Jedwabne to fakt historyczny, w którym doszło do wielu nieporozumień i bardzo tendencyjnych opinii - powiedziała w "Kropce nad i" minister edukacji narodowej Anna Zalewska. Monika Olejnik zapytała szefową MEN, kto odpowiada za śmierć żydowskich mieszkańców tej miejscowości w lipcu 1941 r.
Minister edukacji była pytana m.in. o proponowaną przez resort większą liczbę lekcji historii w szkołach oraz o to, jak powinno się uczyć m.in. o trudnych momentach w relacjach polsko-żydowskich.
- Uczmy młodzież pamięci i szacunku do tych zdarzeń, aby Holokaust nigdy się nie powtórzył - mówiła Anna Zalewska.
W trakcie programu minister nie chciała jednak wprost odpowiedzieć na pytanie, kto odpowiada za zamordowanie Żydów w Jedwabnem w 1941 r.
- To fakt historyczny, w którym doszło do wielu nieporozumień, do wielu bardzo tendencyjnych opinii - mówiła.
- Dramatyczna sytuacja, która miała miejsce w Jedwabnem, jest kontrowersyjna. Wielu historyków, wybitnych profesorów, pokazuje zupełnie inny obraz - tłumaczyła. - Zostawmy to historykom i książkom historycznym - apelowała.
Minister podobnie unikała odpowiedzi na pytanie, kto ponosi winę za pogrom kielecki w 1946 r., ofiarą którego także byli Żydzi.
- Różne były zawiłości historyczne - powiedziała Zalewska. Według niej, za tamtą zbrodnię odpowiadali "antysemici", ale nie Polacy. - Nie do końca "Polak" równa się "antysemita". To były określone uwarunkowania historyczne i polityczne - stwierdziła.
"Należy uszanować decyzję ministra Macierewicza"
Zalewska komentowała także decyzję szefa MON, który chce, by podczas uroczystości z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego odczytano tzw. apel smoleński. Według niej w żaden sposób nie uchybia to powstańcom.
- Należy, po pierwsze, uszanować decyzję pana ministra Macierewicza, raczej ograniczać szum medialny, który jest wokół tej sprawy i zauważyć, że Rada Muzeum (Powstania Warszawskiego - red.) jest reprezentowana przez polityka i żonę polityka - powiedziała szefowa MEN (do rady należą m.in. wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak, Ligia Krajewska z PO oraz Ewa Malinowska-Grupińska, żona Rafała Grupińskiego z PO - red.).
Na początku lipca rada podjęła uchwałę, w której opowiedziała się za tym, aby "treść apelu poległych odczytywanego podczas 72. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego pozostała niezmienna w stosunku do lat poprzednich". Jak zaznaczono, rada solidaryzuje się tym samym z opinią przedstawicieli Związku Powstańców Warszawskich.
Minister edukacji przekonywała jednocześnie, że ofiary katastrofy smoleńskiej można nazywać "poległymi". - Z mojej wiedzy wynika, że "poległ" to właśnie "zginął", a nie "poległ na polu bitwy" - przekonywała.
"Wygaszanie gimnazjów jest ratowaniem miejsc pracy"
Anna Zalewska mówiła także o planowanym wygaszaniu gimnazjów i zmianie polskiego systemu kształcenia. Według niej, przygotowywana reforma nie doprowadzi do przeludnienia w szkołach, bo będzie niż demograficzny.
Jednocześnie uspokajała nauczycieli, którzy w związku z likwidacją gimnazjów, obawiają się zwolnień.
- Właśnie wygaszanie jest ratowaniem miejsc pracy - przekonywała Zalewska. - W ośmioletniej szkole podstawowej chcemy zrealizować siatkę godzin, która była w cyklu dziewięcioletnim. Mamy tyle samo dzieci, tyle samo godzin i w związku z tym tyle samo nauczycieli - tłumaczyła.
Szefowa MEN była także pytana o słowa prezydenta USA Baracka Obamy dotyczące impasu w sprawie polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Jej zdaniem, amerykański prezydent wcale nie wyraził swojego niepokoju.
- W kontekście całej wypowiedzi wybrzmiało, że Polska jest gwarancją, iż rzeczywiście wszystko skończy się jakąś zgodą, do której zresztą Prawo i Sprawiedliwość i rząd dążą - oceniła Zalewska.
Jak mówiła, język Obamy był "absolutnie dyplomatyczny", a ona sama czuła dumę z tego, że warszawski szczyt NATO zakończył się dla Polski sukcesem.
Autor: ts//plw / Źródło: tvn24