Szefem Biura Ochrony Rządu został oficer policji, który nie jest związany z żadną z grup zaciekle walczących od kilkunastu miesięcy o kontrolę nad tą instytucją. - Ministerstwo postawiło na osobę z zewnątrz, spoza tych obozów - ocenia były szef BOR. Tomasz Miłkowski zna angielski i hiszpański, jest raczej teoretykiem niż praktykiem - dodają nasi rozmówcy z kręgów policyjnych.
- Chcemy przedstawić człowieka, który będzie odpowiedzialny za wprowadzenie zmian. Pan generał Tomasz Miłkowski, który do dzisiaj był komendantem wojewódzkiej policji małopolskiej, z dniem jutrzejszym obejmuje szefostwo w Biurze Ochrony Rządu - tak we wtorek nowego szefa BOR przedstawiła premier Beata Szydło.
"Koniec PO" w BOR
Przypomnijmy, że Biuro od kilku miesięcy miało tymczasowego szefa. W ostatnich dniach ubiegłego roku generał Andrzej Pawlikowski, który kierował BOR od wyborów wygranych przez PiS, poszedł na miesięczne zwolnienie lekarskie. Rezygnację z pełnionej funkcji złożył 27 stycznia a minister spraw wewnętrznych i administracji powierzył kierowanie tymczasowo formacją pułkownikowi Tomaszowi Kędzierskiemu.
- Taka delegacja może trwać trzy miesiące. Zatem kończył się po prostu czas, w którym ministerstwo powinno podjąć decyzję - tak ogłoszoną we wtorek decyzję o nominacji Tomasza Miłkowskiego komentuje w rozmowie z tvn24.pl jeden z byłych szefów BOR, proszący o zachowanie anonimowości.
Nominacja do ostatniej chwili była utrzymywana w tajemnicy. Niewiele osób wiedziało, jakie są powody wezwania na wtorkowy poranek do szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka komendanta wojewódzkiego małopolskiej policji. Nawet najbliżsi współpracownicy rozpatrywali jeszcze we wtorek rano różne scenariusze: od odwołania po awans Miłkowskiego do Komendy Głównej. Nie brali pod uwag tego, że chodzi o kierowanie Biurem Ochrony Rządu.
Oficjalnie nadinspektor (policyjny odpowiednik stopnia generała - red.) Tomasz Miłkowski objął stery w BOR w środę.
- Kończy się czas Platformy u nas, dość tego powierzania obowiązków - śmieje się jeden z naszych rozmówców, funkcjonariusz BOR.
Fachowiec, ale nie praktyk
Atutem nowego szefa BOR jest znajomość dwóch języków obcych: angielskiego oraz hiszpańskiego. Miłkowski ma za sobą ciekawą karierę w policji: zaczynał od pracy w komisariacie w Rudzie Śląskiej w 1991 roku w pionie prewencji, przez cztery lata "szlifował bruki". Potem skończył Wyższą Szkołę Oficerską w Szczytnie i związał się z policyjnym szkolnictwem. Ale zajmował się głównie logistyką szkoły: finansami i kadrami. Po 14 latach awansował, by kierować tym samym pionem, ale już w komendzie wojewódzkiej policji we Wrocławiu.
Po ostatnich wyborach awansował na stanowisko komendanta wojewódzkiego w Krakowie. Już kilka miesięcy później czekał go poważny egzamin związany z zapewnieniem bezpieczeństwa podczas Światowych Dni Młodzieży. Wraz z podległymi sobie policjantami zdał ten egzamin doskonale.
- Tyle że natychmiast po Światowych Dniach Młodzieży zostali odwołani i wysłani na emeryturę zastępcy komendanta, którzy je przygotowywali. Bo kiedyś włożyli mundur Milicji Obywatelskiej. Nie miały znaczenia ich zasługi i praca przez 26 kolejnych lat - mówi część naszych rozmówców.
Inni tłumaczą, że Tomasz Miłkowski nie miał wyjścia, po prostu realizował politykę Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, które wysyła na emerytury wszystkich funkcjonariuszy z przeszłością w PRL.
Walka grup
Nadinspektor Miłkowski w nowej pracy nie będzie miał łatwego zadania. Pochodzi z zewnątrz, nie ma wiedzy o Biurze Ochrony Rządu i ścierających się wewnątrz siłach. Tymczasem według zgodnych relacji, jakie docierają do tvn24.pl, od wyborów trwa w BOR wewnętrzna walka o kontrolę nad tą instytucją.
- Jeden obóz to ludzie związani z Grom Group, która od lat zajmuje się ochroną osobistą Jarosława Kaczyńskiego. Drugi był skupiony wokół generała Andrzeja Pawlikowskiego, który miał bardzo dobre relacje z prezydentem Andrzejem Dudą - tłumaczy jeden z naszych rozmówców.
Pawlikowski musiał odejść po wybuchu afery związanej z kontraktem dla Sensus Group dla PKP. Tajemniczą spółkę, która nie miała nawet siedziby, a jedynie adres korespondencyjny, założył były wspólnik Andrzeja Pawlikowskiego. Prokuratura przedstawiła zarzuty karne zarządowi PKP i właścicielowi Sensusa.
Rola w tej sprawie Andrzeja Pawlikowskiego nie jest jasna. Nie usłyszał zarzutów, jedynie został przesłuchany z ostrzeżeniem, że w przyszłości mogą mu one zostać przedstawione. Na razie stan jego zdrowia wyklucza udział w czynnościach procesowych.
- MSWiA postawiło na osobę z zewnątrz, spoza tych obozów. Pewnie to jedyne rozsądne wyjście. Ale większość kadry jest związana z jednym lub drugim obozem i nie wszyscy będą lojalni wobec Miłkowskiego - uważa jeden z byłych szefów BOR.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl)//plw / Źródło: tvn24.pl