Półtoraroczny Patryk i półroczny Alan zostali porzuceni przez matkę i nadal są rozdzieleni. Starszy jest w Katowicach, młodszy w Sosnowcu, czyli tam gdzie ich znaleziono. - Bracia powinni być razem i to jak najszybciej. Między nimi jest już silna więź - twierdzi Daniel Fąferko, szef Stowarzyszenia Rodzicielstwa.
25-letnia Kinga porzuciła swoje dzieci: 7-miesięcznego Alana w kościele w Sosnowcu, a 1,5-rocznego Patryka dzień później w kościele w Katowicach. Przy młodszym zostawiła kartkę z prośbą o zaopiekowanie. - Tam jest dziecko, zadzwońcie na policję - powiedziała do kobiet pod katowicką świątynią.
Gdy w piątek została zatrzymana, wyjaśniała policji, że zrobiła to z biedy, dla dobra dzieci. Straciła pracę i dach nad głową na Pomorzu i przyjechała do babci w Sosnowcu. - Chciałam, żeby ktoś stworzył dla nich normalną rodzinę, której ja nie potrafiłam stworzyć - wyznała.
- Wierzę, że taka była intencja matki - mówiła w studio TVN 24 Aleksandra Piotrowska, psycholog dziecięcy z Uniwersytetu Warszawskiego. - Przemawia za tym kondycja dzieci. Nie są zaniedbane, wyglądają na wypielęgnowane, są ufne do obcych ludzi, co świadczy o tym, że nie były ofiarami przemocy, że ktoś się nimi czule zajmował - oceniła.
Piotrowska podkreślała, że nie chce za wszelką cenę bronić matki, ale 25-latka najwyraźniej nie wiedziała, gdzie szukać pomocy. - To kolejny przypadek, kiedy zła sytuacja materialna doprowadza do rozstania matki z dziećmi. Podstawowa sprawa do załatwienia teraz to kąt do mieszkania, jeśli ta matka może dalej opiekować się synami - mówiła psycholog.
Ale 25-latka trafiła za kraty. Jak ustaliła policja, miała zasądzony miesiąc aresztu za niestawianie się na wezwania sądu w innej sprawie. Przed zamknięciem dostała pomoc medyczną.
- Przebadali ją lekarze specjaliści, którzy nie widzieli przeciwwskazań do tego, by przebywała w areszcie. Biegli psychiatrzy będą powołani na etapie postępowania sądowego - mówi Jacek Pytel, rzecznik policji w Katowicach.
Sąd też zdecyduje o dalszych losach dzieci. Na razie, jak potwierdza Pytel, chłopcy przebywają w miastach, gdzie zostali odnalezieni, Alan w rodzinie zastępczej w Sosnowcu, Patryk w pogotowiu opiekuńczym w Katowicach. Czyli osobno.
Przechodzą z rąk do rąk
- Taka jest procedura administracyjna, inne ośrodki pomocy społecznej, inne sądy rodzinne. A bracia powinni być razem, i to jak najszybciej - twierdzi Daniel Fąferko, szef Stowarzyszenia Rodzicielstwa. - Nie trzeba być fachowcem, żeby o tym wiedzieć. Głośne medialnie były historie, kiedy to rodzeństwo poszukiwało się po latach rozłąki. A wedle ustawy o pieczy zastępczej należy podtrzymywać relacje dziecka nawet ze środowiskiem, z którego się wywodzi, z rówieśnikami - dodaje Fąferko.
Jest pewien, że między Patrykiem i Alanem istnieje więź emocjonalna. - Na pewno starszy przywiązany jest do młodszego. On chodził wokół tego braciszka - mówi. - Gdy przejmowaliśmy opiekę nad 2,5 miesięcznym dzieckiem, wzięliśmy z domu rodzinnego jego ubrania, żeby miało wokół ten sam zapach i oddaliśmy jego rzeczy, kiedy wracało do rodziców. Nie ma sensu udowadniać, czy tak małe dziecko coś czuje, czy nie. Trzeba robić wszystko, żeby zniwelować skutki zmiany.
Zdaniem Piotrowskiej, chłopcy najprawdopodobniej nie będą mieli świadomych wspomnień o porzuceniu, nie będą umieli opowiedzieć, co się dokładnie stało. Ale zapamiętają to zdarzenie na poziomie emocji. - Przeżyli zmianę tego, co w ich życiu jest najważniejsze, czyli opieki ze strony jednej osoby. Tym dzieciom z dnia na dzień, z chwili na chwilę wywrócił się świat do góry nogami. Ileś godzin przechodziły z rak do rąk. Trafiły do rodziny zastępczej, ale to też nie jest ich miejsce docelowe - powiedziała psycholog.
Inni ojcowie
Zapytaliśmy wydział rodzinny w Katowicach, co z pozostałą rodziną chłopców, czy oni nie mogliby zaopiekować się chłopcami. Dotąd nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Wiadomo na razie, że Patryk i Alan mają różnych ojców.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice