Mężczyzna, który wyszedł na spacer ze swoim psem, najpierw dopuścił, aby pies rzucił się na ciężarną kotkę, a potem sam zaczął ją kopać. Kotka nie przeżyła. Materiał programu "Blisko ludzi" telewizji TTV.
Ciężarna kotka wygrzewała się na słońcu przed kwiaciarnią, gdzie pracowali jej opiekunowie Józef i Henryka Rajzner. - W pewnym momencie usłyszałam kwik i wyszłam na zewnątrz - relacjonuje pani Henryka. Zobaczyła, jak trzymany na smyczy pit bull gryzie bezbronną kotkę.
Właściciel psa sam zaczął ją kopać. To najgorsze, co mógł zrobić. - Przez to pies jeszcze mocniej trzymał, żeby mu zdobycz nie wypadła - wyjaśnia Katarzyna Skórska z Ośrodka Szkolenia Psów "Na Woli". Właściciel ciężarnej kotki poczuł bezsilność. Bał się, że gdy podejdzie bliżej, należący do agresywnej rasy pies rzuci się na niego. Z pomocą przyszła synowa, która kijem rozdzieliła zwierzęta. Dopiero wtedy właściciel pit bulla uniósł go na smyczy, czyli - jak twierdzą specjaliści - zrobił to, co powinien zrobić natychmiast po ataku. Kotka została uwolniona. Mimo pomocy weterynarza zdechła. Gdyby żyła, w tym tygodniu urodziłaby młode.
Można było tego uniknąć
- Nie ma co się dziwić, że pies rusza za kotem, taka jest jego natura. Gdyby jednak miał kaganiec, taka sytuacja nie miałaby miejsca - mówi Anna Giszter- Łodziewska z "Głosu Słupcy". To właśnie ta gazeta opublikowała nagranie z monitoringu, na którym widać całe zdarzenie. Zbulwersowani sprawą są także mieszkańcy osiedla, na którym mieszka właściciel psa. - Największym błędem mężczyzny było to, że pies szedł na smyczy, ale bez kagańca. Równie dobrze psu mogłoby się coś nie spodobać w zachowaniu dziecka i skoczyłby na dziecko - powiedział jeden z lokatorów osiedla. - Ten pies cały czas chodzi bez kagańca - przyznaje pani Henryka.
Bezkarny
Opiekunowie kota zgłosili sprawę policji. Mimo że od zdarzenia upłynęły blisko dwa tygodnie, właściciel pitbulla nie usłyszał żadnych zarzutów ani nie został ukarany mandatem. - Wkrótce zapadną konkretne decyzje - mówi Marlena Kukawka z Komendy Powiatowej Policji w Słupcy. Paradoksalnie, nieprzyjemności spotkały właściciela kota. - (Opiekun pit bulla) nasłał na mnie służby weterynaryjne. Twierdził, że mój kot go zaatakował i pogryzł - przyznaje pan Józef.
Autor: rf\mtom/zp / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV