jak zwykle utknął w korkach, stał więc w wężyku innych aut i czekał na rozładowanie ruchu. Przed nim kilkanaście aut, za nim podobna kolejka. Trochę więc się zdziwił, kiedy to akurat do niego podjechał partol policjantów.
- Ci jednak byli pewni: mężczyzna dziwnie się zachowywał - mówi Adam Kozub, rzecznik prokuratury okręgowej w Białymstoku. Jego koledzy przesłuchiwali policjantów.
Dziwnie się zachowywał, to go przeszukali
Jako że - ich zdaniem - Michał dziwnie się zachowywał, został przeszukany. - Znaleźli u niego narkotyki, ponad trzy gramy marihuany schowanej za siedzeniem - opowiada prokurator. - Tłumaczył, że to nie jego, że on nic nie wie o tych narkotykach - dodaje.
Michał nie wrócił więc, jak zwykle, do domu. Został zatrzymany.
- Podczas przesłuchania dowiedział się, że obciąża go nie tylko znaleziony pakunek. Że miesiąc przed kontrolą w korku powstała już policyjna notatka. A w niej informacje, że "rozprowadza i handluje na terenie Białegostoku środkami odurzającymi" - mówi Kozub.
Michał mógł wtedy pomyśleć, że gra rolę w filmie sensacyjnym, tylko kompletnie nie zna swojej roli. Powtarzał tylko w kółko: to nie moje narkotyki, nic nie wiem o rozprowadzaniu i w życiu nie paliłem marihuany.
Policjanci, prokuratorzy kiwali tylko głowami. A potem Michał usłyszał zarzuty za posiadanie narkotyków.
To była jesień 2011 roku i Michał mógł się domyślać, że to koniec: zaraz straci pracę, przez lata będzie chodzić po sądach.
Szukali go wcześniej
Nie wiedział, że już pół roku przed zatrzymaniem jego nazwisko trafiło do wyszukiwarek internetowych, było szukane w policyjnych bazach danych, że się o nim rozmawiało. Że szczególnie dużo czasu poświęcił mu Marek, policjant oddziału prewencji w Białymstoku.
- Interesował się Michałem, sprawdzał w dostępnych systemach jego dane. Starał się zdobyć jak najwięcej informacji: jakim samochodem się porusza, gdzie mieszka, o której kończy pracę - wymienia Kozub.
Ale stawiając Michałowi zarzuty prokuratorzy nie mieli jeszcze o tym pojęcia. Nie mieli pojęcia, że kiedy Michał mówił: "nigdy nie paliłem marihuany", nie kłamał.
Domyślili się po dwóch latach postępowania w tej sprawie.
Połączyli fakty.
Bo po pierwsze: dlaczego to akurat auto Michała postanowili skontrolować policjanci, skoro w korku tłoczyło się kilkanaście jak nie kilkadziesiąt pojazdów?
Po drugie: jak to możliwe, że na znalezionych narkotykach nie było odcisków palców Michała ani śladów jego DNA?
I jak on to zrobił, że w badaniu na narkotyki wyszedł mu wynik ujemny?
"Chcieli go po prostu wrobić"
- Postawiliśmy więc hipotezę, że policjanci prewencji - Marek i jego młodszy kolega Wojciech - chcieli po prostu Michała wrobić - informuje prokurator.
Jego koledzy umorzyli więc postępowanie w sprawie posiadania przez Michała narkotyków. - Dowody zgromadzone w tej sprawie świadczyły jasno, że ten mężczyzna na pewno ani nie spożywał, ani nie rozprowadzał narkotyków - wyjaśnia prokurator.
I wtedy jego koledzy zajęli się Markiem i Wojciechem.
- I ich oskarżyliśmy - mówi Kozub. - Marka o to, że pod koniec 2011 roku jako funkcjonariusz Oddziału Prewencji Policji w Białymstoku przekroczył uprawnienia służbowe i poprzez podstępne zabiegi oraz tworzenie fałszywych dowodów skierował przeciwko innej osobie - cytuje fragmenty aktu oskarżenia prokurator.
Podstępne zabiegi to: "sprawdzenie danych osobowych Michała" a następnie "sporządzenie nieprawdziwego meldunku, że ten rozprowadza i handluje środkami odurzającymi".
- Poza tym nakłonienie podległego sobie policjanta do podpisania tego meldunku - mówi Kozub. - I również to, że po kilku tygodniach, działając w porozumieniu z Wojciechem, po bezpodstawnym zatrzymaniu do kontroli pojazdu kierowanego przez Michała, podrzucił do niego opisane narkotyki. I na tej podstawie dokonał zatrzymania i przeszukania - wymienia prokurator.
Policjant został oskarżony też o składanie fałszywych zeznań - bo w trakcie postępowania dotyczącego Michała tłumaczył, że to prawda, że znalazł narkotyki w pojeździe mężczyzny. - Kłamał też, kiedy pytano go o powód zatrzymania do kontroli auta, mówiąc że kierowca "dziwnie się zachowywał" - informuje Kozub.
Jego kolega, Wojciech, został oskarżony o współpracę i składanie fałszywych zeznań.
"Bo był inspektorem kontroli skarbowej"
- Dlaczego ofiarą padł akurat Michał? Nasza hipoteza jest taka: bo był inspektorem kontroli skarbowej - mówi prokurator.
Jego zdaniem policjanci robili wszystko, żeby skierować przeciwko mężczyźnie służby, by miał postępowanie karne. - No cóż, Michał w pracy wydawał różne decyzje, które nie do końca mogły być po myśli kontrolowanych przez niego osób. Wśród tych osób byli ludzie, którzy mogli mieć kontakt z policjantami. Ale nie udało nam się potwierdzić, że funkcjonariusze działali na ich zlecenie - informuje Kozub.
Michał zeznał: chcieli mnie wrobić, bo kontrolowałem ich znajomych.
Marek zeznał: jestem niewinny, więcej nie powiem.
Wojciech zeznał: narkotyk do kontrolowanego pojazdu podrzucił Marek. To on chciał kontrolować akurat to auto i on zlecił przeszukanie, mimo że nie było ku temu podstaw.
Sprawą zajął się Sąd Rejonowy w Białymstoku: - Postępowanie będzie dosyć długie, na liście świadków jest kilkadziesiąt osób - informują pracownicy sądu.
Obu policjantom - 49-letniemu Markowi i 44-letniemu Wojciechowi grozi teraz od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. Obaj nie pracują już w policji - Marek przeszedł na emeryturę, Wojciech został zawieszony.
Autor: Olga Bierut / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24