Trzypasmowa jezdnia obwodnicy podwarszawskich Marek. Na poboczu auto dostawcze. Ciągnik siodłowy pędzi wprost na nie. Trudno uwierzyć, że nikomu nic się nie stało. Ale kierowca tira i tak stanie przed sądem.
Na nagraniu z kabiny innego auta widać, jak ciężarówka uderza w dostawczaka, z którego wypada ładunek. Ludzie w ostatniej chwili wyskakują z auta. Sekundy. Rury i inne elementy rozsypują się po całej drodze. Ciężarówka jeszcze przez kilkadziesiąt metrów ciągnie busa na zderzaku. Potem odbija w lewo i jednostajnym tempem jedzie prosto na bariery rozdzielające jezdnie, na których ostatecznie się zatrzymuje.
Najpierw: kolizja
Policjanci na początku przekonywali, że całe zajście, to kolizja, bo nikomu nic się nie stało. Pytaliśmy wtedy, czy znane są choćby wstępne przyczyny zdarzenia i czy wiadomo, dlaczego kierowca ciągnika siodłowego jechał tak, jakby nie widział, że na drodze stoi inny pojazd. - Ten kierowca nie tłumaczył nam się. Nie mieliśmy podstaw do tego, by traktować to jako zasłabnięcie tego kierowcy. Z tego co ustalili policjanci, prawdopodobnie było to niedostosowanie prędkości do warunków jazdy – mówił wówczas Piotr Świstak z wydziału prasowego Komendy Stołecznej Policji.
I dodawał, że mężczyzna został ukarany mandatem. Teraz okazuje się, że kierowca tira stanie przed sądem.
Teraz: akt oskarżenia
Do sądu trafił akt oskarżenia w sprawie 53-latka. Śledczy zarzucają kierowcy mana "naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym i - w konsekwencji - sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym dla wielu osób, w tym siedmiu ustalonych osób, które w postępowaniu mają status osób pokrzywdzonych, a także uczestników ruchu, których danych nie ustalono". Chodzi nie tylko o osoby, które wyskoczyły z auta dostawczego. Według śledczych zagrożeni byli też kierowcy i pasażerowie aut, które po zderzeniu musiały wykonywać manewry.
Jeszcze przed postawieniem zarzutów, do prokuratury wpłynęła opinia biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych. - Wynika z niej, że w tachografie pojazdu man nie było umieszczonej karty kierowcy, co oznacza, ze pojazd wykonywał przewóz wyłączony z obowiązywania przepisów dotyczących czasu pracy kierowcy. Opinia potwierdza, że taktyka i technika prowadzenia pojazdu była nieprawidłowa – przekazał rzecznik.
Nie przyznaje się
Według biegłego, 53-latek przynajmniej na kilka sekund przez zdarzeniem nie obserwował drogi, czego konsekwencją było wjechanie na pas awaryjny i uderzenie w środek zaparkowanego forda. Podejrzany nie przyznał się do winy. Śledczym tłumaczył, że do zdarzenia doszło z powodu zaniechań kierowcy auta dostawczego, który nie wystawił na jezdnię trójkąta ostrzegającego (ten otrzymał mandat karny w kwocie 100 zł za postój na pasie awaryjnym).
Termin rozprawy kierowcy ciężarówki nie został jeszcze wyznaczony.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Rafał Wacławek / RAWOTECH